Żelazny Szlak Rowerowy – najlepiej i najbardziej pomysłowo zagospodarowany szlak rowerowy, poprowadzony po dawnej trasie kolejowej

Jacek Dziedzina

|

GN 26/2023

publikacja 29.06.2023 00:00

W pociągach nikt tu nikogo nie pozdrawiał. „Na kole” większość cyklistów mija się z krótkim „dzień dobry”. Przebudowa dawnej trasy kolejowej na Żelazny Szlak Rowerowy okazała się cywilizacyjnym postępem.

Dawniej wiadukt kolejowy, dziś Zielony Most dla cyklistów. Dawniej wiadukt kolejowy, dziś Zielony Most dla cyklistów.
henryk przondziono /foto gość

Wtorek 20 czerwca, godziny przedpołudniowe, temperatura powietrza zbliża się już do 30 stopni Celsjusza, wkrótce osiągnie 33 stopnie. Wszystkie dane sugerują, że na trasie nie spotkamy żywej duszy. Za wcześnie, za gorąco, w środku tygodnia. Na oko nic nie wskazuje na to, że z Żelaznego Szlaku Rowerowego (Železná Cyklotrasa) w ciągu 5 lat skorzystało już ponad 300 tys. rowerzystów (mierzy to licznik umieszczony w Jastrzębiu przy ul. Chlebowej), kilkakrotnie więcej, niż zakładano.

Najlepiej zagospodarowany

To jednak tylko pierwsze wrażenie. Od wczesnych godzin rannych Żelazny Szlak Rowerowy przemierzają amatorzy jazdy „na kole”. – Z rana ciało samo wyrywa się do jazdy, więc już ok. 8.00 jestem w trasie – Bogumił Fedder właśnie zatrzymał się na krótki odpoczynek na Stacji Moszczenica. Jeździ tędy niemal codziennie. Często z żoną Anną, jak tym razem, czasem z kolegami. – Około południa jesteśmy z powrotem w domu, jak jadę z żoną, z kolegami trochę szybciej – uśmiecha się nasz pierwszy turysta. Prawie zawsze robią całą pętlę, 55 km, obejmującą czeską część trasy. Tam to również Železná Cyklotrasa, choć odcinek poprowadzony przez dawny nasyp kolejowy znajduje się po polskiej stronie.

Stwierdzenie, że to najładniejszy szlak rowerowy w Polsce, mogłoby wywołać kontrowersje – bo to kwestia gustu i niekończących się porównań z innymi podobnymi trasami w naszym kraju. Bez cienia przesady można za to powiedzieć, że to najlepiej, najbardziej pomysłowo zagospodarowany w Polsce szlak rowerowy, poprowadzony po dawnej trasie kolejowej. Schludne przystanki, z nazwami dawnych stacji kolejowych, zadbane zatoczki, altanki, stoliki, stacje do ładowania rowerów elektrycznych, mocno urozmaicony krajobraz (co najbardziej zaskakuje przy dość jednolitej, wydawałoby się, topografii), doskonała nawierzchnia i warte zatrzymania się na chwilę obiekty (bardziej „wytrawne” niż popularne) przy nieznacznym odbiciu od trasy…

Drugie życie kolei

To wszystko sprawia, że nawet codzienne przemierzanie „na kole” tej samej trasy nie staje się monotonne. Zwłaszcza że można korzystać z trzech opcji trasy – najdłuższej, średniej i najkrótszej. Na każdej z nich mijający się rowerzyści pozdrawiają się krótkim „dzień dobry” lub „cześć”. Jak turyści w górach. Jest coś niezwykłego w tym, jak „kultura kolejowa”, która przez dziesięciolecia zapewniała mieszkańcom pogranicza polsko-czeskiego transport pasażerski, zyskała niejako drugie życie w postaci trasy przeznaczonej już bardziej na sport i rekreację. Nawet te pozdrowienia obcych sobie ludzi mają w sobie coś symbolicznego: pokazują, że kultura ta może być w pewnym sensie wyższym stopniem rozwoju cywilizacyjnego niż powstanie kolei żelaznych. Przecież w transporcie publicznym, w tym w pociągach, nikt się nikomu nie kłania. Wystarczyło jednak zamienić żelazne tory, wagony i „stukające” koła na gładki asfalt, kawałek aluminium i dwa koła, by w uczęszczających tą samą trasą uwolnić zwykłą ludzką reakcję. Może to niepotrzebne dopisywanie filozofii do zwykłej – nomen omen – kolei rzeczy. Ale może to również opowieść o nas, poddających się urokowi i wyjątkowości miejsc, sytuacji… środków lokomocji.

