Generał do odwołania? Czy dojdzie do dymisji gen. Waleryja Załużnego?

Maria Przełomiec

|

GN 06/2024

publikacja 08.02.2024 00:00

Nie tylko Ukrainą wstrząsnęły informacje o zbliżającej się dymisji dowódcy ukraińskich sił zbrojnych, popularnego generała Waleryja Załużnego. Narastający konflikt jest ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuje pogrążony od dwóch lat w wojnie kraj.

Głównodowodzący ukraińskiej armii  gen. Waleryj Załużny  jest uznawany za autora sukcesów Ukrainy na froncie, takich  jak odbicie we wrześniu 2022 roku z rąk Rosjan Charkowa. Głównodowodzący ukraińskiej armii gen. Waleryj Załużny jest uznawany za autora sukcesów Ukrainy na froncie, takich jak odbicie we wrześniu 2022 roku z rąk Rosjan Charkowa.
Ruslan Kaniuka /UKRINFORM/PAP

Czy, kiedy, a przede wszystkim dlaczego miałoby dojść do dymisji gen. Waleryja Załużnego? Pogłoski o jego możliwym odsunięciu od dowodzenia armią pojawiły się jesienią zeszłego roku, a w ostatnich dniach wyraźnie przybrały na sile. Najpierw dywagacje na temat zmiany na stanowisku głównodowodzącego znalazły się w internecie i zostały przez Kijów zdementowane. Niedługo potem – 2 lutego – w amerykańskim dzienniku „The Washington Post” ukazał się artykuł, którego autor John Hudson, powołując się na dwa dobrze poinformowane źródła, doniósł, jakoby ukraińskie władze miały poinformować Biały Dom o decyzji Wołodymyra Zełenskiego o odsunięciu dowódcy ukraińskich wojsk. Jak donosi gazeta, podobno urzędnicy Białego Domu nie poparli zdymisjonowania Załużnego, ale też nie sprzeciwili się temu, uznając takie posunięcie za „suwerenny wybór ukraińskiego prezydenta”. Wczesne ostrzeżenie dało Białemu Domowi możliwość nakłonienia Zełenskiego do ponownego rozważenia tego posunięcia. Powołując się na osoby z kręgu Zełenskiego, dziennik dodaje, że ukraiński przywódca może co prawda odłożyć decyzję w sprawie dymisji Załużnego na czas nieokreślony, ale „wydaje się to mało prawdopodobne”. Według internetowego portalu telewizji CNN, Załużnego mieliby zastąpić 38-letni szef Głównego Zarządu Wywiadu Ministerstwa Obrony Ukrainy (HUR) Kyryło Budanow albo 58-letni dowódca wojsk lądowych Sił Zbrojnych Ukrainy Aleksandr Syrski. Zdaniem mediów obaj generałowie nie przyjęli oferty prezydenta. Prośbę o ustąpienie odrzucić miał także Waleryj Załużny.

Geneza sporu

To na razie medialne dywagacje, pewne natomiast wydaje się jedno – na Ukrainie od miesięcy trwa konflikt między dwoma głównymi bohaterami obecnej wojny. Z jednej strony mamy prezydenta, którego rosyjska agresja uczyniła jednym z najbardziej popularnych przywódców demokratycznego świata, z drugiej generała uznawanego za autora ukraińskich sukcesów na froncie – takich jak odbicie we wrześniu 2022 roku z rąk Rosjan Charkowa. Za początek sporu i jedną z jego przyczyn uznaje się niepowodzenie ukraińskiej letniej kontrofensywy. O porażkę prezydent obwinił głównodowodzącego. Z kolei wojskowi obarczali winą polityków – za zbytnie rozbudzenie nadziei na szybkie zwycięstwo, zarówno w kraju, jak i na Zachodzie, oraz za naciski, aby atakować na całej linii frontu i bronić każdej zdobytej pozycji, mimo że Ukraina nie dysponowała ani wystarczającą liczbą żołnierzy, ani dostateczną ilością amunicji. W rezultacie ukraińskie media społecznościowe pełne były (i są nadal) informacji o bezsensownych krwawych walkach o kilkadziesiąt metrów terenu.

