Czy mecz piłkarski może doprowadzić do konfliktu międzynarodowego?

Marcin Jakimowicz

|

GN 48/2023

publikacja 30.11.2023 00:00

Chcesz usłyszeć polityczne tąpnięcia lub przewidzieć zbrojne konflikty? Przyłóż ucho do stadionowej murawy i posłuchaj trybun. Są znakomitym sejsmografem. Czy mecz może wywołać wojnę?

Željko Ražnatović, pseudonim Arkan (pierwszy z lewej),  był szefem kibiców Crvenej Zvezdy Belgrad. W czasie wojny w Jugosławii został przywódcą formacji tzw. Tygrysów, odpowiedzialnych  za zbrodnie wojenne. Željko Ražnatović, pseudonim Arkan (pierwszy z lewej), był szefem kibiców Crvenej Zvezdy Belgrad. W czasie wojny w Jugosławii został przywódcą formacji tzw. Tygrysów, odpowiedzialnych za zbrodnie wojenne.
SRDJAN SUKI /eap/pap

Wynik meczu może doprowadzić do konfliktu międzynarodowego. Ryszard Kapuściński w swej bestsellerowej książce opisał wydarzenia z 15 czerwca 1969 roku, gdy po przegranym przez Honduras meczu eliminacji do mistrzostw świata wybuchł krwawy konflikt zbrojny z Salwadorem. Jasne, podskórne napięcia były odczuwalne od dawna, ale nie bez powodu konflikt ten okrzyknięto „wojną futbolową”. Oba państwa podpisały traktat pokojowy dopiero 30 października 1980 roku.

Od lat to boiska stają się papierkami lakmusowymi międzynarodowych konfliktów i napięć. Federacje FIFA i UEFA doskonale zdają sobie sprawę z tego, jak groźnym punktem zapalnym są rozgrzane do czerwoności stadionowe trybuny. Wyobraźmy sobie, że podczas rozgrywek Chorwacja trafia na Serbię (ta zagra na mistrzostwach Europy w piłce nożnej po raz pierwszy w historii), a Izrael na ościenne państwa arabskie. To nie byłyby mecze „podwyższonego ryzyka” (jak starcia Pasów z Wisłą, Arki z Lechią czy Górnika z Niebieskimi). To byłaby prawdziwa beczka prochu.

Święte wojny

Łatwo przewidzieć, co działoby się na trybunach, gdyby Dinamo Zagrzeb czy Hajduk Split grały z jakąś z drużyn Belgradu. Rany są wciąż niezabliźnione i krwawią. W tym roku na wyspie Cres kolejny raz usłyszałem, bym, nie daj Boże, zamawiając pieczywo, nie poprosił o hleb, ale o kruh, bo wezmą mnie za Serba.

Przed piętnastu laty 150 kibiców z Serbii i Chorwacji wyrzucono z Rod Laver Arena podczas tenisowego Australian Open, bo nad kortem latały butelki, a na trybunach doszło do bijatyki.

Gdy w meczu eliminacji MŚ 2014 r. mierzyły się Chorwacja i Serbia, obie federacje ustaliły, że nie będzie zorganizowanych wyjazdów kibiców gości. Szef chorwackiej federacji Davor Šuker (niegdyś znakomity napastnik) bezskutecznie apelował do kibiców, by nie gwizdali przy serbskim hymnie. Nic dziwnego. To właśnie na stadionie Maksimir w Zagrzebiu w 1990 roku bijatyki kibiców przeniosły się na murawę, a Zvonimir Boban (kapitan Dinama) kopnął policjanta, który okładał jednego z zagrzebskich kibiców. Jugosłowiańska federacja zdyskwalifikowała piłkarza na pół roku.

