Wyostrzony smak na teatr

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 19/2011

publikacja 15.05.2011 18:27

– Na scenie oglądamy siebie z innej strony – mówi Adrian Rycharski cierpiący na jaskrę i zaćmę. W „Krzesiwie” aktorzy wykrzesują z siebie ukryte talenty. Widzą, jak wiele mogą.

Ryszard Polaszek (na pierwszym planie) inspiruje młodych aktorów z „Krzesiwa” do jak największej aktywności na scenie Ryszard Polaszek (na pierwszym planie) inspiruje młodych aktorów z „Krzesiwa” do jak największej aktywności na scenie
fot. Jakub Szymczuk

Mają bardzo słaby wzrok. Dlatego w ich ustach szczególnie brzmi słowo „widzieć”. Za to lepiej rozumieją słowa z „Małego Księcia” Antoine’a Saint-Exupéry’ego: „Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”. – Można widzieć na różne sposoby – mówi Michał Orchowski, student psychologii, gwiazda spektaklu „Niespodzianka”. – Swoje spojrzenie kieruję na innych, staram się okazać, że są ważni, pomagać im. – Kiedy traci się wzrok, wyostrzają się inne zmysły – opowiada Kamila Stachniak z drugiej klasy liceum. – Po zmroku mam kurzą ślepotę. I wtedy nie tylko w tenisówkach, ale i w butach z grubą podeszwą czuję szczegóły faktury pod stopami. – W życiu zawsze jest coś za coś – twierdzi. To „coś za coś” pojawia się w naszych rozmowach nie raz. – Moi aktorzy nie potrafią wygrać drobnych mimicznych detali, ale za to – może przez ograniczenia wzrokowe – na scenie nie czują wstydu jak ich zdrowi koledzy – podkreśla Ryszard Polaszek, założyciel i od 20 lat animator teatru „Krzesiwo” w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci Słabowidzących nr 8 w Warszawie. Wymyślił go dla swojej grupy chłopców z internatu – piątoklasistów, żeby nie nudzili się po lekcjach. Pytali go wtedy: „Co to jest teatr?”. Przez kolejne lata ich następcy za swoje spektakle zdobywali nagrody na ogólnopolskich konkursach teatralnych. Z powodzeniem stawali w szranki z zespołami aktorów pełnosprawnych. Zwycięstwami w Międzynarodowym Festiwalu „Dionizje”, Przeglądzie Małych Form Teatralnych czy Mazowieckim Festiwalu Teatrów Amatorskich „Krzesiwo” zdobyli uznaną markę.

Teatr za krowę
Próby spektakli odbywają po lekcjach przy ul. Koźmińskiego, prawie w centrum stolicy. Ta przed premierą „Niespodzianki” zaczyna się o 19. „W mojej wsi świat jest na swoim miejscu: dom, płot, krowa” – wylicza główny bohater. – „W dużym mieście wszystko się rusza, chodzi, albo jeździ”. Teksty sztuk Ryszard Polaszek – na co dzień historyk w innych warszawskich liceach, tu szef teatru – pisze pod swoich artystów. Rzeczywiście wielu z nich bardzo wcześnie zostało wyrwanych z własnego środowiska. Michał Orchowski przyjechał z Ełku już jako 7-latek do I klasy podstawówki. Pierwszego dnia na znak protestu ugryzł wychowawczynię. – Zostałem wyrzucony z domu na odległość 200 km, teraz jestem w nim gościem – opowiada. – Mam poważną wadę wzroku – zwraca oczy do światła i wtedy dostrzegam złotą plamkę zamiast źrenicy. – To wynik retinopatii wcześniaczej, zbyt długo leżałem w inkubatorze w ultrafiolecie – spokojnie tłumaczy. – Będę mieć szansę, kiedy lekarze zaczną regenerować połączenia nerwowe – uśmiecha się. – Ale nie jest źle, mogło być gorzej. Jeden potrafi użalać się nad złamaną ręką, ja staram się nie narzekać na wzrok.

