Media publiczne – naprawa czy likwidacja?

GN 01/2024

publikacja 04.01.2024 00:00

O tym, jak budować media publiczne, mówi Agnieszka Romaszewska-Guzy, dyrektorka Biełsat TV.

Przejęcie mediów publicznych nie odbyło się zgodnie ze standardami europejskiego państwa. Przejęcie mediów publicznych nie odbyło się zgodnie ze standardami europejskiego państwa.
Jakub Porzycki /Anadolu/Abaca/PAP

Andrzej Grajewski: Telewizja Polska, Polskie Radio i Polska Agencja Prasowa zostały postawione przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w stan likwidacji. Co to oznacza dla pracowników tych instytucji?

Agnieszka Romaszewska-Guzy:
Jeśli mam być uczciwa, to muszę powiedzieć, że nie wiem. Sytuacja jest taka, że z internetu dowiedziałam się o tym, kim jest pan likwidator. Chciałam bowiem wiedzieć, od kogo teraz zależy los mój i prawie 300 pracowników Telewizji Biełsat. Dostaliśmy list z aktem notarialnym, przesłany przez pana ministra Bartłomieja Sienkiewicza, z którego wynika, że likwidatorem Telewizji Polskiej ma być pan Daniel Gorgosz.

Kto to jest?

Pracował w Telewizji w latach 2010–2016, odpowiadał za sprawy kadrowe i administracyjne. Mogłam się z nim zetknąć w tym czasie. W czasie mojej ponad 31-letniej kariery w TVP byłam dwukrotnie zwalniana, w 2002 i 2009 r., ale chyba zwolnienie wręczał mi ktoś inny. Dlatego nie będę teraz panu mówić, że wiem, co oznacza likwidacja TVP dla pracowników. Nie wiem tego i prawdopodobnie nikt tego nie wie.

Jak rozumiem, dotyczy to ok. 4 tys. pracowników TVP i Polskiego Radia?

Telewizja Polska składa się nie tylko z pracowników etatowych, ale także bardzo wielu innych, współpracujących z nią w ramach umów o współpracę, lub w ramach jednoosobowej działalności gospodarczej. W związku z tym osób, które dzisiaj nie wiedzą, na czym stoją, jest znacznie więcej.

Jak Pani ocenia to, co się zaczęło dziać w TVP, kiedy min. Sienkiewicz, powołując się na Kodeks spółek handlowych, odwołał dotychczasowych prezesów zarządów Telewizji Polskiej, Polskiego Radia i Polskiej Agencji Prasowej oraz ich rady nadzorcze?

Krótko mówiąc, bardzo się martwię tym stanem. W ciągu 31 lat różne rzeczy widziałam w tej telewizji, ale jednak jestem do tej firmy przywiązana. Obecnie normalna praca tam jest właściwie niemożliwa. Nie możemy wchodzić do głównego budynku TVP, blokowane są przejścia pomiędzy poszczególnymi budynkami w tym kompleksie. Wszędzie stoją strażnicy z jakiejś nieznanej nam firmy ochroniarskiej, nie można samochodem wjechać do garażu itd. Najgorszy w tym wszystkim jest fakt, że nadal nie wiemy, co będzie dalej. Nikt nic nam nie mówi. Nikt z nami nie rozmawia. Dotyczy to wszystkich pracowników Telewizji Polskiej. W Biełsacie mam 300 pracowników i współpracowników, wśród nich są Rosjanie, Białorusini, Ukraińcy. Z przerażeniem patrzą na mnie i pytają, co z nami będzie, a ja nie wiem, co mam im odpowiedzieć. Już samo słowo „likwidacja” wywołuje niepewność. Dlatego stosunek, nie tylko mój, ale także zdecydowanej większości pracowników TVP o różnych poglądach, do tego, co się dzieje, jest, delikatnie mówiąc, bardzo krytyczny.