Zbog jedne ljubavi. Z powodu jednej miłości

Każdy, kto odwiedza wybrzeża Dalmacji (w ubiegłym roku było tu ponad milion Polaków), doskonale wie, że wszelkie możliwe skrawki muru pokryte są graffiti będącymi gorącymi listami miłosnymi, w których kibice wyznają miłość do Hajduka Split. Nawet stulecie powstania klubu obchodzono przed dwunastu laty jako Sto godina ljubavi, czyli „sto lat miłości”. Hasło „Torcida” jest bliskie sercom nie tylko kibicom zabrzańskiego Górnika, ale przede wszystkim zaprzyjaźnionym z 14-krotnym mistrzem Polski kibicom południowych regionów Chorwacji. Nic dziwnego, że Aleksandra Wojtaszek w swojej znakomitej książce „Fjaka. Sezon na Chorwację” jeden z pierwszych rozdziałów poświęciła temu klubowi. Jest znakomitym sejsmografem politycznych i społecznych napięć.

„Jego historia pokazuje, jak ścisłe są związki sportu i polityki. Gdy Split znalazł się pod włoską okupacją, padło pierwsze historyczne »Nie!« Hajduka, tylko odrobinę mniej sławne od tego wypowiedzianego przez Titę do Stalina” – pisze Wojtaszek. „Klub dostał propozycję, którą nierozsądnie było odrzucić: miał zmienić nazwę na AC Spalato i przenieść się do Serie A, a swoją obecnością we włoskiej ekstraklasie świadczyć o wyzwoleniu miasta. Piłkarzom w zamian obiecano nowy stadion, adekwatną gratyfikację oraz pomoc w organizacji wyjazdów zagranicznych (samolotem!). Hajduk odmówił jednak współpracy z faszystowskimi władzami i… zdecydował się rozwiązać. Działacze klubu w ostatniej chwili ukryli puchary w pobliskiej kawiarni prowadzonej przez jednego z byłych zawodników. Inną niezwykle symboliczną chwilą był mecz w Australii w 1990 roku, gdy piłkarze ze Splitu zdjęli gwiazdy ze swoich dresów i zastąpili je czerwono-białą szachownicą”.

Największym przeciwnikiem Hajduka jest od lat stołeczne Dinamo, a mecze tych drużyn przypominają oprawą Wielkie Derby Śląska. Gdy w 1990 roku podczas nigdy nieukończonego meczu Dinama Zagrzeb i belgradzkiej Crvenej Zvezdy wybuchły zamieszki, a chorwacki piłkarz Zvonimir Boban kopnął policjanta, niektórzy nazwali jego wybryk „kopniakiem w imię niepodległości”.

Kibol, który został zbrodniarzem

Serbskim chuliganom po drugiej stronie trybun przewodził wówczas Željko Ražnatović, zwany Arkanem, późniejszy dowódca słynących z okrucieństwa jednostek paramilitarnych, oskarżanych o zbrodnie wojenne w Bośni. Szef kiboli Zvezdy zdobył szacunek ultrasów, gdy zaprowadził dyscyplinę i pogodził zwaśnione stronnictwa. Jako szef Delije (czyli Junaków) zainicjował potężną bójkę uliczną z drużyną gospodarzy. Zadymę, w której wzięło udział niemal 1500 kibiców, część historyków uznaje za realny wybuch wojny na Bałkanach.

13 maja 1990 roku przeszedł do historii… Dinamo grało wówczas u siebie z Crveną Zvezdą Belgrad, bo choć w jugosłowiańskim kotle już nieźle wrzało, federacja piłkarska republiki nie zawiesiła ligowych rozgrywek. Po dwóch stronach stanęli kibice Dinama (zwani BBB, czyli Bad Blue Boys) i Junacy z ówczesnej stolicy. Ci prowokowali miejscowych okrzykami: „Zagrzeb jest serbski”, a później starli się z nimi na ulicach miasta. O Arkanie – Rażnatovicu miał niebawem usłyszeć cały świat.

