Więzienie za wychowanie

Stefan Sękowski

|

GN 16/2011

publikacja 25.04.2011 22:27

Jedenaście małżeństw z niemieckiego Salzkotten nie chciało wysyłać swoich dzieci na lekcje edukacji seksualnej. Rodzice trafili do aresztu.

Baptyści modlą się przed więzieniem w Salzkotten, gdzie ich współwyznawca Eduard Elscheidt odsiaduje karę Baptyści modlą się przed więzieniem w Salzkotten, gdzie ich współwyznawca Eduard Elscheidt odsiaduje karę
fot. Archiwum rodzinne protestujących

Wszystko zaczęło się w 2005 roku, kiedy siedem rodzin nie pozwoliło swoim 9- i 10-letnim dzieciom uczestniczyć w obowiązkowych zajęciach z edukacji seksualnej w szkole św. Liboriusza w Salzkotten. Rodzice, należący do wspólnoty baptystów, uznali edukację seksualną za niemoralną. – Wychowujemy dzieci według Biblii. Tam jest napisane, że należy żyć w czystości, a to oznacza, że nie wolno współżyć poza małżeństwem. A dzieciom pokazuje się przykład, w którym pewna pani ma dziecko ze swoim chłopakiem – mówi Rita Wiens, matka ośmiorga dzieci. Udowadnianie maluchom, że współżycie nie różni się znacząco od wspólnej gry w piłkę, niszczy ich wstyd. Zdaniem rodziców ich pociechy są zbyt małe, by dowiadywać się wyczerpująco o kwestiach intymnych.

Grzywną w szkolnych dezerterów Pierwszą karę grzywny za złamanie obowiązku szkolnego (rodziny nie wysłały dzieci na zajęcia) sąd orzekł w 2006 roku. Jednak rodzice nie chcieli jej zapłacić, ponieważ ich zdaniem oznaczałoby to, że zgadzają się z wyrokiem. Wtedy zaczęły się szykany. Wobec rodziców zastosowano kilkudziesięciodniowy areszt wydobywczy, który miał zmusić ich do zapłacenia pieniędzy. To jednak nie poskutkowało i sąd szuka obecnie innego środka, dzięki któremu miałby wymusić na rodzicach zapłatę grzywny – ponownie zastosować aresztu nie może. – Dla dzieci nie było to szokiem, ponieważ sprawa toczy się od kilku lat. Wiedziały, że dyrektorka groziła, iż może przyjść do nas policja – wyjaśnia pani Wiens, której mąż do 24 kwietnia przebywa w więzieniu. Sąd skazał go na 40 dni aresztu wydobywczego za to, że ich obecnie 13-letni syn 3 lata temu nie brał udziału w zajęciach. – Ta sytuacja uczy je zawierzenia Bogu. Codziennie modlą się za swojego tatę – dodaje kobieta. Sprawa trwa nadal, ponieważ rodziny, które nie posłały dzieci na zajęcia, mają zazwyczaj liczne potomstwo. Historia powtarza się więc co rok – kolejne dzieci nie biorą udziału w seksedukacji, po czym sąd każe rodzicom płacić grzywnę, ci tego nie robą i trafiają za kratki. Do tej pory w samym liczącym ok. 25 tysięcy mieszkańców Salzkotten od 2005 roku aresztowani zostali rodzice 11 rodzin, a kolejne 7 zgodziło się zapłacić grzywnę. Także rodzina państwa Wiens szykuje się na powtórkę z rozrywki. Wiek „edukacji seksualnej” osiągnęła właśnie ich kolejna córka.