Sytuacji nie uspokoiło opublikowanie przez generała Załużnego w listopadzie zeszłego roku, w brytyjskim piśmie „The Economist”, wywiadu i eseju na temat obecnej wojny. Generał sytuację na froncie określił mianem impasu, dowodząc, że żadna ze stron nie jest obecnie w stanie znacząco przesunąć się naprzód, a więc konflikt przechodzi w etap wojny pozycyjnej. Ostrzegł, że impas będzie trwał, jeżeli ukraińskie wojsko nie otrzyma z Zachodu pomocy w postaci bardziej wyrafinowanej, nowocześniejszej broni. Twierdzeniom tym sprzeciwił się prezydent, który w wywiadzie dla gazety „The Sun” oznajmił, iż nie uważa sytuacji na froncie za patową, i dodał, że wojskowi, którzy zamierzają zajmować się polityką, nie powinni „zajmować się wojną”.

I tutaj dochodzimy do kolejnej, prawdopodobnej przyczyny konfliktu. Od pewnego czasu Wołodymyr Zełenski traci popularność na rzecz generała. Według sondaży z grudnia 2023 roku Załużnemu ufa od 88 do 94 proc. Ukraińców, a trzy czwarte ankietowanych opowiedziało się przeciwko jego dymisji. Poparcie dla Zełenskiego deklaruje od 62 do 77 proc. obywateli. W tej sytuacji prezydent lub jego najbliższe otoczenie mogli dojść do wniosku, że popularny „żelazny generał” zagraża politycznym ambicjom Wołodymyra Zełenskiego, nieukrywającego chęci ubiegania się o kolejną kadencję. Niewykluczone, że także polityką można wytłumaczyć ostatnią różnicę zdań między obu panami. Chodzi o to, że Załużny nalega na zmobilizowanie dodatkowych 500 tys. żołnierzy, jego zdaniem koniecznych, aby zrównoważyć siły zbrojne wroga (przypomnijmy, że w grudniu Władimir Putin wydał dekret o mobilizacji kolejnych 400 tys. poborowych ). Z kolei Zełenski nie widzi potrzeby tak radykalnych, a więc niepopularnych kroków i przekonuje, że wojsko ma wystarczająco dużo personelu i powinno wykorzystać go w bardziej efektywny sposób.

Warto wspomnieć o jeszcze jednym ciekawym aspekcie sporu. Część komentatorów winą za obecną sytuację obarcza nie tyle samego Zełenskiego, ile jego najbliższego doradcę Andrija Jermaka, mającego ogromny wpływ na ukraińskiego prezydenta. Jermak, pełniący nie tylko funkcję szefa prezydenckiej kancelarii, ale także odpowiadający za politykę zagraniczną Ukrainy oraz kontakty z USA i Rosją, uważany jest za drugą osobę w państwie. Panowie znają się z czasów, gdy Jermak, właściciel międzynarodowej kancelarii prawnej, zajmował się produkcją filmów oraz seriali, a obecny prezydent pracował jako producent i aktor. Zdaniem obserwatorów ukraińskiego życia politycznego Jermak nie znosi Załużnego z powodu jego popularności i dosyć jednoznacznego krytykowania polityków odpowiedzialnych, zdaniem generała, za „zjadającą” część zachodniej pomocy wojskowej korupcję.

Jermak nie cieszy się zbytnią popularnością na Ukrainie. Swego czasu był nawet podejrzewany o jakieś nieformalne kontakty z Rosją. Miała o tym świadczyć m.in. rola, jaką odegrał w wynegocjowaniu wymiany jeńców między Ukrainą i Rosją we wrześniu i w grudniu 2019 r. Obarczano go także odpowiedzialnością za fiasko operacji ukraińskich służb specjalnych wymierzonej w wagnerowców w lipcu 2020 r. Zarzuty się nie potwierdziły, a Wołodymyr Zełenski najwyraźniej darzy swego najbliższego współpracownika bezwzględnym zaufaniem.

Kto na tym korzysta?