Tylko że ten chaos nie wziął się z niczego. Pomijam dyskusje o tym, czy działania ministra Sienkiewicza są bezprawne, jak twierdzi PiS, czy legalne, jak dowodzi strona rządowa. Nawet Fundacja Helsińska, która dotąd stale krytykowała działania PiS, oceniła, że decyzje min. Sienkiewicza łamią prawo. Jednocześnie krytycy tych decyzji wskazują, że chaos zaczął się w 2016 r., kiedy PiS, aby przejąć kontrolę nad mediami, powołał do życia Radę Mediów Narodowych, która otrzymała najważniejsze kompetencje organu konstytucyjnego, jakim jest Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji.

Zacznę od tego, że mamy ustawę medialną z 1992 r., która w ostatnich dziesięcioleciach była nowelizowana wielokrotnie i dawno zatraciła swój pierwotny kształt. Przypomina wielokrotnie naprawiany kaftan, łata na łacie. Póki co jednak obowiązuje i reguluje wszelkie działania na obszarze mediów. Prawdę mówiąc, to straciłam już wiarę w to, że uda się napisać ustawę, która spowoduje, że media publiczne będą mogły działać bez politycznego nacisku. Na podstawie ustawy z 1992 r. powołana została Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Jej członkowie byli pierwotnie wybierani na różne kadencje, które nie pokrywały się z kadencjami parlamentu, co zapewniało minimum pluralizmu i chroniło ten organ przed zawłaszczeniem przez jedną siłę polityczną. Jednak kolejne rządy próbowały w tym mieszać. Zaczęło się to od prezydenta Wałęsy, który odwołał Macieja Iłowieckiego z funkcji przewodniczącego. Formalnie nie miał do tego prawa, ale w ramach tzw. falandyzacji prawa (odpowiadał za to minister w Kancelarii Prezydenta Lech Falandysz), zastosowano interpretację, która to miała umożliwić. Później zaś każdy rząd zmieniał tę ustawę, aby dostosować ją do swoich, bieżących potrzeb, i zmienić przy okazji skład Rady. PiS w tych działaniach poszedł „po bandzie”. Powołując w 2016 r. Radę Mediów Narodowych, pozbawił Krajową Radę jej najważniejszych kompetencji, czyli mianowania zarządów i władz mediów publicznych.

Zastanawiam się, dlaczego min. Sienkiewicz zastosował te nadzwyczajne środki także wobec PAP. Status Agencji reguluje przecież osobna ustawa. W odróżnieniu od produkującej partyjną propagandę TVP, PAP przekazywał w miarę rzetelny serwis informacyjny.

Na tle straszliwie propagandowej TVP Info, serwis PAP był dość obiektywny i korzystały z niego także opozycyjne media. Dlatego uważam, że włożenie PAP do tego samego worka, co TVP i PR, jest absurdalne. Kiedyś było tak, że PAP jako agencja rządowa, kiedy zmieniał się rząd, otrzymywała nowego prezesa, i to było jakoś racjonalne. Wracając do zmian spowodowanych ustawą o Radzie Mediów Narodowych. Dlaczego to zrobiono? Moja hipoteza jest taka, że chodziło o ściślejszą kontrolę nad telewizją. Krajowa Rada, nawet po zmianach, składała się z członków powoływanych przez Sejm, Senat (wtedy opozycyjny) i Prezydenta RP, który mógł być niewystarczająco sterowalny. Miała więc bardziej pluralistyczny kształt. W związku z czym Krajowa Rada mogła się wydawać nie do końca pewna w swoich nominacjach. Dlatego zdecydowano się powołać ciało, które miało być politycznie całkowicie pewne. W 2016 r. powołano więc Radę Mediów Narodowych i już wtedy wydawało mi się, że jest to kompletnie zbyteczne. Po co tworzyć odrębny byt prawny jedynie dla powoływania władz w spółkach medialnych? Ale to nie było jakoś szeroko dyskutowane. Trzeba zauważyć, że ówczesne media opozycyjne słabo się spisały, gdyż nie nagłośniły orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego z 2016 r. wskazującego na niekonstytucyjność przejmowania uprawnień Krajowej Rady przez inny byt polityczny.

To orzeczenie wskazywało jednocześnie, że niedopuszczalne jest wyznaczanie szefów mediów publicznych przez ministra kultury, z czym teraz mamy do czynienia.

Ustawa o Krajowej Radzie, jakkolwiek krytycznie byśmy jej nie oceniali, służyła jednej podstawowej rzeczy – oddzieleniu mediów publicznych od bezpośredniego wpływu rządu. Taki był duch tej ustawy i w świetle tego obecne działania min. Sienkiewicza są oczywistym złamaniem tych zasad.

Tylko że z orzeczenia Trybunału z 2016 r. nic nie wynikało.

To prawda. Ani rząd, ani Sejm nie miał wtedy woli, aby to orzeczenie zrealizować. Jak już mówiłam, poprzedni rząd poszedł „po bandzie”. Media publiczne miały być sterowane bezpośrednio politycznie i tyle. Tylko że jak tamten rząd poszedł „po bandzie”, to ten już w ogóle wypadł „poza bandę”. Boję się pomyśleć, co będzie dalej, czy media publiczne będą dalej istnieć? Obecna sytuacja bardzo źle na nie wpływa. Tracą reklamy i przychody. Z Kodeksu spółek handlowych jasno wynika, że likwidacja jakiegoś bytu powoduje m.in., że w stan wymagalności stawiane są wierzytelności, które posiada dana spółka. Nie wiem więc, jak to będzie dalej wyglądać.

Otwarte jest pytanie, czy postawienie tych spółek w stan likwidacji jest jedynie taktycznym wybiegiem, umożliwiającym ich sprawne zarządzanie, czy ma doprowadzić do ich faktycznej likwidacji?

Myślę, że celem nie jest pełna likwidacja tych spółek. Raczej sądzę, że to wybieg.

Beneficjentem zamieszania okazała się nagle Telewizja Republika, która przejmując część dziennikarzy z TVP Info oraz formułę niektórych programów, odnotowała gigantyczny skok oglądalności. To świadczy o tym, że jest spora publiczność, która oczekuje takich treści i form, jakie prezentowała TVP Info.

Z całą pewnością tak jest. Mam na Facebooku ponad 5 tys. znajomych prezentujących bardzo różne opinie. Widzę, jak gorące dyskusje i wielkie emocje wywołuje każdy mój wpis w tej sprawie.

Obrońcy telewizji publicznej, czyli głównie politycy PiS, nie twierdzą, że to była dobra, obiektywna telewizja. Dowodzą jednak, że zapewniała pluralizm na rynku medialnym. Programy informacyjne TVP prezentowały rzeczywiście odmienną wizję świata aniżeli pozostałe media. Pozostaje jednak pytanie, dlaczego ta wizja miała być realizowana za pieniądze całego społeczeństwa?

Zgadzam się. W telewizji publicznej powinna być realizowana wizja umiarkowana. Powinni mieć prawo w niej występować zarówno politycy opozycji, jak i partii tworzących koalicję rządową. Uczciwie przyznaję, że już kilka lat temu przestałam oglądać programy informacyjne TVP (podobnie zresztą jak nie oglądam programów informacyjnych TVN), ze względu na poziom uprawianej tam propagandy. Ale jednocześnie jest dla mnie oczywiste, że opinii ludzi, którym taka telewizja się podobała, także nie można wykluczać, a to nam obecnie grozi.

Jak powinna zostać dokonana napraw mediów publicznych?

Nie mam przekonania, że jakakolwiek ze stron politycznych chciałaby mieć obiektywną telewizję publiczną. Łatwo się mówi, że programy informacyjne czy publicystyczne powinny zawierać odmienne poglądy. Ale jak się ten odmienny pogląd pokaże jako konkret, wtedy akceptacja dla jego puszczenia na wizję czy antenę radykalnie maleje. Uważane jest to za niesłuszne, kłamliwe czy szkodliwe dla dyskursu publicznego, a więc zbędne. Dlatego nie mam przekonania, że będzie zgoda na funkcjonowanie telewizji, która w praktyce będzie realizowała taki pluralizm. Fundamentem dla istnienia mediów publicznych jest pewna kultura polityczna, której, niestety, u nas ciągle nie ma. Pewnym wyjściem mógłby być powrót do pierwotnej ustawy o radiofonii i telewizji z 1992 r. oraz przywrócenie pluralistycznego składu Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. I w sposób pluralistyczny powinny być powoływane zarządy tych mediów. Pytanie, czy w dzisiejszych czasach jest to możliwe.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.