Nawalny „musiał odejść”

Jacek Dziedzina Jacek Dziedzina

|

Gość Niedzielny

publikacja 16.02.2024 18:00

Nazwał Gazprom „kieszonkowym przedsięwzięciem Putina”. Próbował obalić tezę, że wojnę z Ukrainą wspiera cały naród rosyjski. To tylko część z licznych powodów, dla których dyktator z Kremla nienawidził Aleksieja Nawalnego. Zamiana kolonii karnej na karę śmierci była kwestią czasu.

Nawalny „musiał odejść” Aleksiej Nawalny PAP/EPA/YURI KOCHETKOV

p>Parę lat temu Nawalny opublikował dowody na to, że Gazprom jest nie tyle przedsięwzięciem gospodarczym wykorzystywanym do celów politycznych, ile przedsięwzięciem wyłącznie politycznym - bez żadnych korzyści dla rosyjskiej gospodarki. I choć wydawało się, że o Gazpromie już nic nowego powiedzieć nie można, bo wszyscy wiedzieli, że to gospodarcze ramię Kremla, gazowy potentat wykorzystywany w neoimperialnej polityce Rosji, która gazem rozgrywa Europę, to jednak ta informacja okazała się sensacją: oto bowiem okazało się, że Gazprom wcale nie utrzymuje rosyjskiego budżetu przy życiu, tylko wprost przeciwnie – jest dla niej balastem. Tajny – do czasu - raport rosyjskiego Sbierbanku pokazał, że Gazprom w sztandarowych projektach (jak Nord Stream, Nord Stream 2 i inne) przynosi rosyjskiej gospodarce wyłącznie straty, zaś jedynymi ich beneficjentami są podwykonawcy – najczęściej przyjaciele Władimira Putina. Raport był wewnętrznym dokumentem Sbierbanku, ale został opublikowany właśnie przez Aleksieja Nawalnego. Krótko po tym z pracy został zwolniony współautor raportu – Kreml podejrzewał, że to on przekazał Nawalnemu te dane. Ten zaś, publikując raport, napisał, że Gazprom stał się „kieszonkowym przedsięwzięciem” Putina, które „nie służy Rosji ani nawet jego udziałowcom, ale tym, których wybierze prezydent Rosji”. I dalej: „To nie jest żaden błąd w wyliczeniach. Gazprom jest celowo zorganizowany właśnie w ten sposób” - uważał Nawalny. Krótko mówiąc, zadaniem Gazpromu - wręcz programowo - nie jest bycie dochodową firmą, tylko bycie źródłem dochodu dla wąskiej grupy beneficjentów, wśród których dominują objęci zachodnimi sankcjami przyjaciele Putina.

 

Kim był człowiek, którego bał się Putin? Pisze Maria Przełomiec

Moglibyśmy długo wyliczać wszystkie inne powody, dla których Putin chciał pozbyć się Nawalnego. Tak, jak pozbył się wielu innych opozycjonistów i swoich krytyków, w tym m.in. Borysa Niemcowa. Choć akurat ta ostatnia postać (zginął pod murami Kremla) pokazuje jedną ważną rzecz: nie każdy krytyk Putina reprezentował wizję ewentualnej innej Rosji (gdyby taka była możliwa), akceptowalną z punktu widzenia cywilizowanego świata. Borys Niemcow był chyba jedynym, który faktycznie mógł budzić zaufanie w Warszawie, Wilnie, Tbilisi, Kijowie czy innych stolicach, zagrożonych rosyjskim imperializmem. W przypadku czy to Nawalnego, czy to Chodorkowskiego wiele razy wskazywano, że ich wypowiedzi budzą co najmniej wątpliwości, jeśli chodzi o ich poglądy na relacje międzynarodowe. Można było wątpić, czy po ewentualnym przejęciu władzy na pewno zmieniliby kurs Rosji na bardziej przyjazny sąsiadom. Na tym tle jako jedyna realna alternatywa jawiła się osoba Borysa Niemcowa.

U Nawalnego można było zaobserwować pewną ewolucję. Gdy Putin zajął Krym, Nawalny, owszem, potępił to i wezwał Zachód do nałożenia sankcji. Ale później zmienił zdanie. Oświadczył, że gdyby doszedł do władzy, nie cofnąłby decyzji w sprawie aneksji: „Krym teraz jest częścią Federacji Rosyjskiej. I przestańmy się oszukiwać. I Ukraińcom także mocno radzę się nie oszukiwać. On pozostanie częścią Rosji i w przewidywalnej przyszłości nie będzie częścią Ukrainy” - mówił. Jeszcze później wrócił do pierwszej wersji i uznał aneksję za naruszenie prawa międzynarodowego. Już przebywając w kolonii karnej opublikował manifest, w którym przyznał, że Putin „rozpętał niesprawiedliwą agresywną wojnę przeciwko Ukrainie pod absurdalnymi pretekstami”. Oskarżał również Putina o to, że desperacko próbuje uczynić wszystkich obywateli Rosji swoimi wspólnikami, chociaż Rosjanie do wojny się nie garną. Kwestionował oficjalne dane, mówiące o blisko 80-proc. poparciu dla „specjalnej operacji wojskowej”, choć - trzeba przyznać - sam nie mógł przedstawić wiarygodnych danych obalających oficjalny przekaz.

Nie wiemy, co stało się bezpośrednią przyczyną jego śmierci. Nawet jeśli był to – jak podają kremlowskie media – zakrzep krwi, to doszło do tego jednak w kolonii karnej, do której zesłał go Putin. Zatem w oficjalną wersję można wierzyć tak, jak w „specjalną operację wojskową w celu zaprowadzenia pokoju na Ukrainie” i inne bajki kremlowskiej wytwórni horrorów. Dziś zginął kolejny męczennik w pozbawionej szans – patrząc po ludzku – walce o inną Rosję.

Nawalny „musiał odejść”   Aleksiej Nawalny PAP/EPA/YURI KOCHETKOV
Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?