Wiemy, gdzie ta keja. Przy Śniardwach – „mazurskim morzu”

Marcin Jakimowicz

|

GN 25/2023

publikacja 22.06.2023 00:00

Na zadawane nieustannie na pokładach pytanie: „Gdzie ta keja?” odpowiadam: przy „mazurskim morzu”. Przynajmniej tego wieczoru.

Mazury otoczone wianuszkiem Puszczy Piskiej. Mazury otoczone wianuszkiem Puszczy Piskiej.
roman koszowski /foto gość

Od lat w naszym wakacyjnym cyklu próbujemy ugryźć Polskę. Raz przedstawialiśmy ją od kuchni (wiadomo, przez żołądek do serca), innym razem sprawdzaliśmy prawdziwość powiedzenia Józefa Piłsudskiego, że jest jak obwarzanek, i wędrowaliśmy po jej kresach.  Tym razem zabierzemy Was w fascynującą podróż po tym, co jest w niej „naj”. Rozpoczynamy od eskapady nad „mazurskie morze”. Zabierzemy Was również między innymi do latarni morskiej wysuniętej najdalej na północ naszego kraju, do najstarszego działającego zakładu produkcyjnego, na naszą zieloną depresję i...  Będzie w czym wybierać. Komu w drogę...

Konie na betonie. Naprawdę! Kierunek: Instytut Badawczy w Popielnie. Choć to połowa czerwca, a z nieba leje się żar, na drogach ukrytych w cieniu charakterystycznych dla Mazur szpalerów drzew pustki. Na szosie baraszkują jedynie dwa koniki polskie. Podbiegają do nas, bezskutecznie próbując wysępić jakieś smakołyki. Są jedyną rodzimą, pierwotną rasą koni wywodzącą się bezpośrednio od dzikich tarpanów, które do końca XVIII w., a na niektórych terenach nawet do początku XIX w., biegały na obszarach dawnej Polski, Litwy i Prus.

W uśpionym porcie cumuje kilka jachtów. Podpływają do prześlicznych mazurskich chat (charakterystyczna rdzawa dachówka i ciemne, wysmagane wiatrem drewno, a wszystko tonie w feerii barw i zapachów wiosennych kwiatów).

Idzie rak nieborak

Wierzba. Pod pomostem, jak gdyby nigdy nic, maszeruje sobie rak. Woda w jeziorze musi być naprawdę czysta. Przy ośrodku Polskiej Akademii Nauk wjeżdżamy na prom. Zmieszczą się na nim trzy samochody i maksymalnie 30 osób. Choć dla wielu jest jedynie atrakcją turystyczną, łączy oddalone od siebie brzegi przylegającego do Śniardw jeziora Bełdany. Niektórzy nie docierają do Wierzby, bo mają w GPS-ach włączoną opcję „unikaj promów”. I wtedy zamiast 360 metrów przeprawy muszą objechać gigantyczne jezioro, nadkładając, bagatela, 40 kilometrów. Mamy zamiar pokonać tę trasę, objeżdżając „mazurskie morze”: od Mikołajek, przez Okartowo i Nowe Guty, po Popielno.

Ale to później. Na razie zaciągamy hamulec ręczny i w drogę!

Prom, który po raz pierwszy ruszył już przed I wojną światową, sunie przez kilka minut, uczepiony rozciągniętej na dnie liny. Latem wykonuje nawet po 40 kursów.

Po prawej stronie burty „mazurskie morze”, a obok nas jachty mkną na Jezioro Nidzkie. Spacerujący przez lata po Puszczy Piskiej Konstanty Ildefons Gałczyński wołał zachwycony: „Ech, bracia, wpław! I płynąć, pływać, aż tam, gdzie z drugiej strony wiatr, roześmiany wiatr przygrywa na sitowia strunach zielonych!”. W „sitowia strunach zielonych” trwa właśnie obłędny koncert. Prym wiedzie, modulujący głos jak operowy śpiewak, trzciniak zwyczajny.

Choć niebo pokrywają chmury, od miesiąca nie spadła ani kropla deszczu. Mieszkańcy z rejestracjami MPI i NMR (Śniardwy znajdują się w powiatach piskim i mrągowskim) otrzymują alerty o suszy. Rolnicy marzą o deszczu, choć pewnie nie chcą zanucić piosenki mieszkającego nieopodal Krzysztofa Daukszewicza: „Porwanych sieci nie ma gdzie suszyć i szpaki boją się łączyć w stada, nie można z domu na krok się ruszyć, bo na Mazurach ciągle pada”.

