Kopalnia Soli Bochnia – najstarszy w Europie zakład przemysłowy. Działa nieprzerwanie od XIII wieku

Szymon Babuchowski

|

GN 27/2023

publikacja 06.07.2023 00:00

Za Kazimierza Wielkiego dochód ze sprzedaży soli stanowił jedną czwartą królewskiego budżetu. To dzięki niej władca mógł zastać Polskę drewnianą, a zostawić murowaną.

Kopalnia w Bochni to najstarszy czynny zakład przemysłowy w Europie. Kopalnia w Bochni to najstarszy czynny zakład przemysłowy w Europie.
roman koszowski /foto gość

Dzyń, dzyń! Zamknięci w klatce windy zjeżdżamy 212 metrów w dół, w minutę pokonując dystans mniej więcej 70 pięter. Szyb nazywa się Campi, od łacińskiego słowa campus, oznaczającego pole. – Dawniej były tu szczere pola – wyjaśnia etymologię tej nazwy pani Lucyna, nasza przewodniczka. Jesteśmy w Kopalni Soli Bochnia, najstarszym w Europie zakładzie przemysłowym, działającym nieprzerwanie od XIII wieku.

Odnaleziony pierścień

– Szczęść Boże! – słyszymy zaraz po otwarciu drzwi windy i od razu czujemy się jak w domu. Okazuje się, że nie tylko u nas, na Śląsku, ale też w Małopolsce górnicy pozdrawiają się w ten sposób. Mają również tę samą patronkę, świętą Barbarę, ale nie tylko ją. – Patronką białych górników, czyli tych wydobywających sól, jest też święta Kinga. Jeśli będziemy mieli szczęście, zobaczymy ją przechadzającą się kopalnianymi korytarzami – zapowiada przewodniczka.

Rzeczywiście, nie musimy długo czekać na spotkanie z postacią ubraną w czerwone książęce szaty. Znajdujemy ją w kaplicy jej imienia – największej spośród sześciu kaplic bocheńskiej kopalni. Ołtarz w kaplicy wspierają filary pochodzące z innego stołu ofiarnego – tego, przy którym w 1999 r. papież Jan Paweł II odprawiał w Starym Sączu Mszę kanonizacyjną św. Kingi. Jest też rzeźba solna przedstawiająca świętą, a pierścień w jej ręku nawiązuje do legendy z nią związanej. Gdy książę krakowsko-sandomierski Bolesław Wstydliwy poprosił o rękę Kingi, ona zwróciła się do swego ojca, króla Węgier Beli IV, by nie dawał jej żadnych kosztowności, lecz sól, którą będzie mogła ofiarować swojej przyszłej ojczyźnie. Bela podarował jej więc najbogatszą kopalnię Siedmiogrodu w Marmarosz. Kinga wrzuciła zaręczynowy pierścień do jej szybu, a do kraju męża zabrała ze sobą najbardziej doświadczonych górników. Ci zaś w tajemniczy sposób znaleźli pierścień w pierwszej bryle soli wykopanej w Bochni.

Kopalnia w Bochni to najstarszy czynny zakład przemysłowy w Europie.   Kopalnia w Bochni to najstarszy czynny zakład przemysłowy w Europie.
roman koszowski /foto gość

Tyle legenda, natomiast dokumenty historyczne faktycznie potwierdzają, że początki bocheńskiej kopalni jako zakładu wydobywczego sięgają roku 1248, a więc przypadają na czas rządów Bolesława Wstydliwego i jego małżeństwa z Kingą. Sól pozyskiwano jednak na tych terenach znacznie wcześniej, nawet 3,5 tys. lat temu! Tyle że najpierw dokonywało się to przez odparowywanie wody z solanki. Prawdopodobnie właśnie podczas pogłębiania istniejących studni solankowych odkryto pokłady soli kamiennej. Studnie zlokalizowane w okolicy potoku Babica stały się zalążkiem szybów Sutoris i Gazaris. Pierwszy z nich istnieje do dziś i jest najstarszym wciąż funkcjonującym szybem w Europie.

Głębiej piłki nie pokopiesz

O tym, że kopalnia w Bochni jest niedościgniona pod wieloma względami, przekonujemy się na każdym kroku. Chociażby teraz, kiedy przez środek kaplicy św. Kingi przejeżdża... pociąg, zwany „Kubą” – od imienia ostatniego konia, który pracował tu do 1963 r. – To jedyna kaplica na świecie, przez którą przebiega tor kolejowy. Jeśli drugą taką gdzieś znajdziecie, dajcie znać – uśmiecha się nasza przewodniczka, a my siadamy okrakiem na ławie wagonika, by podjechać do kolejnej stacji.

Ale to niejedyny środek transportu, którym będziemy się tutaj przemieszczać. Za chwilę czeka nas przeprawa łodzią. Odcinek, którym popłyniemy, nie jest wprawdzie zbyt długi, ma zaledwie 140 metrów, ale na tej głębokości i tak robi wrażenie. – Tę komorę wydobywczą górnicy wydrążyli w dziesięć lat, mając do dyspozycji proste narzędzia, takie jak kilof, młotek czy kaganek, którym oświetlali sobie miejsce pracy. W dwudziestym wieku wystarczyłyby im trzy miesiące – opowiada flisak Marek Smaga. – A czy wiecie, panowie, że te łodzie, którymi płyniemy, zostały zaprojektowane specjalnie do tego zadania i są zarejestrowane w Polskim Rejestrze Statków, podobnie jak okręty pływające po morzu? To dlatego, że płyniemy po słonej wodzie. Można zanurzyć palec i spróbować.