Otwarta pętla

Cały Żelazny Szlak Rowerowy (Železná Cyklotrasa) przebiega przez tereny pięciu gmin: po stronie polskiej przez Godów, Jastrzębie-Zdrój i Zebrzydowice, po stronie czeskiej przez Karwinę i Piotrowice. Najkrótszy wariant trasy liczy 34 km, ale część zbudowana na dawnej trasie kolejowej (po stronie polskiej) to na razie ok. 15 km; gminy rozważają jednak od dawna dołączenie kolejnych odcinków. Choć w środku tygodnia przed południem mijamy głównie samotnych rowerzystów, a czasem pary cieszące się już emeryturą, to szlak słynie głównie z tego, że korzystają z niego licznie rodziny z dziećmi, co łatwiej zauważyć dopiero późnym popołudniem lub w weekend. W 55-kilometrową pętlę można włączyć się praktycznie w dowolnym miejscu. Można zostawić samochód np. na parkingu przy Urzędzie Gminy w Godowie lub przy dworcu kolejowym w Zebrzydowicach. W Jastrzębiu-Zdroju samochód zostawiamy w różnych odległościach od trasy lub przy trzech wjazdach na szlak: przy ul. Kasztanowej przy kościele, przy Szkole Podstawowej nr 17 – tu znajduje się duży parking – lub przy Przedszkolu Publicznym nr 12 przy ul. Cieszyńskiej. Wielu turystów wybiera również okolice ulicy Przemysłowej (tu przydałby się duży parking, aby nie szukać miejsc parkingowych „na dziko”) i zaczyna od Stacji Zofiówka, jadąc albo w kierunku Zebrzydowic, albo Godowa. Ta druga opcja jest zdecydowanie najładniejszą, najbardziej urozmaiconą (mimo prostej drogi praktycznie bez wzniesień) częścią tej trasy. Cały odcinek po stronie polskiej jest też znakomicie oznakowany, czego nie można powiedzieć o fragmentach szlaku po stronie czeskiej.

Nacieszyć oko

Na odcinku jastrzębskim warto odbić m.in. w kierunku doliny Szotkówki, mało znanej w Polsce rzeki (można ją przebyć kajakiem) będącej prawostronnym dopływem Olzy. Niewielu turystów przejeżdżających szlak zdaje sobie sprawę, że dolina jest środowiskiem życia dla bobra i wydry europejskiej. W innym miejscu w pobliżu trasy, w Lesie Biadoszek, można spotkać m.in. jastrzębia czy krogulca. Jeśli ktoś ma więcej czasu, powinien z pewnością znacznie odbić od szlaku i przynajmniej krótkim spacerem „zaliczyć” Park Zdrojowy. Od drugiej połowy XIX wieku do końca lat 80. XX wieku Jastrzębie-Zdrój było kojarzone (choć prawa miejskie uzyskało dopiero w latach 60. XX wieku) z tutejszym uzdrowiskiem, które oficjalnie zamknięto w 1994 roku. Dziś, również dzięki inhalatorium solankowemu w Parku Zdrojowym, to ciągle atrakcyjny punkt dla wszystkich szukających wypoczynku, także tych zwiedzających Śląsk „na kole”. Po drugiej stronie szlaku trudno natomiast ominąć pałac w Zebrzydowicach – dawniej gotycki zamek, później rezydencja baronów de Mattencloit i hrabiego von Monnicha z Karwiny, dziś – Gminny Ośrodek Kultury i restauracja. Taka kolej rzeczy. Na szczęście otoczenie pałacu nadrabia utratę jego dawnej glorii (choć budynek sam w sobie jest ładny i zadbany) – z wielkim stawem Młyńszczok, amfiteatrem, ośrodkiem sportów wodnych i widokowym molo jest idealnym miejscem dla rowerzystów chcących odpocząć przed dalszą jazdą.

Granica życia

Polsko-czeską granicę od strony Zebrzydowic przekracza się w Marklowicach, w Siroczym Lesie, pięknym, unikatowym kompleksie leśnym. Granica od strony Godowa i Gołkowic, dokładnie w Skrbeńsku, prowadzi wzdłuż sąsiadujących ze sobą blisko domów. Jeden z nich ma już adres czeski, choć położony jest praktycznie na samym środku linii granicznej. Dla przejeżdżających tędy bez skrępowania rowerzystów (droga jest wyłączona z ruchu samochodowego) to jeden z najciekawszych punktów na trasie. Takie miejsca pokazują, że granice są sprawą ludzką: są sztuczne, a zarazem konieczne; mają charakter arbitralny, dyskusyjny, a jednocześnie „gdzieś” muszą być wyznaczone. Podobnie było z wyznaczeniem granicy życia trasy kolejowej z Zebrzydowic do Jastrzębia i Godowa. A raczej granicy utrzymywania pozorów jej życia. Od lat pociągi już tędy nie kursowały, a jednak nikt nie miał pomysłu, jak ten teren zagospodarować. Może nawet nikt nie miał odwagi zaproponować, by w miejscu trasy kolejowej, tak przecież zasłużonej kiedyś dla rozwoju regionu, a później już tylko martwego pomnika, utworzyć coś z zupełnie innej kultury podróżowania. Pierwszy odważył się wójt Godowa, a pozostałe gminy natychmiast przyklasnęły temu pomysłowi i włączyły się w jego realizację, zwłaszcza miasto Jastrzębie-Zdrój.

Patrzę na tablicę umieszczoną przy jednym z przystanków Żelaznego Szlaku. Daty powstania i zamknięcia tutejszych tras kolejowych. Pociągi pasażerskie z Zebrzydowic do Moszczenicy kursowały od 1935 do 1997 roku. Z Jastrzębia do Wodzisławia, przez Godów, od 1913 do 1997. Ale dopiero w 2002 roku obie trasy oficjalnie zamknięto. Bo nie jest łatwo przyznać, że coś już bezpowrotnie minęło. Pewnie dlatego też dopiero 16 lat później tą samą trasą przejechały pierwsze rowery. Taka kolej rzeczy.•

Czytaj więcej: W wakacyjnym cyklu reportaży POLSKIE NAJ

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.