„Wiersze zebrane” księdza Jerzego Szymika. Czułość ogrodnika, precyzja chirurga

Szymon Babuchowski

|

GN 09/2024

publikacja 29.02.2024 00:00

Lektura Wierszy zebranych księdza Jerzego Szymika stwarza niepowtarzalną okazję do tego, by prześledzić najważniejsze wątki twórczości autora Ogrodu.

„Wiersze zebrane” księdza Jerzego Szymika. Czułość ogrodnika, precyzja chirurga Henryk Przondziono /Foto Gość

Ta książka imponuje już samym rozmiarem. Wiersze zebrane ks. Jerzego Szymika to bowiem pierwsza tak szeroka prezentacja twórczości jednej z najciekawszych obecnie postaci polskiej poezji, i to nie tylko tej pisanej przez księży. Choć liryka kapłańska ma w naszym kraju dość szeroką tradycję (Pasierb, Twardowski, Sochoń, Wojtyła, Oszajca – by wymienić tylko najbardziej znane nazwiska), to jednak poezja ks. Jerzego Szymika zajmuje w tej grupie miejsce osobne, zasługujące na szczególną uwagę z wielu względów. Jest to bowiem twórczość poruszająca nie tylko swoją głębią duchową, ale również wysmakowana pod względem artystycznym, pisana z dużą świadomością tradycji literackiej, a jednocześnie mocno zanurzona we współczesności.

To coś spoza mnie

Książka, która właśnie ukazała się nakładem Księgarni św. Jacka, cenna jest także ze względu na fakt, że starsze tomy poezji ks. Szymika są już prawie nie do zdobycia na rynku księgarskim. Tymczasem dopiero taka całościowa lektura wierszy pszowskiego poety pozwala lepiej dostrzec najważniejsze wątki tej twórczości i prześledzić rozwój pisarskiego warsztatu autora. Trzeba przyznać, że droga od nieco „młodzieńczego” jeszcze zbioru Uczę się chodzić (1988) do wybitnego Ogrodu (2020), będącego jednym z najlepszych tomów poetyckich ostatnich lat, jest fascynująca. Czytelnik Wierszy zebranych staje się naocznym świadkiem przemian, jakie zachodzą w poetyce ks. Jerzego Szymika na przestrzeni ponad trzech dekad. Widzimy, jak stopniowo (ale dość szybko!) poezja ta oczyszcza się z nut sentymentalnych, porzuca też pokusę mowy zbyt łatwej, bezpiecznej, chroniącej się w gotowych kliszach kościelnego stylu czy też w językach innych poetów. Prędko zaczyna przemawiać własnym, odrębnym głosem, choć jednocześnie prowadzi kunsztowny dialog: z językami mistrzów polskiej poezji, takimi jak Czesław Miłosz czy Zbigniew Herbert, z pismami wybitnych teologów, z Josephem Ratzingerem na czele, ale też z popkulturą: tekstami piosenek, filmami, a nawet obrazami atakującymi nas z billboardów.

Dialogując ze światem, ks. Jerzy Szymik pozostaje wierny słowom żarliwej modlitwy, którą wypowiada już w debiutanckim tomie: „Obyś się w dłoniach moich rodził...”. To właśnie kapłaństwo jest jednym z najważniejszych tematów tej poezji. Dla świeckiego czytelnika to niezwykła okazja współodczuwania z osobą konsekrowaną. Podczas lektury doświadczamy niemal namacalnie zarówno tej szczególnej odmiany samotności („godzę się na puste miejsce w moim łóżku,/ nawet jeśli miałaby je zająć śmierć”), jak i „radości większej niż cokolwiek”, skoro towarzyszy jej świadomość, że istnieje „to coś spoza mnie, w mojej krwi obecne bardziej niż ja sam”.

Miej o nich staranie

Głęboko poruszające są obrazy kapłańskiego powołania „śląskich chłopaków”, którzy dorastali „wśród bladych łąk i kopalnianych stawów”:

Szedł skrajem familoków

jak pękniętym jarem Pustyni Judzkiej

i wyraźnie potrzebował naszej pomocy.

Wołał nas.

Rozumieliśmy z tego niewiele,

ale jednak najważniejsze:

że Jemu się nie odmawia

 

– czytamy w wierszu „Być śląskim księdzem”. Od razu trzeba jednak zaznaczyć, że jest to twórczość daleka od dewocyjności, którą czasem, dość stereotypowo zresztą, kojarzymy z poezją kapłańską. Bo kapłaństwo oznacza tu także troskę o tych, którzy autorowi zostali powierzeni. Czy są to pijani rezerwiści na dworcu kolejowym, czy też młodzi ludzie z dredami i kolczykami w brwiach, „wyplątujący kabelki z włosów”, zamiast osądzania zawsze aktualne pozostaje tu wezwanie z przypowieści o miłosiernym Samarytaninie, sparafrazowane w wierszu „Emmanuel”: „Ty miej o nich staranie”. Bo przecież obraz czułego Boga, który mówi: „Zostanę przy nich, byle mi nie zginęli. / Co zrobię, gdyby mi zginęli?”, zobowiązuje.

Zstąpił do piekieł

W poszukiwaniu zaginionych owiec autor zapuszcza się często w rejony popkultury, którą z pasją portretuje, zachowując jednak dystans tam, gdzie okazuje się on konieczny. Ks. Jerzy Szymik doskonale wyczuwa puls czy może raczej rozedrganie współczesnej cywilizacji, ale stawia jej jasne granice. Z chirurgiczną wręcz precyzją, bez znieczulenia, wbija ostrze słowa tam, gdzie tocząca świat choroba domaga się zdecydowanych cięć. A jednocześnie z czułością ogrodnika poeta pielęgnuje to, co w nas kruche, delikatne, domagające się ochrony, piękne. „Przycinam, nawożę. Każesz – wyrwę./ Chcesz – zasadzę. Powiesz – zrobię” – te słowa z wiersza otwierającego ostatni tom zdradzają źródła takiej postawy. Żeby zmagać się ze światem (ale i z samym sobą), trzeba najpierw słuchać Boga, bo to On podpowiada, jakich w danej sprawie i danym momencie użyć narzędzi – wskazuje ksiądz Szymik.

Stąd zapewne wynika ostry, głęboko polemiczny ton niektórych spośród ostatnich wierszy poety, takich jak np. znakomity „List Europejczyka do Atheny Farrokhzad w odpowiedzi na jej »List do Europy«”, jak na dłoni pokazujący, o co toczą się dziś najważniejsze zmagania na naszym kontynencie. Ale i tutaj poeta kreśli perspektywę nadziei, bo przecież:

 

(…) On zstąpił do waszych piekieł,

gdzie pełno świeżo

zakrzepłej krwi po zabitym Bogu.

I w antykrólestwie

waszej śmierci, cywilizacji wywiedzionej z bluzgu

Nietzschego i skowytu Ginsberga, rozlega się głos Boga,

słyszysz,

Atheno?

 

Czasem pobrzmiewa w tych utworach nuta delikatnej goryczy, tak jak w zamykającej książkę „Piosence o końcu moich Katowic”, będącej pożegnaniem z miastem, z którym poeta z Pszowa przez wiele lat był związany, prowadząc w nim m.in. wykłady z teologii. „Długo się ciebie uczyłem” – powie, zauważając coraz większe pęknięcia w duchowej tkance stolicy Górnego Śląska, w której „w czas zarazy/ bezczeszczono plac/ przed świątynią Króla” (to gorzkie podsumowanie pamiętnych protestów z października 2020 r.):

 

pęka rym, łamie się twój rytm,

samolot kreśli ósemki pod niebem

Muchowca,

na Mariackiej słychać nocami muzykę,

pustoszeją twoje kościoły

 

W to wszystko wpisana jest jednak zgoda poety na to, by działo się inaczej, niż on sam zaplanował, bo przecież nad wszystkim czuwa Ten, dla którego w tych samych kościołach ciągle płoną wieczne lampki. „Było dobre wszystko,/ o nic nie mam żalu” – mówi ks. Szymik, a wiersz swój kończy, parafrazując Miłosza, słowami: „Innego końca nie będzie”. Nie będzie, bo nie do nas należy koniec.

My dostaliśmy tylko ten czas, który mamy wykorzystać jak najlepiej. Dlatego ciągle powstają czułe wiersze poświęcone mamie, przyjaciołom, muzyce i krajobrazom zapierającym dech w piersiach. Bo jak sugeruje autor, nie wszystko jeszcze stracone:

 

„Świat więc się kręci, Europa zakręca,

a i my sami nie wyglądamy tu na ludzi,

którzy mieliby wszystkiego dość. Chris

Rea gra na naszych emocjach, oleandry,

śliskie, wilgotne, płoną i pachną

wniebogłosy”

 

To poezja głęboko chrześcijańska, a zarazem głęboko ludzka – znakomicie wyrażająca wspólną nam wszystkim tęsknotę za miłością. I w sposób nienachalny, ale wyrazisty – mający bowiem moc świadectwa – wskazująca Źródło tej miłości.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.