Insynuacje i pomówienia Dyrektorka szkoły nie widzi nic niestosownego w swoim zachowaniu. – Działam według wskazówek ministerstwa. Edukacja seksualna jest w kraju związkowym Nadrenii-Westfalii obowiązkowa i nie mam możliwości zwolnienia dzieci z lekcji – powiedziała GN Tekla Tuschen. Twierdzi, że bojkot, jak nazywa akcję rodziców, nie dotyczy jedynie edukacji seksualnej, ale także fragmentów programów takich jak muzyka, wychowanie fizyczne, język niemiecki. Co więcej, pedagog insynuuje, że baptyści robią krzywdę swoim dzieciom. – Badania wykazują, że w patriarchalnych strukturach rodzinnych, a takimi są te rodziny, częściej dochodzi do molestowania seksualnego. Ci rodzice nie wysyłają swoich dzieci także na lekcje z zakresu przeciwdziałania takim zjawiskom. Czego oni się obawiają? – pyta, zawieszając głos. Rita Wiens potwierdza, że nie wysyłają dzieci na przedstawienia teatralne, za które zresztą sami musieliby płacić. – Odrzucamy je z powodów religijnych. Tam nie pokazuje się prawdy – tłumaczy. Podobnie, jak w przypadku lekcji muzyki, na której ich dzieci nie tańczą. Jednak zarzuty, jakoby rodzice utrudniali uczniom uczestnictwo w lekcjach wf. albo informatyki, uważa za absurdalne, zaś insynuowanie molestowania seksualnego za bezczelne. – Dyrektorka powiedziała mojemu mężowi, że nasze dzieci są zagrożone molestowaniem. Odebrało mi mowę. Po prostu usłyszała, że gdzieś ojciec baptysta skrzywdził dziecko. A ilu nauczycieli molestuje dzieci w Niemczech? – obrusza się matka. A domowa seksedukacja? – Rozmawiamy z dziećmi o tym. O higienie, skąd się biorą dzieci. Przecież to życie! – podkreśla Wiens.

Mus to mus Gabriele Eckermann ze Stowarzyszenia Schulunterricht zu Hause (Nauczanie w domu) twierdzi, że problem edukacji seksualnej w Niemczech jest ogromny. – Pojawiła się ona w latach 70 nie z powodów merytorycznych, ale politycznych. I z roku na rok jest coraz gorsza – zauważa działaczka. Większość rodziców posyła jednak na nią swoje dzieci, bojąc się szykan, które mogą polegać nawet na odebraniu potomstwa rodzicom przez Urząd ds. Młodzieży. Część z nich zdobywa u znajomych lekarzy zwolnienia lekarskie na czas zajęć. Dotyczy to nie tylko dzieci baptystów. W Niemczech działa także katolicki Krąg Przyjaciół Marii Goretti, który zachęca rodziców, by, jeśli tylko mogą, nie puszczali swoich dzieci na te lekcje. W Nadrenii-Westfalii rodzice mają minimalny wpływ na to, jak funkcjonuje edukacja seksualna. – U nas jest ona obligatoryjna. Dyrektorzy nie mają możliwości zwolnienia ucznia z edukacji seksualnej, podobnie jak i z żadnego innego przedmiotu – powiedział GN rzecznik prasowy ministerstwa edukacji Nadrenii-Westfalii Nina Heil. Przed rokiem szkolnym spotykają się przedstawiciele rodziców i nauczycieli, a w starszych klasach także uczniów i dowiadują się na temat planowanego programu. – Nie mają jednak na niego wpływu, jedynie na szczegóły, np. czy należy pokazywać dzieciom prezerwatywy – mówi przedstawiciel ministerstwa. Ostateczne decyzje zapadają większością głosów, a mniejszość ma się podporządkować. Rodzice decydują więc o wychowaniu także nie swoich dzieci. Sprawa wygląda różnie w różnych landach, ale jedynie Badenia-Wirtembergia umożliwia zwolnienie dziecka z edukacji seksualnej ze względu na wyznanie.

Co dalej? Przepisy krajowe narzucają program, któremu podporządkować muszą się wszystkie szkoły. Także katolickie, jaką jest szkoła św. Liboriusza. – Nie twierdzimy, że materiały edukacyjne we wszystkich przypadkach są odpowiednie, jesteśmy jednak pewni, że nauczyciele, szczególnie w szkołach wyznaniowych, obchodzą się z nimi bardzo uważnie, by w ręce dzieci trafiało wszystko dokładnie sprawdzone – napisał w odpowiedzi na pytania GN kierownik Wydziału Szkoła i Wychowanie archidiecezji Paderborn ks. Joachim Göbel. – Musimy trzymać się norm prawnych – dodaje kapłan i cytuje dokument, z którego wynika, że w landzie nie ma możliwości zwolnienia dziecka z edukacji seksualnej. Sytuacja wydaje się bez wyjścia. A przecież świadomość, co grozi rodzinom za nieposyłanie dzieci na lekcje edukacji seksualnej, powinna ostudzić głowę nadgorliwej bojowniczki o „spełnianie obowiązku szkolnego”, szczególnie jeśli jest, jak sama twierdzi, katoliczką. A chrześcijańskich polityków w Niemczech zachęcić do tego, by zmienili prawo krzywdzące ludzi, którzy chcą wychowywać swoje dzieci zgodnie z zasadami.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.