Prom dobija do brzegu. Sprzed maski wyskakuje nam sarna. „Uwaga na rysie” i „Witamy w krainie rybołowa” – ostrzegają znaki.

Dwa żywioły

Nieopodal Śniardw (niem. Spirdingsee), gdzie wije się kręta Krutynia, po której suną wielobarwne kajaki, znajdziemy miejsce spotkania żywiołów: oszczędnego, skupionego na słowie protestantyzmu i zachwyconego obrazem, pachnącego jerozolimskim kadzidłem Wschodu. Na terenach Ostpreußen wyrosła wioska starowierów. Wojnowo to temat na osobny artykuł. Staroobrzędowcy, którzy nie przyjęli reformy patriarchy Nikona, doskonale czuli się na mazurskiej ziemi. Pozostał po nich śliczny, zamieniony na muzeum, żeński monaster, a wschodnie hymny płyną dziś w prawosławnej cerkwi. O ile bezpopowcy „rozpuszczają się” we wschodnich klimatach Podlasia czy Suwalszczyzny, tu ich obecność stanowiła ogromny kontrast. Gotycka czcionka spotykała cyrylicę.

Na wyspie czartów

Nareszcie możemy spojrzeć na jezioro z góry! Długo jedziemy na klif na Szerokim Ostrowie. Gdy bywaliśmy w Grecji czy Chorwacji, naszą rozmowę zagłuszał koncert cykad. Tu nie dopuszczają nas do głosu ptaki i żaby, które wyraźnie pokazują, kto rządzi na Śniardwach. Przed nami „morze” otoczone wianuszkiem Puszczy Piskiej. Do końca życia zapamiętam porażający widok, gdy przejeżdżałem tędy po potężnym huraganie, który 4 lipca 2002 roku łamał drzewa jak zapałki i wygnał przerażone sarny i jelenie z gęstej puszczy. Na szczęście to już przeszłość.

Z piaszczystego klifu zerkam na Czarci Ostrów, jedną z ośmiu wysp jeziora. Poznałem ją… zanim po raz pierwszy trafiłem na Mazury. Każdy, kto chłonął przygody Pana Samochodzika, doskonale zna nazwę Fort Lyck i opowieść o wyspie, na której za czasów Fryderyka Wielkiego wzniesiono wojskowy magazyn.

12 w skali Beauforta

Czas na kąpiel! Śniardwy są stosunkowo płytkie. Największa głębia wynosi do 23,4 metra, choć średnia głębokość to jedynie 6,5 metra. Gdy zanurzaliśmy się w falach jeziora, było dla nas łaskawe. A naprawdę miewa humory… Przed godziną w Mikołajkach, na ulicy mazurskiego poety Michała Kajki, przy kościele (podobnie jak wiele innych na Mazurach niegdyś ewangelickim, dziś służącym katolikom) mijaliśmy tablicę poświęconą „tym, którzy nie wrócili do portu”.

21 sierpnia 2007 roku dmuchnęło tak potężnie, że na płytkim jeziorze (nawet sto metrów od linii brzegowej stoi się po kolana w wodzie) łódki wywracały się jak łupiny orzecha. „Biały szkwał” (to popularne, choć nieprecyzyjne określenie, które obiegło media) zebrał śmiertelne żniwo. Potężna burza i grad, który leciał z chmur cumulus congestus, zaskoczyły żeglarzy. Na stacji meteorologicznej w Mikołajkach zanotowano znaczną zmianę kierunku wiatru, który mknął z prędkością do 130 km/h (12 w skali Beauforta!). Spadła temperatura: z upalnych 28 stopni do 16, a w ciągu kwadransa zatonęło 15 jachtów, ponad 60 jednostek zostało wywróconych, a pod wodą pozostało 12 osób.

A wracając do świątyni w Mikołajkach… Pierwsza kaplica stanęła nad Śniardwami już w XV wieku. Nosiła wezwanie św. Mikołaja, od którego miejscowość przyjęła nazwę. Obecny kościół został wybudowany w 1910 roku jako ewangelicka kaplica połączona z budynkiem mieszkalnym. Mieścił się tu tzw. Volkshaus (dom ludowy), w którym organizowano przedstawienia, wieczorki poetyckie i katechezę.

Uciekać, Sowieci!

