Zatopione miasta, czyli jak zmieniający się klimat wpływa na naszą cywilizację

Wojciech Teister

|

GN 09/2024

publikacja 29.02.2024 00:00

Odkrycie na dnie Bałtyku jednej z najstarszych wzniesionych przez człowieka budowli skłania do refleksji nad tym, jak klimat wpływa na kształt naszej planety i… cywilizacji.

Zatopione miasta, czyli jak zmieniający się klimat wpływa na naszą cywilizację Henryk Przondziono /Foto Gość

Znaleziska archeologiczne można podzielić na takie, które były efektem zaplanowanych poszukiwań, skoncentrowanych na konkretnym celu (jak odkrycie przez Cartera i Carnarvona grobowca faraona Tutanchamona) i te, do których dochodzi przypadkowo, przy okazji innych badań lub różnego rodzaju codziennych prac. Do tej drugiej kategorii możemy zaliczyć odkrycie, jakiego dokonali w 2021 r. niemieccy naukowcy, mapujący południowo-zachodnie wybrzeże Bałtyku w rejonie Zatoki Meklemburskiej. W czasie prowadzonych obserwacji dostrzegli na dnie morza długą na niemal kilometr kamienną strukturę o nieprzypadkowym położeniu. Postanowili przyjrzeć się znalezisku bliżej, a efekty badań prowadzonych przez kilkanaście miesięcy pod kierunkiem profesorów Jacoba Geersena z Leibnitz Institut i Marcela Brandtmoellera z uniwersytetu w Rostocku, opublikowane w czasopiśmie naukowym „PNAS”, okazały się zaskakujące.

Migotliwa ściana

Swoje znalezisko badacze nazwali Blinkerwall – migotliwa ściana. To, co zauważyli na dnie morza, jest jedną z najstarszych konstrukcji zbudowanych ręką człowieka na kontynencie europejskim – powstało od 9900 do 11 700 lat temu. Blinkerwall jest więc co najmniej dwa razy starsza niż słynne Stonehenge, którego najstarsze części datuje się na nieco ponad 5 tys. lat. Podwodny mur znajduje się około 10 km na północny zachód od nadmorskiej miejscowości Rerik, 21 metrów pod taflą Bałtyku. Konstrukcja ma 971 metrów długości i jest zbudowana z 1673 kamieni różnej wielkości, ułożonych wzdłuż 288 większych głazów naniesionych w to miejsce siłami natury, przez cofający się lodowiec. Mur ma wysokość około jednego metra, a szerokość dochodzi do dwóch metrów. Całość waży około 142 ton. Imponujący rozmach, prawda?

Model 3D fragmentu Blinkerwall przylegającego do dużego głazu na zachodnim krańcu muru.   Model 3D fragmentu Blinkerwall przylegającego do dużego głazu na zachodnim krańcu muru.
Philipp Hoy /uniwersytet w rostoku

O tym, że konstrukcja jest dziełem człowieka, świadczą m.in. bardzo regularna struktura i układ ściany, a także fakt, że w bezpośrednim sąsiedztwie prawie nie znaleziono mniejszych kamieni, choć w dalszej okolicy jest ich całkiem sporo. Oznacza to, że zostały zebrane i wykorzystane do budowy muru.

Do prac archeologicznych wykorzystano mnóstwo sprzętu i technologii: od różnego rodzaju łodzi podwodnych, przez roboty pobierające próbki, po programy i techniki modelowania, pozwalające odtworzyć wygląd tego terenu 10 tysięcy lat temu. Dzięki temu wiemy, że Blinkerwall stoi na grzbiecie biegnącym ze wschodu na zachód i tworzył pewnego rodzaju korytarz z położonym wzdłuż konstrukcji jeziorem o szerokości 5 km.

Po co prehistoryczni mieszkańcy tych terenów zbudowali taką konstrukcję? Najprawdopodobniej służyła jako pułapka – obiekt pomocny przy polowaniu na występujące jeszcze w tym okresie na wspomnianym terenie renifery. Część łowczej drużyny zapędzała zwierzynę między dwie przeszkody (jezioro i mur), a pozostali myśliwi zaczajeni za murem mieli znacznie ułatwione zadanie, strzelając do złapanych w pułapkę renów.

Niejedna Atlantyda

Ukryty na dnie Zatoki Meklemburskiej potężny mur to z pewnością najstarsza znana, ale nie jedyna zbudowana przez człowieka konstrukcja, którą pochłonęły morskie wody. Znamy dziś całkiem sporo wiosek i całych miast, które niegdyś tętniły życiem, a potem znalazły się pod wodą niczym mityczna Atlantyda.

Jedną z najstarszych tego typu miejscowości jest leżąca u wybrzeży Izraela neolityczna wioska Atlit Yam. Miejscowość, niegdyś zapewne położona nad brzegiem morza, padła ofiarą podnoszącego się poziomu wód pod koniec ostatniego zlodowacenia. Na zalanym obszarze około 10 akrów do dziś można znaleźć pozostałości domostw czy miejsce pochówku. Wszystko znajduje się 10 metrów pod powierzchnią Morza Śródziemnego.

