Armenia nie może liczyć na Rosję

GN 41/2023

publikacja 12.10.2023 00:00

– mówi Wojciech Górecki z Ośrodka Studiów Wschodnich.

Armenia nie może liczyć na Rosję bernard lipiński

Jakub Jałowiczor: Czy z punktu widzenia historycznego lub etnicznego Górski Karabach należy się któremuś państwu? Jest naturalną częścią Armenii albo Azerbejdżanu?

Wojciech Górecki:
W XX w. Górski Karabach został przyłączony do Azerbejdżanu. Nie tylko przez Związek Sowiecki, bo i na konferencji pokojowej w Paryżu podjęto podobną decyzję. Dominowała tam ludność ormiańska, ale po pierwsze, Związek Sowiecki kierował się zasadą „dziel i rządź” i robił wszystko, żeby w razie słabnięcia władzy centralnej odżywały konflikty. Po drugie, między Górskim Karabachem a resztą Azerbejdżanu nie ma barier, np. wysokich gór. Cały region geograficznie i komunikacyjnie ciąży do Azerbejdżanu. Stepanakert – dziś Chankendi – łączy linia kolejowa z Jewłachem. Do Erywania jedzie się przez bardzo wysokie przełęcze, a droga do Baku biegnie niziną. Jednocześnie w 1926 r. w regionie było 89 proc. Ormian i 10 proc. Azerbejdżan, a jeszcze w 1989 r. Ormian było prawie 77 proc., a Azerbejdżan ponad 21 proc. Przy czym w samym Górskim Karabachu jest miasto Szusza, gdzie dominowali jednoznacznie Azerbejdżanie i skąd pochodziło wielu wybitnych twórców kultury azerbejdżańskiej. Zatem są przesłanki, żeby region należał do Azerbejdżanu, ale zdecydowaną większość ludności stanowili tam Ormianie. Dlatego w Związku Sowieckim Górskiemu Karabachowi przyznano pewną autonomię.

Czy Armenia może próbować odzyskać region?

W najbliższej przyszłości nie, dysproporcja sił na korzyść Azerbejdżanu wspieranego przez Turcję jest za duża. Dlatego Armenia nie wsparła Górskiego Karabachu podczas wrześniowej wojny, a wcześniej przez 30 lat utrzymywała, że nie jest stroną konfliktu. Nie uznała separatystycznej Republiki Górskiego Karabachu. Do tego nie może liczyć na swoją sojuszniczkę, Rosję. W przeszłości widzieliśmy tyle zakrętów, że możemy sobie wyobrazić różne scenariusze, ale w przewidywalnej przyszłości sytuacja będzie raczej stabilna. Wiele zależy od relacji Armenii z Turcją. Brzmi to jak paradoks, ale skoro Rosja nie ma ochoty wypełniać sojuszniczych zobowiązań, to jedyne gwarancje może dać podpisanie traktatu z Azerbejdżanem, a zwłaszcza właśnie z Turcją. Francja może wspierać Armenię i otwierać konsulat na południu kraju, ale nie wyśle tam wojsk. Obecność unijnej misji obserwacyjnej podnosi polityczne koszta ewentualnego ataku Azerbejdżanu na Armenię, ale to nie jest kontyngent wojskowy.

To koniec sojuszu ormiańsko-rosyjskiego?

W Armenii narasta rozczarowanie Rosją. Zaczęło się to w latach 2015–2016. Wtedy w badaniach połowa ludzi oceniała, że Rosja jest sojuszniczką Armenii, a druga połowa, że nią nie jest. W 2018 r. doszedł do władzy Nikol Paszynian z partii kontestującej obecność Armenii w rosyjskich formatach integracyjnych. Wojna w 2020 r. toczyła się na obszarach uznanych za terytorium azerbejdżańskie, więc brak reakcji rosyjskiej można było jakoś wytłumaczyć, a jej interwencja w ostatniej chwili przedłużyła istnienie republiki o 3 lata. Jednak nawet podczas zeszłorocznych walk, które toczyły się częściowo na terytorium Armenii, Rosja nie podjęła działań. Widziałem badania, choć nie wiem, na ile wiarygodne, w których ponad 30 proc. Ormian uznało Rosję za wroga. To już byłby przełom.

Skąd ten sojusz się wziął?

Armenia chciała relacji z dużym chrześcijańskim krajem, a dla Rosji była przyczółkiem na Kaukazie. Nie było wielkiej miłości, ale Moskwa ma dużo instrumentów wpływu na sytuację w Armenii: bazę wojskową, pograniczników, kontyngent pokojowy, kontrolę nad energetyką i kolejami. Premier Paszynian powiedział, że oparcie się tylko na jednym sojuszniku było błędem. To już dużo. Sojuszu jeszcze nie zakwestionowano, ale elita rządząca dziś Armenią jest wychowana na zachodnich grantach, często edukowana na Zachodzie. Myślę, że Rosjanie nie wybaczą Paszynianiowi słów, które padły, i ratyfikowania statutu rzymskiego obligującego Armenię do aresztowania Putina, gdyby się pojawił na jej terytorium. Pytanie, ile zaangażowana na Ukrainie Rosja będzie w stanie zrobić.

Czy kwestia drogi łączącej Azerbejdżan z Nachiczewanem to zarzewie realnego konfliktu?

Może nim być. Co do tranzytu lądowego jest zgoda Armenii, ale chodzi o status tej drogi. Eksterytorialności sprzeciwia się też Iran, który byłby wtedy odcięty od Armenii. Z kolei prezydent Azerbejdżanu Alijew powiedział, że korytarz będzie, czy Armenia sobie tego życzy, czy nie. Jeśli kraje nie dojdą do porozumienia, to jestem w stanie sobie wyobrazić, że Azer, natchniony sukcesami, spróbuje sam ten korytarz wybić. Wtedy doszłoby do wojny.

Kto właściwie wygrał wojnę karabachską? Ciekawe, że wsparciem dla islamskiego Azerbejdżanu chwali się Izrael.

Ta współpraca trwała od dłuższego czasu, ze względu na relacje Azerbejdżanu z Iranem – wróg mojego wroga może być moim sojusznikiem. Widziałem w Azerbejdżanie plakaty nawiązujące do trwającego akurat żydowskiego święta, a w mieście Kuba (albo Guba) jest tzw. Jerozolima Kaukaska, czyli spora grupa Żydów, i nigdy nie było tu konfliktu. Na wojnie najwięcej zyskała Turcja. Państwo spoza byłego bloku sowieckiego wpływa na status quo na obszarze poradzieckim. Paradoksalnie może zyskać Zachód, bo przez długi czas był nieobecny w regionie. Być może unijna misja jest pierwszą jaskółką powrotu. Gdyby Paszynian się utrzymał i kontynuował zwrot prozachodni, to może spotkać się z pozytywną odpowiedzią, zwłaszcza że Gruzja coraz bardziej odpływa od Zachodu – do końca roku się okaże, czy otrzyma status kandydata do UE. Rosja osłabła. W Karabachu rządziła ta sama ekipa, co w Armenii przed Paszynianem. Teraz ci ludzie są zatrzymani. Co nie znaczy, że Moskwa nie ma potencjału destabilizacyjnego na Kaukazie. .

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.