11 października 1990 roku z dwudziestoma kibicami belgradzkiego zespołu stworzył paramilitarną Serbską Gwardię Ochotniczą, zwaną Tygrysami Arkana, która walczyła w Chorwacji i Bośni w latach 1991–1995. W chwili „rozkwitu” w bojówce działało kilka tysięcy Serbów. Walczyli w Krajinie i brali udział w oblężeniu Vukovaru. To oni dokonali masakry w tamtejszym szpitalu, rozstrzeliwując wielu chorwackich żołnierzy.

Punkt zapalny

Nie trzeba jednak wyszukiwać historii sprzed trzydziestu lat. Rozgrywany 12 września br. mecz eliminacji mistrzostw Europy Rumunia–Kosowo został przerwany w 18. minucie, a kosowscy piłkarze zeszli z boiska. Dlaczego? Kibole z grupy „United under the Tricolour” („Zjednoczeni pod trójkolorową flagą”) wywiesili transparenty z napisem: „Besarabia jest rumuńska” (to kraina historyczna między Dniestrem a Prutem, która jest częścią Mołdawii i Ukrainy) i „Kosovo je Srbija” i zaczęli głośno skandować to hasło.

Rumunia nie uznaje republiki Kosowa, która ogłosiła niepodległość od Serbii w lutym 2008 roku, a władze rumuńskie nie utrzymują oficjalnych kontaktów z instytucjami w Prisztinie. Mecz przerwano, bowiem UEFA nie toleruje takich manifestacji o podłożu politycznym.

Rozgrywany w tym samym czasie w Erywaniu mecz eliminacji pomiędzy Armenią i Chorwacją musiał zostać przerwany z powodu… drona, który pojawił się nad boiskiem. Była 35. minuta meczu na Stadionie Republikańskim im. Wazgena Sarkisjana, gdy nad głowami piłkarzy pojawił się dron, do którego przymocowano ogromną flagę Górskiego Karabachu – zamieszkanego w większości przez Ormian regionu, o który toczy się konflikt między Armenią i Azerbejdżanem. Kibice na widok łopoczącej flagi (jeden z jej kolorów symbolizuje przelaną krew ormiańskich bohaterów) zareagowali bardzo entuzjastycznie, a pochodzący znad Sekwany sędzia Clement Turpin, nie wiedząc, czy do drona nie są przyczepione jakieś ładunki wybuchowe, od razu przerwał spotkanie. Dopiero gdy dron odleciał, arbiter pozwolił piłkarzom na powrót do gry. Spotkanie wygrała 1:0 Chorwacja.

Skandaliczny okrzyk

Do historii przeszło haniebne zachowanie tureckich kibiców, gdy przed ośmiu laty, po zamachu na redakcję francuskiego tygodnika satyrycznego „Charlie Hebdo”, w wyniku którego zginęło 12 osób, przed meczem z Grecją dziesiątki tysięcy Turków nie tylko „wybuczały” minutę ciszy ku czci ofiar, ale zaczęły skandować: „Allah Akbar”.

Boiska są prawdziwym sejsmografem. Można na nich znaleźć nie tylko mapę społecznych napięć i nastojów, ale i granice podziałów czy zapowiedzi konfliktów. Gdy 24 marca 2022 roku Polska miała zmierzyć się w Moskwie z Rosją w barażowym meczu o katarskie mistrzostwa świata, nasza reprezentacja zbojkotowała to spotkanie. I to zanim FIFA po wielu interwencjach wykluczyła Rosję z piłkarskich rozgrywek.

Gdy 17 listopada reprezentacja Polski do lat 21 grała na stadionie ŁKS z Izraelem, UEFA jako organizator meczu eliminacji Młodzieżowych Mistrzostw Europy nie zgodziła się na uczczenie minutą ciszy ofiar ataku Hamasu. Nie przeszkodziło to zawodnikom obu drużyn po pierwszym gwizdku zatrzymać się i trwać długą chwilę w tym cichym bezruchu. Ten gest przemawiał bardziej niż setki słów.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.