Ten sam akwen zabrał młodsze, ale znacznie większe miasta: znajdujące się w Egipcie Heraklejon i znaczny obszar Aleksandrii. Pierwsze usytuowane było w delcie Nilu i znalazło się pod wodą prawdopodobnie na skutek trzęsienia ziemi lub kilku trzęsień. Ponownie odkryte na początku XXI wieku jest do dziś obszarem badań podwodnych archeologów, którzy znajdują tam mnóstwo artefaktów i budowli będących bogatym źródłem wiedzy o starożytnej cywilizacji. Z Aleksandrią sprawy miały się inaczej – ta ulegała morskim falom stopniowo, a jej najniżej położone dzielnice zostały zalane w ciągu kilkuset lat. Dziś najgłębsze pozostałości miasta znajdują się około 8 metrów pod wodą.

Jedną z najbardziej tajemniczych jest historia indyjskiego miasta Dwarka. Ale nie tego współczesnego, leżącego nad brzegiem Morza Arabskiego, a jego starożytnego odpowiednika. Opowieść o zalaniu ośrodka kultu bóstwa Kriszny była przekazywana w legendach, ale wreszcie w odległości 20 km od brzegu odkryto na dnie morza ruiny dwóch świątyń podobnych do tych, jakie budowała cywilizacja doliny Indusu. A ślady geologiczne sugerują, że około 3500 lat temu w tej okolicy miało miejsce potężne trzęsienie ziemi.

Jedną z najnowszych historii jest tragedia istniejącego do dziś na Jamajce miasta Port Royal. W XVII wieku był to jeden z najważniejszych ośrodków miejskich na Karaibach. Wszystko zmieniło jedno trzęsienie ziemi w 1692 r. W jego wyniku kruche wapienne skały, na których zbudowana była znaczna część miasta, dosłownie uległy rozmyciu. Ze spisanych relacji świadków dowiadujemy się, że w mgnieniu oka morze pochłonęło dziesiątki budynków i tysiące ludzi. Zginęło wówczas 2 tys. mieszkańców i podróżnych, a podwodne ruiny są dziś chronione przez UNESCO.

To tylko nieliczne, wybrane przykłady tego, jak morskie wody radzą sobie z dziełem naszych rąk. Czasem w kilka chwil, czasem w trwającym setki lat procesie. Neolityczny mur na dnie Bałtyku jest dowodem na to, jak zmiany klimatu kształtowały Bałtyk.

Taki mamy klimat

Morze Bałtyckie przez tysiąclecia bardzo ewoluowało. Na skutek zlodowaceń znacznie zmieniała się nie tylko jego linia brzegowa. Bałtyk bywał raz morzem, raz jeziorem. W ewolucji tego akwenu wyróżnia się cztery ważne okresy.

Niecka, którą dziś wypełniają wody Bałtyku, ukształtowała się pod wpływem ruchów lądolodu pokrywającego Skandynawię. Następnie woda z topniejącego lodowca wypełniła obniżenie terenu, tworząc pierwotnie ogromne jezioro zwane Bałtyckim Jeziorem Lodowym. Powstanie tego akwenu datuje się na około 13–14 tys. lat temu. Bałtyk jest więc młodym morzem – dla porównania Ocean Atlantycki wykształcił się około 180 mln lat temu.

W pierwszym okresie istnienia Bałtyk był więc ogromnym, słodkowodnym jeziorem. Dopiero po kilku tysiącach lat topniejący lodowiec na tyle podniósł taflę wody, że znalazła ona połączenie z oceanem. Po kolejnych wiekach zostało ono utracone w wyniku piętrzenia się Półwyspu Skandynawskiego. Bałtyk znów stał się jeziorem, a jego wody ponownie były słodkie. I właśnie w okresie tych przemian prehistoryczni myśliwi zbudowali Blinkerwall. W tym okresie na słabo zalesionych, polodowcowych wybrzeżach morza-jeziora spotkać można było liczne stada reniferów, dzikich koni czy innych zwierząt łownych. Linia brzegowa morza i przybrzeżnych zbiorników wodnych była wykorzystywana do czegoś, co dziś nazwalibyśmy użytkową architekturą krajobrazu. Takim przekształceniom, które pozwalały jak najlepiej korzystać z dobrodziejstw przyrody. Podobne przykłady myśliwskich budowli inżynieryjnych znajdowano też w innych częściach świata: na Grenlandii, w Kanadzie, a także – choć znacznie młodsze – w okolicach Hamburga. Te ostatnie znalezisko było wypełnione kośćmi reniferów.

Jednak to przemiany klimatyczne doprowadziły zarówno do wycofania się populacji reniferów znacznie na północ, jak i zmiany linii brzegowej morza, które ostatecznie zalało kamienny mur 20-metrową masą wody. Stopienie lodowej czapy pokrywającej niegdyś Skandynawię doprowadziło też do rozprężenia w tym miejscu skorupy ziemskiej, czego efekty obserwujemy do dziś: północne brzegi Morza Bałtyckiego nadal się piętrzą (obecnie średnio 9 mm na rok), a południowe opadają. A wody w oceanach przybywa, bo lodowce topnieją dziś w bardzo szybkim tempie. I również dziś widzimy efekty tych zmian, choćby w zalewanej od czasu do czasu Wenecji. I chociaż zachodzące zmiany są niemal niedostrzegalne w perspektywie roku, z punktu widzenia pokolenia – już tak, a w perspektywie kilku pokoleń skutki mogą być poważne.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.