Najbardziej z konfliktu między Zełenskim i Załużnym cieszy się Moskwa. Rzecznik prasowy Kremla stwierdził, że jest on dowodem na militarną porażkę Ukrainy w walce z rosyjskimi wojskami. „To oczywiste, że nieudana kontrofensywa i problemy na froncie świadczą o powodzeniu rosyjskiej operacji specjalnej” – oznajmił ostatnio Pieskow. Podkreślanie tego z pewnością jest na rękę Kremlowi, szczególnie teraz, przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi (15–17 marca br). Dymisja cieszącego się zaufaniem wojska głównodowodzącego może też doprowadzić do fermentu wśród żołnierzy. Znajomi dziennikarze, bywający na ukraińskim froncie, podkreślają, że wojsko i tak jest już rozgoryczone. Ciężkie walki oraz coraz bardziej widoczne braki w dostawach broni i amunicji nie wzmacniają morale i nie byłoby dobrze, gdyby do tego doszło przekonanie, że władze nie są pewne postępu i kierunków toczącej się wojny. Co więcej, generał Załużny cieszy się zaufaniem nie tylko Ukraińców, ale także zachodnich sojuszników Kijowa, zwłaszcza w Waszyngtonie. Jak zauważa jeden z ukraińskich ekspertów Ołeksij Haran, jego zwolnienie może zostać więc wykorzystane przez te amerykańskie środowiska, które chcą opóźnić dostawy broni dla Kijowa. Zwłaszcza że ukraińska zbrojeniówka ciągle ma duże problemy z korupcją.

Cytowany przez polskie media były dowódca wojsk lądowych gen. Waldemar Skrzypczak nie wierzy, że Amerykanie pozwolą Zełenskiemu na zdymisjonowanie Załużnego. Jego zdaniem artykuł w „The Washington Post” mógł być swego rodzaju sondażem, a reakcja w ukraińskich mediach społecznościowych wskazuje, że odejście generała grozi utratą wiary wojska w głównodowodzących. Z drugiej strony, jak zauważa inny polski wojskowy, gen. Pacek, nie tylko w czasie wojny żołnierze nie mogą być zmuszani do wybierania, komu okażą posłuszeństwo – swojemu dowódcy czy prezydentowi. Pewne jest, że ostatnią rzeczą, jakiej w tej chwili potrzebuje Ukraina, jest polityczny konflikt na szczytach władzy. Zdaniem gen. Packa, obaj bohaterowie sporu, czyli Zełenski i Załużny, powinni się porozumieć. Każdy musi skoncentrować się na swoim zadaniu – prezydent na rządzeniu państwem, a generał na dowodzeniu armią. Czy do tego dojdzie, nie wiadomo. Wydaje się jednak, że prezydent Zełenski powinien zrozumieć, iż zdymisjonowany Załużny może okazać się dużo groźniejszym przeciwnikiem w walce o prezydenturę niż jako głównodowodzący generał. Zwłaszcza że losy wojny ciągle pozostają niepewne.

Kto zawinił?

W zasadzie wszyscy są zgodni co do tego, że pierwotnym powodem (a może pretekstem) konfliktu na linii prezydent–wódz naczelny była porażka letniej kontrofensywy. Strona ukraińska popełniła oczywiście wskazane wcześniej błędy, jednak głównym winowajcą jest Zachód, a ściślej niedostateczna i zbyt powolna pomoc wojskowa dla walczącej Ukrainy. Gdyby Kijów w odpowiednim czasie otrzymał rakiety dalekiego zasięgu, myśliwce bojowe, wystarczającą ilość sprzętu oraz amunicji, Rosjanie nie zdołaliby się okopać na okupowanych terenach i mieliby duże problemy z ich zajęciem. Tymczasem wsparcie docierało powoli, a europejscy politycy podejmowali kolejne próby przekonania rosyjskiego prezydenta, by jednak łaskawie ustąpił. Nie wiem, który z motywów takiej postawy – obawa przed moskiewskim straszakiem nuklearnym czy nadzieja na rychły powrót do business as usual, czyli taniej ropy naftowej i gazu – był decydujący. W rezultacie mamy nie tylko polityczny kryzys na toczącej wojnę Ukrainie, ale także zamęt w państwach europejskich. Niemiecka gospodarka nie jest w stanie poradzić sobie z wywołanymi wysokimi cenami surowców problemami ekonomicznymi oraz będącymi ich efektem protestami społeczeństwa. Protesty destabilizują sytuację we Francji, kolejnym unijnym koryfeuszu. Wojna polsko-polska nie jest bezpośrednim skutkiem rosyjskiej agresji, ale Kreml z pewnością na niej korzysta, a niewykluczone, że także dolewa oliwy do ognia.

Destabilizacja na Ukrainie wywołuje niepokoje w całym regionie, a przegrana Kijowa oznacza przegraną nas wszystkich. W tej sytuacji jedynym pewnym lekarstwem wydaje się szybka i wystarczająco duża pomoc wojskowa dla walczącego kraju. Ale na to się nie zanosi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.