W ośrodku jak inni koledzy uczył się do matury. Dziś studiuje i mieszka w wynajętym mieszkaniu. W jego dawnym internacie są miejsca dla 100 osób, ale zajmuje je tylko pięćdziesiątka. – Wiele dzieci zostaje w klasach integracyjnych w swoich miastach – opowiada Polaszek. – Ale nie zawsze to się sprawdza, tu mają optymalne warunki. „Coś za coś” – albo dom, albo szkoła z internatem dająca idealne możliwości kształcenia. – A poza tym trzeba docenić atrakcje życia w Warszawie – teatry, opery, cały wielki świat, którego można dotknąć – mówi reżyser. Na Kamilę Stachniak w „zwykłej” podstawówce koledzy wołali „ślepak” i „kuternoga”. Kiedyś przeszła porażenie mózgowe i lekko upadała na nogę, ale dziś wcale tego nie widać. – Widać, że moje ćwiczenia dają efekty – uśmiecha się, kiedy to zauważam. – Nawet nauczyciele mnie nie wspierali, nie kazali mi siadać w pierwszej ławce, żebym lepiej czytała z tablicy – opowiada. W ośrodku uczniowie w małych 9-osobowych klasach pracują na powiększalnikach. Kamila bez problemu może czytać, co jej się tylko podoba. – Szczęście w nieszczęściu, że tu trafiłam – podsumowuje. A poza tym może grać w teatrze.

Oczy do oglądania nieba
Halina, mama Adriana Rycharskiego, na jedną z premier przyjechała specjalnie z Kosemina pod Sierpcem i była zachwycona nie tylko swoim synem. Chwaliła młodych aktorów, że wspaniale opanowali tekst, świetnie poruszają się na scenie. Byłoby dobrze, gdyby Adriana mogli zobaczyć sąsiedzi z ich liczącej 200 domów wsi. Sama musiała stwierdzić, że to nie to samo dziecko. Adrian nie tylko z sukcesem występuje na scenie, ale też gra w piłkę nożną, chodzi na zajęcia tańca towarzyskiego. Po prostu uwierzył w siebie. Obok Michała Orchowskiego jest jednym z dwóch absolwentów ośrodka, którzy zostali w „Krzesiwie”. – To przyciąga, odkrywamy swoje nowe twarze, na przykład w „Niespodziance” jestem poetą – mówi. – Oni mają dużo ograniczeń w ruchu, w widzeniu drugiej osoby, ale są bardzo dojrzali scenicznie – podkreśla reżyser. – Żyją tym, co grają, nie mają hamulców, aby wyrażać to, co im w duszy gra. W spektaklu „Niespodzianka”, mówią o własnych, wynikających z chorób ograniczeniach, ale też ich przezwyciężaniu. Słowami Polaszka rozmawiają o „drugiej przestrzeni”. Przywołują na scenę swoich realnych kolegów, którzy przedwcześnie zmarli. Lubianą przez wszystkich „Bułeczkę”, Marka, Bartka i Marcina, który występował w ich teatrze. – Długo o nich rozmawialiśmy, moi aktorzy bardzo dbają o więzi, nawet z tymi, którzy już odeszli – podkreśla reżyser.

Podczas tej pracy nieraz przekonał się, że sztuka ma moc oczyszczającą. – To świetna terapia dla wielu z nich – mówi. Na pierwszych próbach we wrześniu zeszłego roku Kuba, który gra w „Niespodziance” chłopaka wyśmiewanego przez rówieśników, bał się odezwać i patrzył na resztę zespołu, wychylając głowę zza ściany. Teraz w kilku fragmentach sztuki znajduje się w samym centrum sceny, skupiając uwagę widzów. Duże wrażenie robi przejmujący moment, kiedy umiera w otoczeniu kolegów i wita czekających na niego po drugiej stronie. Na kolejne premiery „Krzesiwa” przyjeżdżają aktorzy, którzy wyszli z teatru, i ich rodziny. Polaszek też wciągnął w swoje przedsięwzięcie bliskich. Jego syn – 21-letni Filip – przygotowuje oprawę muzyczną do przedstawień. – To moja pasja, mogę oderwać się od szarej rzeczywistości – mówi o swoim graniu Michał Orchowski. I nie tylko on przenosi się na ten czas w inny świat. Kiedy próbują „Niespodziankę”, nie słyszymy głosów dochodzących z sali gimnastycznej. Nie widzimy zużytych desek szkolnej sceny, ani tego, że aktorzy mają inne niż wszyscy spojrzenia. Oglądamy za to, jak w towarzystwie aniołów spotykają się w niebie ze swoimi przyjaciółmi. I jak patrzą na siebie zdrowymi oczami.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.