Mąż na mnie donosił

GN 19/2011

publikacja 15.05.2011 17:52

O dramacie rodzinnym, aktach bezpieki i rozliczeniach z przeszłością z Verą Lengsfeld rozmawia Andrzej Godlewski.

Vera Lengsfeld Vera Lengsfeld
fot. Jakub Szymczuk

Vera Lengsfeld: – Dowiedziałam się o tym z mediów w 1991 r. Od męża usłyszałam, że była to jego odpowiedź na Auschwitz (mąż Lengsfeld pochodził z rodziny o korzeniach żydowskich i, współpracując ze Stasi, chciał wzmocnić NRD – przyp. red.). Nie mogłam tego zaakceptować, ponieważ nie miało to nic wspólnego z naszym życiem.

Nie przepraszał?
– Początkowo nie, ale później to zrobił. Napisał specjalny list, w którym tłumaczył, że wszystko to robił, by mnie chronić. Bał się o moje bezpieczeństwo, ponieważ znajdowałam się w pierwszym szeregu opozycji demokratycznej w NRD.

Uwierzyła mu Pani?
– Mieliśmy trójkę dzieci. Mężowi – jak pisał – wydawało się, że współpracując ze Stasi, dowie się odpowiednio wcześniej, że grozi mi aresztowanie. Wierzę mu, bo rzeczywiście robił wszystko, bym w styczniu 1988 r. nie poszła na demonstrację, gdzie zostałam zatrzymana, a następnie wydalona z NRD.

Po ujawnieniu agenturalnej przeszłości męża w 1991 r. rozstała się Pani z nim. Czy dziś postąpiłaby Pani inaczej?
– Wówczas z dnia na dzień znalazłam się pod wielką presją publiczną. Mimo że wielu znajomych wiedziało wcześniej o sprawie, nie powiedzieli mi o niej. Nie miałam więc szansy, by zastanowić się nad tym w spokoju i prywatnie wszystko załatwić.

Pani mąż również mocno to przeżył – przez lata żył w osamotnieniu i po długiej chorobie zmarł w zeszłym roku na raka. Zdążyła mu Pani przebaczyć?
– Przebaczyłam mu już dawno. Zresztą nie był on szczególnie pracowitym szpiclem. W archiwach Stasi nie zachowało się wiele materiałów z jego działalności. W moim najbliższym otoczeniu działało 20 innych agentów, którzy byli znacznie gorsi, a zostali zdemaskowani znacznie później. Mój mąż był niejako ich kozłem ofiarnym.

Czy należy otwierać akta komunistycznej bezpieki?
– Każdy z prześladowanych powinien mieć prawo, by zajrzeć do swojej teczki. Jednak rozumiem też tych, którzy nie chcą poznać ich zawartości. Ja sama bym nie zaglądała do swoich akt, gdybym nie została do tego zmuszona. W niemieckim prawie, które w dużej mierze tworzyłam na początku lat 90., zapisaliśmy, że osoby kiedyś inwigilowane same decydują, w jakim zakresie zbierane przez Stasi materiały na ich temat mają zostać ujawnione opinii publicznej. Dlatego dużą część swojej teczki upubliczniłam, ale pewnych materiałów nie ujawnię nigdy. Bo niby dlaczego mam publicznie usprawiedliwiać się z rzeczy, które gdzieś kiedyś napisał agent Stasi?

Helmut Kohl również nie chciał pozwolić, by ujawniono materiały zebrane przez Stasi na jego temat. Poszedł nawet do sądu i zablokował ujawnienie zapisów jego rozmów telefonicznych podsłuchanych przez bezpiekę NRD.
I postąpił słusznie. Politycy lewicowi, którzy zazwyczaj walczą o zachowanie prawa do prywatności, chcieli wymusić tę publikację, by zaszkodzić kanclerzowi. Była ona w oczywisty sposób sprzeczna z prawem. Jednak w Niemczech nieraz jest tak, że pod wpływem politycznej presji ustawy przestają być respektowane. Oczywiście zupełnie inaczej wygląda sytuacja z teczkami agentów bezpieki. Do nich opinia publiczna powinna mieć dostęp.

Jak należy postępować z dawnymi oficerami i tajnymi współpracownikami komunistycznej bezpieki?
– Dziś nie jest już możliwe zakazanie im sprawowania urzędów publicznych. Jednak z pewnością dawni pracownicy etatowi Stasi nie mogą pracować w urzędzie ds. dawnych akt służb bezpieczeństwa w Berlinie, i cieszę się, że prawdopodobnie wreszcie zostaną zwolnieni. Jeśli chodzi o byłych agentów, to należy ich traktować w indywidualny sposób. Przecież było mnóstwo ludzi, którzy donosili krótko i nie wyrządzili nikomu żadnej krzywdy. Bronię na przykład Ingo Steuera – trenera niemieckich łyżwiarzy figurowych. Od dzieciństwa wychowywał się on bez rodziców, mieszkał w internacie szkoły sportowej i będąc nastolatkiem, został zmuszony przez nauczyciela do szpiclowania. Jego raporty nie miały jednak żadnej wagi.