Gdy sunący na zachód Rosjanie minęli tabliczkę z gotyckim napisem Lyck (Ełk), eksplodowali. Z ogromną brutalnością pokazali, na co ich stać. Nie uznawali słowa „Mazur”. Niemiec to Niemiec – kwitowali krótko. O dramatycznych losach mieszkańców tej ziemi można przeczytać w świetnej książce Beaty Szady „Wieczny początek”. To Sowieci zamienili kościół w Mikołajkach w stajnię. Wierni, którzy odzyskali budynek, zastali go bez okien, drzwi i podłóg.

Wiele razy wędrowałem po Warmii i Mazurach, krainach, których nazwy niesłusznie wymieniamy na jednym oddechu. Kocham te ziemie. Zjeździłem je wzdłuż i wszerz. „»Śniardwy mają liczne zatoki i jeziorka, właściwie odrębne. Zresztą, nie całkiem to już takie nie nasze jezioro…« »A dlaczego nie całkiem nie nasze?«” – trzy pokolenia Polaków wychowały się na pokaźnym tomie rozpoczynającym się od słów: „Wszystko zaczęło się od kajaka”. Imponujący swymi rozmiarami reportaż „Na tropach Smętka” ukazał się w 1936 roku. Rok wcześniej mistrz polskiego reportażu zapakował się z nastoletnią córką Martą, zwaną Tirliporkiem, do gumowego składaka Piast („Wierne to bydlę, a przestronne, a pomieściwe. Składak nasz jest czerwony, a na dziobie umieszczona jest nazwa: KUWAKA”) i ruszyli do ówczesnych Prus Wschodnich. Wańkowicz miał jasno sprecyzowaną tezę, nie ukrywał tego. W gwarze mazurskiej, w zabitych dechami wiochach doszukiwał się elementów polskości. A pisał po plebiscycie, w którym Polska z kretesem przegrała z Ostpreußen (ta nazwa, a nie Deutschland, widniała na kartkach do głosowania), gdy na raczkującą II Rzeczpospolitą, określaną przez Niemców jako „państwo sezonowe”, zagłosowało… dwa procent ludności; Olecko nazwano Treuburgiem, czyli „wiernym miastem”, a Hitlera w Ełku witały nieprzebrane tłumy.

Paradoks historii polegał na tym, że Sowieci, którzy w styczniu 1945 roku weszli do Krainy Tysiąca Jezior, w tych samych miejscach doszukiwali się elementów niemieckości i zgotowali Mazurom los, którego nie są w stanie oddać nawet porażające filmy Smarzowskiego. „Tu zawsze jedni mówią tak, drudzy inaczej, a to wszystko jest jednak bardziej skomplikowane” – to zdanie z „Kajś” Zbigniewa Rokity idealnie pasuje do tych przepięknych ziem.

U Króla Sielaw

W Mikołajkach rojno jak w ulu. Jak zwykle. Turyści oblepili każdy zakamarek miasta. Dorośli słuchają opowieści o Muzeum Reformacji, a dzieciaki o zamieszkującym Śniardwy Królu Sielaw.

Słuchamy Koryckiego i uciekamy z miasta, byle dalej i dalej. Zanurzamy się w zieloność. Śniardwy, należące do gmin Mikołajki, Pisz, Orzysz i Ruciane-Nida, znajdują się w Mazurskim Parku Krajobrazowym. Oblepione są gęstą sosnowo-świerkową puszczą. Nad falami rządzą kormorany i żurawie, a w lesie możemy spotkać wilki, gronostaje, bobry, jelenie, kuny i lisy. By mieć je na wyciągnięcie ręki, warto podjechać do pobliskiego Parku Dzikich Zwierząt w Kadzidłowie. W jeziorze pluskają leszcze, miętusy, okonie, sandacze, sieje, sumy, szczupaki i węgorze. Mniam!

Śniardwy są oblegane przez żeglarzy nie tylko ze względu na ogromną przestrzeń, ale i znakomite skomunikowanie z innymi akwenami. Nucący pod nosem „Cztery piwka” muszą jednak uważać na głazy ukryte nawet 20 centymetrów pod lustrem wody.

Lodowiec wykonał znakomitą robotę! Ogromny obszar linii brzegowej jest gęsto zarośnięty, co sprawia, że nie jest rozparcelowany. Rzadziej niż na Suwalszczyźnie spotkamy tabliczkę: „Wstęp wzbroniony – teren prywatny”.

Ostatni raz zerkam na odległy drugi brzeg „mazurskiego morza”. Choć jego powierzchnia jest 278 razy mniejsza od Bajkału, i tak robi kolosalne wrażenie. Do zobaczenia!•

Czytaj więcej: W wakacyjnym cyklu reportaży POLSKIE NAJ

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: