Scenarzysta obrazu „Wandea. Zwycięstwo albo śmierć”: Film wyrywa z zapomnienia tysiące ludzi, którzy zginęli w tej straszliwej wojnie

GN 51/2023

publikacja 21.12.2023 00:00

Film „Wandea. Zwycięstwo albo śmierć” wzbudził oburzenie, bo odważył się zaatakować główne tabu rewolucji francuskiej – mówi Vincent Mottez, scenarzysta i współreżyser filmu.

Vincent Mottez  jest scenarzystą i współreżyserem pierwszego filmu kinowego poświęconego w pełni powstaniu katolików w Wandei w czasie rewolucji francuskiej. Vincent Mottez jest scenarzystą i współreżyserem pierwszego filmu kinowego poświęconego w pełni powstaniu katolików w Wandei w czasie rewolucji francuskiej.
Materiały prasowe

Edward Kabiesz: Czy powstanie w Wandei znalazło odzwierciedlenie w filmie fabularnym we Francji?

Vincent Mottez:
Do chwili obecnej kino francuskie rzadko sięgało do tych wydarzeń. Było to zaskakujące, gdyż literatura francuska obszernie podejmowała ten temat, tworząc arcydzieła, które stały się już klasyką. Należy do nich m.in. „Rok 93” Hugo, „Szuanie” Balzaca czy „Biali i niebiescy” Dumasa. Wojna wandejska oferuje bardzo ciekawy materiał dramatyczny, barwne postacie historyczne i ekscytujące wydarzenia, które doskonale nadają się na filmowy scenariusz.

Rozmawiałem z kilkoma młodymi ludźmi, którzy ukończyli dobre licea we Francji i nie za bardzo orientowali się, co wydarzyło się w Wandei w czasie francuskiej rewolucji.

To prawda, że wojna w Wandei to epizod w historii Francji, który niestety jest mało znany opinii publicznej, nawet we Francji. Po pierwsze dlatego, że temat ten stosunkowo rzadko pojawiał się w podręcznikach szkolnych. Ogólnie rzecz biorąc, wiedza historyczna społeczeństwa niestety maleje niezależnie od epoki, której dotyczy. Paradoksalnie, francuska opinia publiczna wykazuje jednak znaczne zainteresowanie historią. Świadczą o tym sukcesy wystaw, książek i oczywiście filmów historycznych. Premiera produkcji o wielkich postaciach w historii, takich jak „Napoleon” Ridleya Scotta czy „Jeanne du Barry” Maïwenn, jest zawsze wydarzeniem. Co do mnie, to dość dobrze znałem temat wojny wandejskiej. Rewolucja francuska, a szczególnie wojna w Wandei, stanowiła dla mnie ważny przedmiot studiów, więc, pracując nad scenariuszem, nie zaczynałem od zera.

Co skłoniło Pana do podjęcia tematu powstania w Wandei?

Puy du Fou Films, producent filmu, to młoda firma zlokalizowana w Wandei, w samym sercu słynnego parku Puy du Fou. O ile we Francji temat wojen wandejskich jest często nieznany lub czasami ignorowany, o tyle w naszym regionie tak nie jest, bo pamięć o tej walce o wolność wciąż jest żywa. To tragiczny, szczególnie nam bliski epizod w historii Wandei, dlatego było naturalne, że skupiliśmy się właśnie na nim w naszym pierwszym filmie fabularnym.

Czy inspirował się Pan np. literaturą poświęconą powstaniu? Jacy autorzy byli dla Pana ważni?

Czytałem z pasją powieści literatury klasycznej, o których już wspomniałem. To dobry sposób na zanurzenie się w tym uniwersum, z bogatymi opisami i dialogami, które całkiem dobrze oddają ducha czasu. Czytałem także liczne prace historyków specjalizujących się w wojnie w Vendée, zwłaszcza tych, którzy brali udział w wywiadach nakręconych dla „Zwyciężyć lub zginąć”, czyli Jean-Clémenta Martina, Reynalda Seychera, Anne Rolland-Boulestreau i Nicolasa Delahaye. To dobry sposób na połączenie historycznego rygoru z jednej strony i epickiego oddechu z drugiej. Philippe de Villiers, twórca parku historycznego Puy du Fou, napisał także powieść o François-Athanase Charette, bohaterze naszego filmu, która odniosła ogromny sukces i stała się inspiracją jednego z przedstawień w Puy du Fou.

Jakie znaczenie dla realizacji filmu miało widowisko w Puy du Fou? Czym jest tamtejszy park rozrywki?

Puy du Fou to park tematyczny, który przedstawia wielkie karty historii Francji, a także jej bohaterów. Odwiedzający Puy du Fou po kolei oglądają specjalnie przygotowane widowiska na dany temat. Ta mekka kultury francuskiej powstała w 1978 roku i odniosła ogromny sukces. W 2023 roku park odwiedziło ponad 2,6 miliona gości. W 2020 roku otworzyliśmy podobny park w Toledo w Hiszpanii. Jeden z naszych spektakli przedstawia właśnie Wandeę i jej bohatera, generała Charette. Spektakl obejrzało blisko 15 milionów widzów, zdobył też wiele międzynarodowych nagród. Jest to jeden z ulubionych programów naszych gości, nic więc dziwnego, że w naszym pierwszym filmie wykorzystaliśmy jego sukces.

Dlaczego na bohatera filmu wybrał Pan postać Charette’a? W czasie powstania odznaczyło się przecież wielu innych dowódców.

