Joe Biden i Donald Trump – dwa oblicza wiary

Tomasz Winiarski

|

GN 28/2023

publikacja 13.07.2023 00:00

W wyborach prezydenckich w 2024 roku w USA w szranki najpewniej ponownie staną Joe Biden i Donald Trump. W co wierzą dwaj najpoważniejsi kandydaci startujący w wyścigu do Białego Domu?

Donald Trump. Donald Trump.
Patrick T. Fallon /AFP/east news

To istotne pytanie szczególnie w Stanach Zjednoczonych, kraju, w którym słowo „Bóg” znajduje się nie tylko w przestrzeni publicznej, ale również na ustach niemal wszystkich polityków. Wiara kandydata na prezydenta jest dla Amerykanów istotną kwestią. W zasadzie trudno wyobrazić sobie scenariusz, w którym amerykańskie społeczeństwo wprowadza do Gabinetu Owalnego zdeklarowanego ateistę.

Kręty katolicyzm Bidena

Obecny prezydent USA został wychowany w praktykującej rodzinie katolickiej, a swoje dzieciństwo wspominał jako mocno związane z wiarą. W swojej autobiografii pt. „Spełniając obietnice” pisał, że każdej niedzieli wraz ze swoimi bliskimi udawał się na Mszę św. do pobliskiego kościoła, który zawsze wydawał mu się „przedłużeniem domu”.

Światopogląd i wiara Bidena na przestrzeni dekad przeszły jednak ewolucję, potęgowaną wydarzeniami z jego życia, takimi m.in. jak tragiczny wypadek samochodowy z 1972 roku, w którym zginęły jego pierwsza żona i niespełna dwuletnia wówczas córeczka. Twierdził wtedy, że w tamtym momencie Bóg sobie z niego „brutalnie zadrwił”, a jego relacje ze Stwórcą zaczął definiować bunt. Po latach przyznał jednak, że to w wierze katolickiej znalazł ostatecznie ukojenie.

Na początku kariery politycznej Joe Biden sprzeciwiał się aborcji. W 1974 roku twierdził, że Sąd Najwyższy w swoim wyroku w sprawie „Roe vs. Wade”, legalizującym aborcję na poziomie federalnym jako rzekomo zagwarantowaną przez konstytucję USA, „zaszedł za daleko”. Osiem lat później, wyłamując się ze stanowiska reszty Partii Demokratycznej, głosował w Senacie za przepisami, które ograniczyłyby możliwość przerywania ciąży w USA przez zablokowanie finansowania tych praktyk ze środków federalnych.

Z czasem jego stanowisko w kwestii ochrony życia poczętego stawało się jednak coraz bardziej kompromisowe wobec lewicowej, sprzecznej z chrześcijańskim nauczaniem narracji. „Miałem 29 lat, kiedy zostałem wybrany do Senatu Stanów Zjednoczonych i wiele się przez ten czas nauczyłem. Jestem praktykującym katolikiem i pogodzenie moich poglądów religijnych i światopoglądowych z działalnością polityczną jest dla mnie ogromnym dylematem” – mówił w 2007 roku w wywiadzie dla telewizji NBC.

W tym samym roku, gdy po raz drugi startował na urząd prezydenta, stwierdził, że proaborcyjna decyzja Sądu Najwyższego jest „najbliższa temu, co możemy osiągnąć jako społeczeństwo” w tej sprawie. W trakcie kampanii przed wyborami prezydenckimi w 2020 roku kolejny raz zmienił swoje dotychczasowe poglądy w kwestii przerywania ciąży. Zerwał z zasadą braku kierowania federalnych funduszy na aborcję. Tę decyzję podsunęli mu jego doradcy, twierdząc, że pełne popieranie aborcji będzie politycznie korzystniejsze w związku z poglądami, jakie prezentuje w tej materii przytłaczająca większość demokratów.

Już jako prezydent Biden podejmował decyzje ułatwiające dostęp do aborcji bądź też umożliwiające finansowanie przez Waszyngton zagranicznych organizacji proaborcyjnych. Skrytykował też ubiegłoroczny wyrok Sądu Najwyższego, który zdelegalizował aborcję w Stanach Zjednoczonych na poziomie federalnym. Decyzję sądu nazwał „realizacją skrajnej ideologii i tragicznym błędem”. Z powodu tych poglądów Bidena czasem spotyka krytyka ze strony katolickich duchownych, którzy odmawiają nawet udzielania mu Komunii św.

