Wojenna pielgrzymka kard. Konrada Krajewskiego

Beata Zajączkowska

|

GN 01/2024

publikacja 04.01.2024 00:00

– Pęka serce, że nie można pomóc ludziom w Gazie – mówi „Gościowi” kard. Konrad Krajewski, który na prośbę papieża spędził Boże Narodzenie w ogarniętej wojną ojczyźnie Jezusa. W Jerozolimie, Betlejem i Nazarecie modlił się o pokój i niósł nadzieję cierpiącym.

Kard. Krajewski modlił się w Ziemi Świętej o ratowanie życia ludzi i danie im na przyszłość gwarancji pokoju, możliwości pracy i nauki. Kard. Krajewski modlił się w Ziemi Świętej o ratowanie życia ludzi i danie im na przyszłość gwarancji pokoju, możliwości pracy i nauki.
ks. Gabriel Romanelli

Papieski jałmużnik siedmiokrotnie odwiedzał pogrążoną w wojnie Ukrainę i przed rokiem spędził w tym kraju Boże Narodzenie razem z uchodźcami i wolontariuszami. Wydawało mu się, że już wszystko widział, jednak – jak mówi – sytuacja w Ziemi Świętej powaliła go na kolana. Doświadczył ogromnych podziałów i ludzkiej niemocy w udzielaniu wsparcia potrzebującym. – Uderzyły mnie wielkie mury oddzielające jednych od drugich. Są niewolnicy miast, jak Palestyńczycy w Betlejem. 150 tysięcy z nich straciło pracę, bo nie mogą wyjechać z miasta. Ten podział jest tam niesamowity, podział na tych, którzy mają prawa, i którzy praw są pozbawieni na swojej ziemi, bo to są przecież ziemie okupowane – mówi kard. Krajewski. Podziałów doświadczył zaraz po przybyciu, gdy przekraczał punkt kontrolny w drodze do miejsca narodzin Jezusa.

Tak źle jeszcze nie było

– Jesteśmy bardzo smutni i nastawieni pesymistycznie – mówi „Gościowi” ojciec Jerzy Kraj. Polski franciszkanin posługuje w Ziemi Świętej od 40 lat, ale tak trudnej sytuacji jeszcze tu nie widział. – Nie wiemy, jakie są plany izraelskiej armii. Sytuacja w Gazie jest bardzo trudna. Nie wiemy, jaka będzie przyszłość. Wydaje się, że rozwiązaniem może być utworzenie dwóch niezależnych państw – mówi zakonnik, który towarzyszył kard. Krajewskiemu w jego pielgrzymce pokoju. Zauważa, że chodzi przede wszystkim o ratowanie życia ludzi i danie im na przyszłość pewnych gwarancji pokoju, możliwości pracy, nauki. – W ubóstwie rodzi się fundamentalizm. Z biedy i cierpienia wywodzi się nienawiść, a ona prowadzi do kolejnych walk – mówi. Przyjazd papieskiego wysłannika nazywa prorockim gestem: – W jego odwadze przybycia do nas wyraża się solidarność Ojca Świętego i jego bliskość z cierpiącymi i żyjącymi w strachu oraz beznadziei. Pomagał nam odkrywać iskierki nadziei w sytuacji wojny.

Papieski jałmużnik uczestniczył w liturgii Bożego Narodzenia w Betlejem.   Papieski jałmużnik uczestniczył w liturgii Bożego Narodzenia w Betlejem.
o. Jerzy Kraj OFM

Swą pielgrzymkę kard. Krajewski zaczął od Betlejem, gdzie miało miejsce bardzo trudne dla niego spotkanie. Cztery młode osoby, które cudem wydostały się ze Strefy Gazy, opowiedziały mu „o piekle, jakim jest to miejsce”. – Mówili, że ich bliscy, którzy tam zostali, żyją bez wody i prądu, a w katolickim kościele w Gazie schroniło się prawie 600 osób – opowiada kard. Krajewski. Wyznaje, że modlitwa z tymi młodymi ludźmi była pełna smutku, ale nie pozbawiona nadziei. Palestyńscy chrześcijanie dzielili się z kardynałem dylematem dotyczącym przyszłości, bo przecież ta wojna kiedyś się skończy. – Zbombardowane są szkoły, szpitale, ośrodki parafialne, zniszczona jest cała infrastruktura. Niektórych domów w ogóle nie ma. Zniszczyły je bombardowania, a potem buldożery wyrównały ziemię. Ci ludzie nie wiedzą, czy powinni tam zostać, czy raczej uciekać? To jest ich ziemia, ich dom, i oni są tam chrześcijanami pośród niesprzyjającej aury wokół – zaznacza kard. Krajewski. – Jeśli odejdą, nie będzie tam chrześcijan. Jest to nieprawdopodobny dylemat wiary, patriotyzmu – co ważniejsze: ratować rodzinę i wyjechać do innego kraju, który zaoferuje ludzkie warunki życia, czy zostać i odbudowywać swoje życie – mówi jałmużnik. Przywołuje postawę łacińskiego patriarchy Jerozolimy, który podczas bożonarodzeniowego spotkania z uchodźcami z Gazy powiedział, że Kościół uszanuje każdą ich decyzję. – Tym, którzy będą chcieli wyjechać, pomożemy zdobyć wizy, kupimy bilety. Tym, którzy zdecydują się zostać, pomożemy w odbudowie. Udzielimy też pomocy ludziom chcącym skorzystać z możliwości przesiedlenia – zapewniał cierpiących chrześcijan kard. Pierbattista Pizzaballa. Papieski jałmużnik wyznaje, że dla niego było to piękne świadectwo pasterza szanującego wybór swoich wiernych, bo ten wybór łączy się z niesamowitymi konsekwencjami ekonomicznymi, patriotycznymi, a także tymi w sferze wiary.

Dzisiaj w Betlejem

Choć światowe media obwieściły, że w Betlejem odwołano Boże Narodzenie, to prawda jest taka, że wszystkie liturgie były sprawowane, zrezygnowano jedynie z zewnętrznych znaków świętowania, solidaryzując się z cierpiącymi. – Zamiast światełek na choinkach skupiliśmy się na prawdziwym świetle, jakim jest przychodzący Jezus – mówi ojciec Ibrahim Faltas. Wikariusz Kustodii Ziemi Świętej zauważa, że mimo wojny w czasie pasterki bazylika była pełna. W liturgii uczestniczyli głównie mieszkańcy Betlejem i okolicy, którzy zazwyczaj w tym czasie ustępują miejsca pielgrzymom. – Byłem bardzo poruszony, widząc tak wiele osób, które modliły się o pokój i płakały z powodu cierpienia spowodowanego wojną. Doświadczamy bezmiaru przemocy i nienawiści, które dzielą. Nie wyobrażam sobie jednak Ziemi Świętej bez chrześcijan, stałaby się wówczas jedynie muzeum – zauważa franciszkanin. Na zakończenie liturgii praktycznie każdy z 2 tys. wiernych podszedł do kard. Krajewskiego, by podziękować za kojącą obecność. Szopka, która stanęła na Placu Żłóbka z figurami w czarnym kolorze, przypominała o smutku i żałobie, w jakich pogrążona jest cała Ziemia Święta. Figury są otoczone drutem kolczastym, a jeden z królów niesie w darze pogrzebowy całun. – Niektórzy zarzucali, że w tej szopce brakuje nadziei, ale była prowokacją do przemyślenia sytuacji, w jakiej żyją obecnie Palestyńczycy – Jezus umiera razem z nimi – mówi ojciec Kraj. – Mimo cierpienia w ludziach, których spotkałem, jest dużo nadziei. My musimy być jej strażnikami, czyniąc wszystko, by im pomóc – mówi kard. Krajewski.

Zgodnie z pragnieniem Franciszka jego jałmużnik modlił się o pokój, ale też spotykał z przedstawicielami instytucji kościelnych, które niosą pomoc potrzebującym, i szukał dróg skutecznego niesienia wsparcia. – Zaraz po ataku Hamasu zintensyfikowaliśmy pomoc Watykanu, jednak gdybyśmy o tym głośno mówili, to osoby, które to wsparcie dostarczają, byłyby zagrożone. Nieoficjalnie rozmawiałem o tym, jak zwiększyć pomoc, ponieważ w to Boże Narodzenie bez światełek światłem, które ogrzewa i wskazuje kierunek, jest tylko bliskość – mówi Prefekt Dykasterii ds. Posługi Miłosierdzia, który osobiście przekazał wsparcie odwiedzonym ośrodkom. Wszystkie te działania świadczą o zaangażowaniu Kościoła w pomoc najbardziej doświadczonym. Parafia w Betlejem wspiera obecnie 1500 rodzin. Jałmużnik był w prowadzonym przez szarytki szpitalu, gdzie ratowane są porzucone dzieci. Odwiedził też instytut ufundowany przez Pawła VI dla niewidomych dzieci, prowadzony przez polskie elżbietanki Dom Pokoju oraz sierociniec dla niepełnosprawnych dzieci. W Nazarecie był w szpitalu prowadzonym przez bonifratrów, a w Jerozolimie poszedł z kolędą do ubogich Palestyńczyków wspieranych przez łaciński patriarchat. Spotkał się też z misjonarkami miłości, których współsiostry zostały w Gazie, by opiekować się niepełnosprawnymi dziećmi. – Patrząc na nie, mówimy o bohaterstwie, a to jest czysta Ewangelia. To, co mimo wielu problemów robią od wieków na tej ziemi franciszkanie, inni księża i siostry zakonne, jest wyrazem miłości. Nie strzegą jedynie miejsc świętych, ale strzegą wiary. Spotkanie z nimi było dla mnie wielkim przeżyciem – wyznaje kard. Krajewski.