W czasie wojny w Wandei wyróżniło się kilku znanych generałów. Był nim m.in. Cathelineau, prosty człowiek nazywany „Świętym z Anjou”, który był pierwszym generalissimusem Armii Katolickiej i Królewskiej. Był też Henri de La Rochejaquelein, „Archanioł Wandei”, który objął dowództwo armii Wandei w wieku zaledwie 20 lat. Byli inni, jak Bonchamps, Stofflet, d’Elbée, Lescure i książę de Talmont. François Athanase Charette de La Contrie wyróżniał się spośród nich z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że jest postacią bliską Puy du Fou, jako bohater przedstawianego tam spektaklu. To także niewątpliwie najbardziej interesujący z dowódców powstania. Nie tylko bardzo długo prowadził działania wojenne, ale też stosował wizjonerską strategię partyzancką, to trochę taki Geronimo z Wandei. Jego charakter był pełen sprzeczności. Był ekstrawagancki, miał swoje ciemne strony, dzięki czemu mógł powstać zniuansowany scenariusz, nie poddający się pokusie hagiografii. Charette jest bohaterem, ale nie świętym, o czym zresztą sam mówi w filmie.

W jakiej mierze film odzwierciedla fakty, a co jest w nim fikcją? Jak przygotowywał się Pan do napisania scenariusza?

Podczas pisania filmu staraliśmy się w jak największym stopniu szanować fakty. Przedstawiamy wszystkie wspaniałe momenty epopei Charette’a, jego zwycięstwa, niepowodzenia, schwytanie i bohaterską śmierć. Nie trzeba było wymyślać elementów fabularnych, bo ta historia jest wystarczająco fascynująca. Z drugiej strony konieczne było uproszczenie niektórych aspektów jego zaangażowania w wojnę, w szczególności burzliwych czasami powiązań z innymi dowódcami Armii Katolickiej i Królewskiej, aby film był bardziej przystępny dla publiczności. Trzeba pogodzić fakty i rozrywkę, co nie zawsze jest łatwe. Opierałem się w szczególności na wspomnieniach ludzi, którzy walczyli u boku Charette’a, takich jak np. Lucas de La Championnière. Dzięki temu w filmie znalazły się ciekawe anegdoty, słowa i zdania rzeczywiście wypowiedziane przez Charette’a. Dialogi są oczywiście wymyślone, ale starałem się pisać je w sposób wiarygodny, szanując ducha czasu i nie narzucając filmowi współczesnej perspektywy, czego należy unikać.

Czy to prawda, że początkowo film miał być filmem dokumentalnym? Jak doszło do realizacji fabuły?

Pierwotnie miał to być dwuczęściowy dokument dla telewizji, dlatego przeprowadziliśmy wywiadach z historykami. Jednak po obejrzeniu pierwszych scen Canal+, nasz koproducent, doszedł do wniosku, że film fabularny wzbudzi większe zainteresowanie. Musieliśmy zaryzykować i przejść do filmu fabularnego, co zmusiło nas do ponownego przemyślenia historii, już bez udziału historyków. Charette wielokrotnie przedstawiany jest w filmie jakby w zdematerializowanej scenerii, swego rodzaju „czwartym wymiarze”, poza czasem i przestrzenią, co nabiera pełnego znaczenia pod koniec filmu. To on opowiada własną historię, przeżywa ją na nowo we wspomnieniach. Pomysł ten miał kilka zalet. Po pierwsze, narrator jest mocno obecny w filmie, co pozwala widzowi zrozumieć, czym była wojna w Wandei. Pozwoliło to także na stworzenie pewnej intymności z bohaterem, który jak gdyby zwierza się widzowi. Jest to zatem wyznanie wyimaginowane, ale oparte na solidnej dokumentacji.

Jak film został odebrany we Francji? Czy ma Pan jeszcze jakieś plany związane z tym tematem? Albo np. powstaniem szuanów w Bretanii.

Film został, delikatnie mówiąc, dość słabo przyjęty przez krytyków, natomiast dopisała publiczność, bo obejrzało go ponad 300 tysięcy widzów. Wywołał kontrowersje. Oskarżano go o „fałszowanie historii”, ale nie wytknięto mu do tej pory żadnego błędu. Film zajmuje się historią, a nie jakimiś fikcyjnymi romansami. „Wandea. Zwycięstwo albo śmierć” wzbudziła oburzenie niektórych kręgów, bo odważyła się zaatakować główne tabu rewolucji francuskiej, pokazując jej bardzo mroczną i brutalną stronę. Cokolwiek o tym myśleć, film ma przynajmniej tę zaletę, że wyrywa z zapomnienia tysiące ludzi, którzy zginęli w tej straszliwej wojnie. Zjawisko szuanerii, równoległe do wojny w Wandei, ale w Bretanii, byłoby doskonałym źródłem inspiracji do kolejnego filmu. Ale nie mam tego w planach. Może później, kto wie. Historia Francji jest bogata w wiele fascynujących epizodów i postaci, o których można by zrobić świetne filmy kinowe. Mam wrażenie, że społeczeństwo czeka na takie filmy, dlatego będziemy nad tym pracować.

Wandea. Zwycięstwo albo śmierć, reż. Paul Mignot, Vincent Mottez, wyk.: Hugo Becker, Rod Paradot, Gilles Cohen, Constance Gay, Francja 2022, w kinach od 29 grudnia

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.