Dostaniemy kawałek Czech

Przemysław Kucharczak, zdjęcia Henryk Przondziono

|

GN 18/2011

publikacja 07.05.2011 22:57

Po ponad pół wieku ociągania się Czesi postanowili oddać Polsce większość długu granicznego, liczącego 368 hektarów. Odwiedziliśmy z aparatem fotograficznym miejsca w Czechach, które mają szansę znaleźć się w Rzeczypospolitej.

We wsi Srbská dom kupiła polska rodzina. Jednak Polska może poszerzyć się o tereny w tej wsi We wsi Srbská dom kupiła polska rodzina. Jednak Polska może poszerzyć się o tereny w tej wsi
fot. Henryk Przondziono

Chodzi o tereny w tzw. Worku Frydlandzkim, wąskim czeskim klinie, który wcina się między polskie Świeradów-Zdrój i Bogatynię. Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie ujawnia, o jakie konkretnie tereny chodzi. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się jednak, że Polska mogłaby uzyskać grunty leżące dziś w czeskiej wsi Srbská. To niedaleko polskiego miasteczka Leśna, znanego z pięknego zamku Czocha. Czesi przekażą nam też tereny w dwóch wioskach położonych jeszcze bardziej na zachód, w stronę Bogatyni. Pojechaliśmy tam.

Przed Polską nie uciekniesz
Wioska Srbská leży w malowniczej dolinie, wyciętej pomiędzy niskimi górami. Uroku dodają jej widoczne z odległości kilku kilometrów znacznie wyższe Góry Izerskie. Srbská jest dziś zamieszkana tylko przez dziewięć rodzin. Jedną z nich jest polska rodzina, która bardzo chciała mieszkać w Czechach. Przed dwoma laty Wioleta i Robert z Bogatyni kupili więc tu stary dom, zaczęli go remontować, wymienili okna i serdecznie zaprzyjaźnili się z czeskimi sąsiadami. Aż tu nagle gruchnęła wieść, że Czesi chcą oddać Polsce jakieś tereny w Srbskiej. – O nie, nie wierzymy w to. Nam się nie uśmiecha wracać z powrotem do Polski – mówią. Stare, w większości zaniedbane domy w wiosce można kupić za mniej niż 100 tys. złotych. Kupują je dzisiaj Czesi i Polacy, żeby przyjeżdżać sobie na weekendy w piękne okoliczności przyrody. Wśród nielicznych stałych mieszkańców panuje typowo czeska atmosfera. Tutejsi Czesi nie chodzą do kościoła. Za to przed poprzednimi wyborami zażądali od władz gminy, żeby im wybudowały w Srbskiej gospodę. A jeśli to niemożliwe, to żeby przynajmniej podstawiały wieczorami autobus do gospody w sąsiedniej wiosce.

Czemu to wśród nich wolą mieszkać Wioleta i Robert? Bo w Polsce przez sześć lat bezskutecznie starali się o odrolnienie swojej działki, chcąc wybudować na niej dom. Stracili czas i nerwy. Ich podanie podobno najpierw zagubiło się w urzędzie, a później odnalazło. Podczas jednej z rozmów polski urzędnik wykonał gest, który Robert zinterpretował jako domaganie się łapówki. Tak się tym zdenerwował, że zrezygnował ze starań o odrolnienie i tanio kupił stary dom tuż za czeską granicą. – Wszystkie formalności w Czechach załatwiliśmy w miesiąc z niewielkim hakiem – mówi. Ponieważ Srbská jest z trzech stron otoczona Polską, zasięg mają tu nawet polskie komórki. Robert dojeżdża stąd do pracy do Bogatyni, a Wioleta pracuje w Czechach. – Podatki są tu niższe, ludzie porządni i sympatyczni, nam się tu podoba. Gdyby Srbská trafiła do Polski, to sprzedamy dom i kupimy inny 2 km dalej, znów w Czechach – deklaruje Wioleta.

