Na narty z dziećmi. O czym warto wiedzieć

Agata Puścikowska

|

GN 02/2024

publikacja 11.01.2024 00:00

Kiedy, gdzie i jak zacząć białe szaleństwo z dziećmi?

Do szkółek narciarskich przyjmowane są dzieci w wieku czterech, a nawet trzech lat. Do szkółek narciarskich przyjmowane są dzieci w wieku czterech, a nawet trzech lat.
istockphoto

Ferie zimowe to czas rodzinnych wyjazdów – również w góry. To wówczas niektórzy rodzice decydują się, by uczyć dzieci jazdy na nartach lub snowboardzie. Jak przygotować się do tego zadania, by było autentyczną przyjemnością i aby dziecko nauczyło się bezpiecznej jazdy? I jak zrobić to (w miarę) ekonomicznie?

Gdzie?

Wybór miejsca jest istotny: mniejsze miejscowości zazwyczaj koncentrują się na przyjmowaniu rodzin z dziećmi, dlatego oferta hotelarzy i kwaterodawców dostosowana jest bardziej do potrzeb najmłodszych. Rodziny mogą liczyć nie tylko na śniadania i obiady domowe, ale i na menu dla dzieci. Poza tym na wyciągach i na stokach – niewysokich i płaskich – łatwiej zacząć się uczyć jazdy, bo jest bezpieczniej, bardziej kameralnie niż w dużych stacjach narciarskich. Mimo że tzw. ośle łączki, z wyciągiem orczykowym lub taśmą, znajdziemy i przy stromych, długich trasach, często są bardziej oblegane, więc trudniej się tu odnaleźć początkującym narciarzom. – Gdy jeździłam na pierwsze nartki z wówczas małymi dziećmi, szukałam wsi na Podhalu – opowiada Marta Pawłowska, mama trójki pociech. – Dopiero gdy się nauczyły dobrze jeździć, ruszaliśmy na duże stoki, także zagraniczne. Dużym ułatwieniem były też noclegi blisko stoku.

Dom Gościnny „U Teklorza” w Murzasichlu od lat przyjmuje głównie rodziny z dziećmi, w tym właśnie początkujących narciarzy. Właściciele starają się, by mali narciarze czuli się u nich swojsko, a po intensywnym dniu na stoku mogli swobodnie się bawić i odpoczywać. – Dzieci po dniu na nartach chętnie bawią się wspólnie w świetlicy, grają w gry, a nawet urządzają dyskoteki – opowiada Weronika Łukaszczyk-Teklorz, właścicielka ośrodka. – Atmosfera takiego wyjazdu jest ważna: to musi być przyjemność i zabawa dla całej rodziny. Z naszego ośrodka dojść na piechotę, z nartami, do wyciągów raczej się nie da, ale rodziny mogą liczyć na bezpłatne ski-busy, które po telefonicznym umówieniu zabierają gości i sprzęt pod stacje narciarskie.

Pierwsze kroki

Od czego zacząć naukę, gdy już dotrzemy do stacji narciarskiej? – Od wyboru sprzętu – śmieje się Anna, instruktorka narciarstwa, która w sezonie pracuje na jednej ze stacji na Lubelszczyźnie. – Sensowniejsze od kupowania (nawet z drugiej ręki) jest wypożyczenie potrzebnego wyposażenia. Przy wyciągach znajdują się wypożyczalnie, gdzie specjaliści dobiorą, doradzą, nauczą, jak zakładać buty etc. Czasami rodziny wymieniają się i pożyczają sobie wzajemnie rzeczy. To dobry pomysł, pod warunkiem, że specjalista dostosuje konkretny zestaw nart do wagi i wzrostu dziecka. Co ważne: dzieci muszą jeździć w kasku. Ale kask zalecam również osobom powyżej 16. roku życia.

A kiedy zacząć? Katarzyna Staszel-Chmiel ze Szkoły Narciarskiej „Ząb” przy Ośrodku Narciarskim „Potoczki” od lat szkoli dzieci w różnym wieku. Do szkółki narciarskiej, która działa przy ośrodku, przyjmowane są już cztero-, a nawet trzylatki. – Wówczas dzieci umieją i chcą współpracować, potrafią bawić się w grupie. Mają też zazwyczaj odpowiednio rozwiniętą motorykę dużą i małą. Wcześniej, jeszcze w domu, warto oswajać pociechy z nartami (nawet plastikowymi), kaskiem czy goglami. Dobrze, gdy dziecko ma czas nauczyć się chodzić w narciarskich butach. Początki nauki to według mnie w dużej mierze budowanie miłych wspomnień, przyjemności z przebywania na śniegu. Jeśli zdołamy wytworzyć atmosferę zabawy, dziecko szybciej złapie technikę, będzie samo potem chciało jeździć i doskonalić swoje umiejętności.