Prowadzi Pani lekcje historii dla młodzieży w jednym z dawnych komunistycznych więzień w Berlinie. Dlaczego? Czy to ciągłe zajmowanie się przeszłością ma sens?
– Młodzież w Niemczech coraz mniej wie o historii, ale to nie jej wina, lecz nauczycieli. Wielu z nich należy do tzw. generacji 1968 roku. Wówczas demonstrowali na ulicach z plakatami Mao Tse Tunga i Pol Pota, marzyli o budowie socjalizmu, a NRD traktowali jako „te lepsze Niemcy”. Upadek komunizmu był dla nich szokiem. Mimo to ciągle zajmują w Niemczech bardzo wpływowe stanowiska w mediach, kulturze i szkolnictwie. W ich opinii, w 1989 r. obywatele Europy Środkowo-Wschodniej walczyli nie o wolność, lecz o konsumpcję. Do tej pory nie chcą oni uznać, że pokojowa rewolucja podczas tamtej jesieni ludów była nadzwyczajnym osiągnięciem. Z tego powodu w szkolnych planach zajęć prawie w ogóle nie ma na to miejsca, a przecież obalenie reżimu w NRD bez użycia przemocy jest jednym z najlepszych rozdziałów historii Niemiec. Dlatego sprawia mi ogromną satysfakcję, gdy mogę opowiadać młodzieży, jak wyglądał komunizm i jak udało się go pokonać.

Ale z ludźmi z pokolenia ’68 współpracowała Pani jeszcze na początku lat 90., będąc w jednej frakcji w niemieckim parlamencie.
– Opuściłam jednak frakcję Partii Zielonych po tym, jak jej politycy zaczęli współpracować z postkomunistami.

Tymczasem zwykłym Niemcom wcale to nie przeszkadza. Lewica w Niemczech, w tym przede wszystkim Zieloni, jest coraz silniejsza.
– Oni zrealizowali to, do czego wzywał Rudi Dutschke, lider lewicowej rewolty w Niemczech w 1968 r., czyli przeprowadzili „długi marsz przez instytucje”. Dziś ludzie z tego środowiska mają wpływowe funkcje nawet w gazetach, które kiedyś uchodziły za konserwatywne, czyli np. „Die Welt” czy „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. W ten sposób niejako wychowują swoich wyborców. Masowy sprzeciw w Niemczech wobec energetyki jądrowej to efekt wieloletniej propagandy i prania mózgów.

Czy w takim razie chrześcijańska partia, jaką jest CDU Angeli Merkel, ma jeszcze szanse na sukcesy w Niemczech?
– Angela Merkel jest od 2000 r. szefową CDU, a od 2005 r. kanclerzem Niemiec, ale pod jej przewodnictwem partia ma coraz gorsze wyniki. Głównym powodem jest rezygnacja z najważniejszych treści programowych. Dziś chcemy być bardziej zieloni od Zielonych i szybciej od ich postulatów rezygnujemy z energii atomowej. Z kolei w polityce rodzinnej jesteśmy bardziej czerwoni od lewicy – m.in. dlatego, że nasza minister ds. rodziny chce jak najszybciej oderwać dzieci od rodziców i odsyłać je na wychowanie przez instytucje państwowe. Dziś wartości chrześcijańskie przestały mieć znaczenie dla CDU. Nie wiem, co taka partia może osiągnąć. Gdy pytam osoby wpływowe w CDU o to, jakie powinno być przesłanie naszej partii w kolejnych wyborach, nie dostaję żadnej sensownej odpowiedzi.

Ale skoro zmieniają się wyborcy, również partia musi się zmieniać?
– Zgoda, ale Angela Merkel wyciągnęła z tych przemian złe wnioski. Dziś zabiega ona o lewicowy elektorat i zupełnie zaniedbała tradycyjnych wyborców.

Oni zapewne i tak zagłosują na swoją starą partię.
– Nieprawda, raczej w ogóle nie pójdą na wybory. Przy takiej polityce okazuje się, że po tym, co miało być już naszym najgorszym wynikiem, nadchodzi jeszcze większe rozczarowanie. Przecież w kwestii energii atomowej ekipa Merkel zrobiła zwrot o 180 stopni, którego nikt poza partyjnymi funkcjonariuszami nie mógł uznać za wiarygodny. Bo jak to możliwe, że nasze reaktory były jeszcze w odpowiednim stanie jesienią 2010 r., a teraz okazało się, że należy je jak najszybciej wyłączyć?

Za to teraz Niemcy będą potęgą w produkcji energii z wiatru i słońca.
– To się jeszcze okaże. Zyski z tzw. energii ze źródeł odnawialnych są możliwe tylko dzięki państwowym dotacjom. Na razie pewne jest, że po sporze o atom będziemy mieli nowe konflikty. Podczas wielkanocnych marszów ekolodzy już protestowali przeciw budowie tzw. magistral elektrycznych. Skoro prąd mają wytwarzać wiatraki na Morzu Północnym i Bałtyku, to trzeba go przetransportować na południe Niemiec. Tymczasem Zieloni już mówią, że nie pozwolą na budowę nowych sieci elektrycznych.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.