Chociaż prezydent w kwestii przerywania ciąży łamie zasady wynikające z nauczania Kościoła, wciąż uważa się za katolika. Nie opuszcza niedzielnych nabożeństw. W trakcie tegorocznego pobytu w Polsce, pomimo natłoku obowiązków, znalazł czas na udział w celebracji Środy Popielcowej.

Niepewna wiara Trumpa

Podejście Donalda Trumpa do wiary również jest tematem skomplikowanym i niejednoznacznym. Z jednej strony pozostaje liderem amerykańskich konserwatystów i obrońcą tradycyjnych, chrześcijańskich wartości. Z drugiej zaś jest również wielokrotnym rozwodnikiem, który przynajmniej do czasu wkroczenia na scenę polityczną po stronie republikanów wiódł raczej mało religijne życie. Zapewne to właśnie z tego powodu postanowił połączyć siły z późniejszym wiceprezydentem w swojej administracji. Mike Pence, bo o nim mowa, w przeciwieństwie do swego szefa nigdy nie musiał udowadniać chrześcijańskiego konserwatyzmu i szczerej wiary w Boga. W zamyśle strategów kampanii Trumpa to właśnie Pence miał być głównym magnesem przyciągającym najbardziej religijną część republikańskiego elektoratu i przede wszystkim czynnikiem uwiarygodniającym chrześcijańską tożsamość samego Trumpa.

Z podobną łatwością, z jaką na przestrzeni lat zmieniał Trump swoją afiliację partyjną, zrewidowaniu ulegały także jego poglądy religijne. W roku 1959 późniejszy miliarder został konfirmowany w protestanckim Kościele prezbiteriańskim w Nowym Jorku. Kilkanaście lat później jego rodzina stała się członkiem nowojorskiego Kościoła reformowanego. Posługiwał tam pastor Norman Vincent Peale, którego Trump miał w tamtym okresie niezwykle cenić. „Wygłaszał najlepsze kazania, był niesamowitym mówcą publicznym. Mógł mówić przez półtorej godziny, a ludzie mieli niedosyt, kiedy jego kazanie się skończyło” – wspominał.

Jednak gdy Trump wystartował w wyborach w 2016 roku, ów Kościół reformowany odciął się od kontaktów z nim, twierdząc, że polityk nie jest już jego aktywnym członkiem. To właśnie w tym okresie, prowadząc kampanię wyborczą, Trump deklarował, że Pismo Święte jest jego ulubioną książką, lecz gdy dziennikarze próbowali ten fakt zweryfikować, pytany o szczegóły, zwinnie unikał odpowiedzi.

Prawie trzy lata temu dokonał oficjalnej zmiany swojej przynależności religijnej. Zaczął określać się jako chrześcijanin „bezwyznaniowy” (ang. non-denominational christian). To specyficzny odłam protestantyzmu, polegający na odrzuceniu organizacji wiary, w tym jej dogmatyki obecnej w innych religiach chrześcijańskich.

Po owocach ich poznacie?

Kiedy Trump zasiadł już w fotelu prezydenta w Gabinecie Owalnym, rzadko widywany był w kościele. Pełniąc urząd, podjął jednak szereg działań, które dowiodły jego zaangażowania w obronę tradycyjnych, chrześcijańskich wartości. Jedną z pierwszych decyzji w tym zakresie było podpisanie rozporządzenia wykonawczego ułatwiającego działalność polityczną organizacjom religijnym.

W 2020 roku, jako pierwszy amerykański prezydent, Donald Trump wziął udział w organizowanym na ulicach Waszyngtonu Marszu dla Życia. Jest to najważniejsze wydarzenie amerykańskiego środowiska pro-life. Prezydent przemawiał wówczas do zgromadzonych ludzi, mówiąc o obrońcach życia poczętego w kontekście osób, które są „głosem tych, którzy go nie mają”. W tym samym okresie podpisał dekret nakazujący przeznaczanie przez Stany Zjednoczone minimum 50 milionów dolarów rocznie na promocję wolności religijnej na świecie.

Donald Trump nominował także aż trzech nowych konserwatywnych sędziów Sądu Najwyższego, którzy w czerwcu 2022 roku walnie przyczynili się do decyzji kończącej obowiązującą od 1973 roku proaborcyjną interpretację konstytucji. Umożliwiło to poszczególnym stanom uchwalanie przepisów chroniących świętość życia poczętego. Tym samym jako prezydent Trump spełnił jedną ze swoich najważniejszych obietnic złożonych konserwatywnemu elektoratowi Ameryki. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.