Początki to lekcje raczej indywidualne czy grupowe? Warto przyjrzeć się dziecku, porozmawiać z nim, dopytać, czy woli zajęcia z rówieśnikami, czy solo. Obie formy to rodzaj zabawy, jednak w pierwszym przypadku dzieci bawią się z dziećmi, w drugim – z dorosłym. Należy też ocenić predyspozycje konkretnego dziecka. Jeśli ma np. problemy z koordynacją, sensoryką czy koncentracją, to być może warto wziąć pierwsze lekcje indywidualne, a gdy nauczy się podstaw, łatwiej mu będzie dołączyć do szkółki narciarskiej. W wielu miejscach, gdzie uczą się maluchy, oprócz orczyków (początkowo nieco kłopotliwych) dostępne są wyciągi taśmowe. Dziecko staje na powoli poruszającej się platformie i zostaje wwiezione na górę. – To ułatwia pracę i postępy, poruszanie się. Dla niektórych dzieci orczyk jest poważną barierą, boją się momentu szarpnięcia przy wyjeżdżaniu oraz upadku. Wyciągi taśmowe usprawniają proces nauki, są też dla najmłodszych dodatkową atrakcją – mówi Katarzyna Staszel-Chmiel.

Kroki kolejne

Katarzyna Strama-Chevallier, trenerka i właścicielka Szkoły Narciarskiej i Snowbordowej „Strama” pod Nosalem w Zakopanem, od 22 lat prowadzi wraz z zespołem instruktorów szkolenia dla dzieci i młodzieży. Instruktorzy (przy pomocy wielkiego misia – maskotki) uczą jazdy na nartach i snowboardzie według własnego programu. – Od 15 lat realizujemy narciarski program szkolenia dzieci „6 odznak misia Stramusia”, a od 3 lat dzieci zdobywają także odznaki w programie snowboardowym – opowiada pani Katarzyna. Rocznie, tylko w zorganizowanych kursach, bierze udział ponad 2500 dzieci między 4. a 16. rokiem życia. – Ważne, by szukać szkoły, która operuje jasnymi i sprawdzonymi metodami, opracowanymi przez specjalistów. Stosujemy techniki szkoleniowe polecane przez Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa. Dzieci czują się u nas bezpiecznie, uczą się przez zabawę. Ale mają też jasno wyznaczone cele, wiedzą, czego wymagamy, zdobywają kolejne umiejętności. Ważne tu są mądra motywacja i indywidualne podejście do każdego małego sportowca. Po zajęciach dzieci mogą – i chcą – spędzać czas w salkach zabaw, odpocząć, zjeść dobry posiłek.

A jeśli rodzice sami chcą uczyć swoje dzieci? Bo potrafią jeździć i (niewątpliwie) jest to opcja dużo bardziej ekonomiczna? Z doświadczenia wynika, że opłacenie chociaż kilku lekcji u profesjonalnego instruktora zazwyczaj ma większy sens niż uczenie po swojemu. – Gdy dzieci uczy instruktor, staje się dla nich pozytywnym autorytetem. Dzieci zwykle lepiej się skupiają, więc nauka przebiega szybciej. Poza tym specjalista jest w stanie szybciej zauważyć błędy, skorygować je, więc jazda jest bezpieczniejsza – mówi Katarzyna Strama-Chevallier.

Gdy już dziecko pozna podstawy jazdy na nartach, dobrze jest, by na wyciągu czynnie towarzyszyli mu mama lub tata. A najlepiej… oboje. – Gdy cała rodzina mobilizuje się do wspólnej jazdy, spędzania czasu na stoku, integruje się, poznaje swoje reakcje w zaskakujących czasem okolicznościach, co pozwala zacieśniać rodzinne relacje, wspólnie dobrze się bawić – twierdzi instruktorka. – Jeśli zaszczepi się bakcyla narciarstwa u wszystkich członków rodziny, wspólne wyjazdy na narty z roku na rok stają się coraz większą frajdą.

Koszty

Uprawianie narciarstwa kosztuje. I to słono: indywidualna godzina nauki to koszt około 140 zł. Do tego trzeba doliczyć wypożyczenie sprzętu (warto szukać miejsc, które oferują zniżki dla rodzin, grup, na KDR) – czyli około 35 zł za dobę – oraz koszty karnetów. Te ostatnie w niektórych stacjach można kupić online, z wyprzedzeniem, i upolować okazyjne ceny. – Nas na wyjazdy w góry na narty nie stać. Lecz jeśli tylko jest śnieg, jeździmy na wieś, do znajomych, i biegamy na nartach biegowych. Również z dziećmi! – mówi Szymon Karpiński, ojciec dwójki pociech. – Bieganie na nartach jest stosunkowo proste i nie potrzebujemy szkoleń, wyciągów, kasków etc.

W jednym i drugim przypadku jednak warto dobrze ubrać dziecko. W sportowych sieciówkach zestaw narciarskich ubrań można kupić za 200 zł. Jeszcze taniej jest, gdy decydujemy się na kupno kombinezonu z drugiej ręki lub pożyczamy ubrania narciarskie od znajomych. Wielu rodziców czeka też z zakupami do wyprzedaży zimowych. Wówczas ceny spadają nawet o 70 proc. – Ważne, by dziecko ubierać na cebulkę i by pod kurtką i spodniami nieprzemakalnymi czy jednoczęściowym kombinezonem miało odzież oddychającą – mówi Katarzyna Strama-Chevallier. – Pod kurtkę należy też założyć bluzę polarową, pod kask – narciarską kominiarkę (szaliki są niewygodne). Konieczne są gogle i kask. Nie warto jednak przepłacać za ubranko, które w następnym sezonie będzie już dla dziecka za małe.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.