Jezu, Ty się tym zajmij

Z proboszczem z Gazy, którego wojna zatrzymała w Betlejem, jałmużnik modlił się o pokój na Górze Błogosławieństw, gdzie wybrzmiały Jezusowe słowa: błogosławieni cisi, błogosławieni prześladowani, błogosławieni pokój czyniący. Gdy pytam go o trudne chwile, mówi o ludzkiej bezsilności. – Ta niemoc jest trudna. Bo mamy żywność, leki, paliwo, mamy umiejętności organizacyjne i choć jesteśmy o kilka kilometrów od Gazy, nie możemy pomóc jej mieszkańcom, bo sytuacja polityczna jest taka, że nie można do nich dotrzeć – podkreśla kardynał. Wspomina bardzo trudną rozmowę z kapłanem z Gazy, siostrami, które tam zostały, i z innymi ludźmi. – Mówili mi o braku wody, żywności i leków. O tym, że mają 50 rannych w wyniku ostrzału, że niektórzy bez lekarstw za kilka dni umrą – wspomina. I dodaje: – Byliśmy bezradni. Modliłem się: „Jezu, Ty się tym zajmij, my już nie potrafimy”. I podczas naszego wigilijnego spotkania z Palestyńczykami przyszła wiadomość, że helikopter dotarł do parafii w Gazie i zrzucił żywność oraz potrzebne leki. Stało się tak na rozkaz króla Jordanii. Więc jednak można wyruszyć z pomocą.

– Obecność papieskiego jałmużnika w wielu ludziach rozpaliła nadzieję – mówi ojciec Kraj. Przypomina, że Franciszek jest w stałym kontakcie z łacińskim patriarchą Jerozolimy, proboszczem z Gazy oraz tamtejszą wspólnotą. – Ojciec Święty ma wieści z pierwszej ręki, a nie z mediów czy sprawozdań dyplomatycznych. Gdy przed świętami nie mógł się z nimi skontaktować, bo nie było internetu, a telefonia komórkowa szwankowała, zadzwonił do mnie zaniepokojony, co się dzieje, i prosił o możliwość kontaktu z Gazą. Gdy dostał nowy numer telefonu, który działał, zaraz połączył się, pytając o sytuację i przekazując swe błogosławieństwo. Był to dzień Bożego Narodzenia, ludzie z Gazy mówili mi, że mają w nim prawdziwego ojca – wspomina kard. Krajewski. Porównuje Franciszka do dobrego pasterza z przypowieści, który zostawia 99 owiec, by zająć się tą jedną w potrzebie, którą obecnie są ludzie w Gazie. Codzienne telefony papieża oraz podejmowane konkretne dyplomatyczne i humanitarne działania pokazują, jaka jest Ewangelia. – Potrzebna jest nam jego modlitwa i modlitwa świata o odwagę w tej trudnej sytuacji, by ludzie, którzy już tracą siły, szli dalej z nadzieją na powrót do radości zmartwychwstania – mówi ojciec Kraj.

Towarzyszenie w cierpieniu

Jako wyjątkowy moment swej pielgrzymki kard. Krajewski wspomina poranną Eucharystię sprawowaną w Bazylice Grobu Bożego z łacińskim patriarchą Jerozolimy i polskim franciszkaninem. – Poszliśmy tam z naszą wiarą i modlitwą. Kiedy się modlę, to Bóg we mnie oddycha. I chcieliśmy, żeby Bóg oddychał właśnie w tych miejscach – mówi jałmużnik. Dodaje, że pytał jednak, dlaczego właśnie w tym miejscu, nawet w czasie Bożego Narodzenia, ludzie się zabijają, bo nie przerwano walk. Jak podkreśla, po odpowiedź musimy się udać do grobu Jezusa i do miejsca Jego zmartwychwstania. – Żeby tam wejść, trzeba się bardzo głęboko pokłonić, praktycznie paść na kolana, aby dotknąć tajemnicy Boga – zaznacza. I dodaje: – Może dlatego, że świat dzisiaj przestał się pochylać nad tajemnicą Boga, nad tajemnicami miłości, miłosierdzia, używa logiki swojej, nie logiki Ewangelii. Może dlatego tak bardzo trudno nam o pokój i dlatego nie rozumiemy, co to jest miłość, co to jest miłosierdzie, co to jest przebaczenie. Więcej w nas nienawiści i chęci posiadania. I kłaniamy się nie temu Bogu. Jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, na drugim jest mój bliźni, a ja jestem na trzecim, to wszystko jest zgodnie z Ewangelią.

Kard. Krajewski podkreśla, że kiedy człowiek rujnuje ten porządek, to wtedy mamy wojny: w Ukrainie, w Syrii, w Afryce, w Ziemi Świętej. Jak zaznacza, pokój jest osiągalny dla wszystkich, ale musimy stawiać Boga na pierwszym miejscu i musimy głęboko przyklęknąć przed tajemnicami naszej wiary. – By zrozumieć Boga, najpierw trzeba przyklęknąć, być bardzo pokornym i nabrać logiki Ewangelii, by dało się żyć na tym świecie i by ten świat był sprzyjający także mnie oraz drugiemu człowiekowi – mówił na zakończenie pobytu w targanej wojną Ziemi Świętej. Swą misję określa jako czas wielkiej modlitwy o pokój, towarzyszenia w cierpieniu, słuchania ofiar i otwierania szczelin, przez które można nieść pomoc.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.