Faktycznie, jest słona, bo komora została zalana solanką – taką samą, z jakiej wytwarza się w Bochni sole kąpielowe. To jedyna obecnie produkcja w kopalni – wydobycie soli spożywczej zakończyło się bowiem w 1990 r. Za to z leczniczych właściwości soli korzysta się tu obecnie pełną parą. Warto bowiem wiedzieć, że właściwości podziemnego aerozolu niwelują objawy alergii i wpływają na poprawę stanu zdrowia osób cierpiących na choroby dróg oddechowych. To dlatego goście tak chętnie korzystają z komory Ważyn, nazwanej tak na cześć Andrzeja Ważyńskiego, podżupka bocheńskiego z drugiej połowy XVII wieku. Znajduje się tu plaża solna, przeznaczona dla gości, którzy zdecydują się na nocowanie w kopalni. A jest gdzie nocować, bo piętrowych łóżek przygotowano aż 236! Do tego restauracja, sala balowa, plac zabaw dla dzieci, a nawet... boisko piłkarskie. – Na większej głębokości już piłki nie kopniesz – śmieje się Romek, nasz fotoreporter. Nie mogę więc sobie odmówić przyjemności posłania piłki w światło bramki.

Gotowym groszem płacić będą

Przede wszystkim jednak spacer kopalnianymi korytarzami to solidna lekcja historii białego górnictwa. Możemy zobaczyć narzędzia, których używali dawni górnicy. Ich nazwy brzmią dziś nieco egzotycznie: kogutki, szpicaki, pochwa z brokiem... Podziwiamy kierat, którym dwa konie wyciągały solankę na wyższy poziom, a także wielkie koło napędzane przez „dziada wodnego”, chodzącego po szczeblach... – To była niewdzięczna praca. Od chlapiącej solanki bardzo niszczyła się skóra. Stąd właśnie wzięła się nazwa tego zawodu – wyjaśnia pani Lucyna.

Na młodszych turystach z pewnością duże wrażenie zrobi trasa multimedialna, zwłaszcza że niektóre postaci pojawiają się w kopalnianych korytarzach jak żywe. Wprost ze średniowiecza przybywa do nas jeden z cystersów, sprowadzonych przez Bolesława Wstydliwego, by uczyć Polaków wydobywania soli kamiennej. Z ekranu przemawia też do nas sam książę. „Sól potrzebna będzie wszystkim i gotowym groszem płacić za nią będą” – mówi.

– I tak było – potwierdza przewodniczka. – Sól w średniowieczu była jedynym konserwantem żywności, dlatego była tak cenna. Nazywano ją białym złotem, bo za jednego bałwana soli (beczkowatą bryłę, której kształt ułatwiał toczenie – przyp. Sz.B.) można było kupić całą wioskę, razem ze zwierzętami, polami czy stawami rybnymi. Mówi się, że Kazimierz Wielki zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną. Ale warto pamiętać, że pieniądze na dokonanie tej przemiany miał dzięki soli.

To właśnie za panowania Kazimierza Wielkiego nastąpił prawdziwy rozkwit żup w Bochni i Wieliczce. W 1638 r. na jego polecenie spisano dokument zatytułowany „Statut żup krakowskich”, dzięki któremu stały się one własnością królewską, czyli skarbu państwa. Dochód ze sprzedaży soli stanowił wówczas jedną czwartą królewskiego budżetu. To on pozwalał utrzymywać zamki i wesprzeć działalność Akademii Krakowskiej, czyli dzisiejszego Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Z bryłką w plecaku

Na rozwoju białego górnictwa skorzystała, oczywiście, i sama Bochnia. Kilka wieków później wdzięczni mieszkańcy wystawili wybitnemu władcy pomnik. „Królowi chłopków, opiekunowi miast, Kazimierzowi Wielkiemu, swemu dobroczyńcy – Bochnia, 1871” – czytamy na monumencie umiejscowionym w samym środku urokliwego Rynku. Przy okazji wycieczki do kopalni warto odwiedzić także to miejsce, podobnie jak położoną tuż obok XV-wieczną bazylikę św. Mikołaja z kaplicą św. Kingi, której polichromię zaprojektował sam mistrz Jan Matejko, oraz obrazem Matki Bożej Bocheńskiej z 1. połowy XVI wieku. Kopię tego obrazu, podarowaną przez kustosza sanktuarium, znajdujemy też w kopalni – w kaplicy, która powstała w 2009 r. z inicjatywy górników bocheńskich. Wykorzystano w tym celu jedną z istniejących już nisz w caliźnie solnej, którą poddano tylko drobnym pracom górniczym. Duży różaniec z solnych paciorków to również dzieło pracowników kopalni. Zresztą na każdym kroku znajdujemy tu ślady ich pobożności. Czasem będzie to zwykły krzyżyk zawieszony przed wejściem do jakiejś niszy, innym razem imponująca rzeźba „Spotkanie z Matką”, stanowiąca jedną z kopalnianych kaplic. Przedstawia ona najważniejsze wizerunki z historii objawień maryjnych na całym świecie. Zebrane w jednym miejscu robią duże wrażenie.

Gdy zmierzamy w stronę wyjścia, nasza przewodniczka zatrzymuje nas przed drzwiami jednej z kopalnianych tam. Pyta o rok założenia kopalni. – To PIN do wyjścia – uśmiecha się.

– 1248 – odpowiadam bezbłędnie, bo po tak dogłębnej – dosłownie i w przenośni – lekcji historii trudno się pomylić. Droga do windy stoi otworem. W plecaku mam małą bryłkę soli. Wprawdzie wsi za nią nie kupię, ale będzie mi przypominać wizytę w tym arcyciekawym miejscu.

Czytaj więcej: W wakacyjnym cyklu reportaży POLSKIE NAJ

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.