Łatwiej wziąć, niż oddać
Dlaczego jednak Czesi w ogóle mają nam coś oddawać? Z powodu przeprowadzonego w latach 50. XX wieku prostowania granicy między PRL-em a Czechosłowacją. Linia graniczna skróciła się, co było ważne dla strzegących jej wtedy zawzięcie strażników granicznych. W czasie prostowania granicy Polacy przekazali Czechom 1205 hektarów, natomiast oni nam tylko 837 hektarów. Czesi zyskali więc kosztem Polski 368 hektarów. W umowie z 1958 roku obiecali je oddać przy prostowaniu innego odcinka granicy. Okazało się jednak, że łatwiej coś wziąć, niż oddać. Ziemia nie została Polsce zwrócona do dzisiaj. Jeśli w końcu dojdzie do zwrotu granicznego długu, to kosztem czeskiej wsi Srbská powiększy się polski powiat lubański. Artur Zych, naczelnik Wydziału Edukacji i Rozwoju Starostwa w Lubaniu, wątpi jednak, żeby Czesi oddali nam tereny wraz z mieszkańcami. – Wiązałoby się to ze zbyt wieloma komplikacjami dla mieszkańców, narodowymi, podatkowymi czy językowymi – mówi. Czesi zapewne oddadzą nam bezludne tereny do pierwszych zamieszkanych domów. To przede wszystkim zielone pastwiska na łagodnych wzgórzach. Tu i ówdzie porastają je kwitnące teraz drzewa owocowe. Jest też tutaj dziki, górski potok, którym teraz biegnie granica. Jego woda huczy i pieni się na kamieniach. W lesie przy polskiej granicy leży też samotna biała skała, ze stojącą obok tabliczką: „Přirodni památka”.

Nasi tu byli
Według czeskiego portalu internetowego iDnes.cz, Polska miałaby też przejąć 32 hektary w wiosce Dolni Oldřiš, sąsiadujacej z Polską od północy, wschodu i zachodu, a nawet częściowo od południa. Kiedy ją zwiedzaliśmy, według mojej komórki znajdowaliśmy się ciągle na terenie polskiej gminy Sulików. Oprócz zielonych pastwisk, tuż przy granicy z Polską obok wioski leży las, a w nim „lesní rybník”, czyli leśny staw. W jego czystej wodzie przeglądają się rosnące na brzegu drzewa; na nasz widok z wody poderwało się stado dzikich kaczek. Z kontemplacji przyrody wyrwał mnie głos fotoreportera Heńka: „Nasi tu byli!”. Nad brzegiem uroczego stawu leżała puszka po Tyskim. Według iDnes.cz, Polska miałaby też otrzymać tereny leżące w czeskiej miejscowości Hermanice. Jej kosztem miałaby powiększyć się polska gmina Bogatynia.

Mnie to je jedno
Czescy samorządowcy są jednak wściekli, że ich rząd zamierza oddać Polsce akurat ich grunty. Nie żądają, żeby długu Polsce nie oddawać wcale, lecz by oddać go w innym województwie. Ostrzegają, że Polacy na przekazanym im terenie mogą zacząć sypać hałdy kopalni Turów. „Velmi se nám to nelíbí” – żalił się iDnes.cz Stanislav Eichler, hejtman (wojewoda) Libereckiego Kraju (województwa). A starosta czeskich Hermanic proponował nawet, żeby zamiast oddawać grunty w jego gminie, przesunąć granicę na całej jej długości o 30 cm na korzyść Polski. Padały też propozycje, żeby czeski rząd ten terytorialny dług od Polski wykupił. Na to Polska zgodzić się jednak nie może, bo byłoby to handlowanie polskim terytorium. Czescy samorządowcy będą teraz zapewne próbowali zablokować lub choć opóźnić przekazanie gruntów. Rozmowy polsko-czeskie wydają się jednak zaawansowane. GN dowiedział się w polskim MSZ o spotkaniach ekspertów na ten temat przeprowadzonych z inicjatywy polskiej. Na spotkaniu w Pradze 22 i 23 marca tego roku Czesi wreszcie przekazali Polakom wykaz gruntów o powierzchni 192 ha „wytypowanych do przekazania stronie polskiej”. „Aktualnie właściwe polskie organy dokonują weryfikacji przekazanego przez stronę czeską wykazu” – poinformowało nas polskie MSZ. 192 hektary to w przybliżeniu obszar gruntów jednej niewielkiej wioski. Czesi zapewniali jednak na spotkaniu w Pradze, że „aktywnie” poszukują dla Polski pozostałych 176 hektarów.

Czeska znajoma Wiolety ze wsi Srbská powiedziała jej niedawno półżartem: „Tak, Polacy wezmą sobie Srbską, Niemcy Frydland, a nam, Czechom, zostanie tylko Praga”. Jednak wielu Czechów aż tak bardzo się nie przejmuje, że ich państwo ureguluje stary dług wobec Polski za pomocą paru górskich pastwisk. Gór ci w Czechach dostatek. Takie stanowisko zajmuje m.in. Lidka Ješkova, ekspedientka w sklepie spożywczym w Srbskiej, na samej granicy z Polską. Mieszka dwie wioski dalej w głąb Czech. W sklepie sprzedaje towary zarówno Czechom, jak i Polakom. Zapytaliśmy, czy jej nie przeszkadza, że prawdopodobnie będzie musiała dojeżdżać do pracy przez granicę. – Mnie to je jedno. Teraz i tak nie ma granic – machnęła ręką.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.