Nobel dla Lampedusy

jbb

|

GN 14/2011

publikacja 10.04.2011 23:15

Włochy. Prezydent Francji Nicolas Sarkozy oraz premier włoskiego rządu Silvio Berlusconi zapowiadają wspólny szczyt na temat masowej imigracji do Europy przez włoską wyspę Lampedusę.

Uchodźcy z Tunezji na Lampedusie tracą cierpliwość. Zaczęli demolować i podpalać samochody i budynki, by zwrócić na siebie uwagę włoskich władz Uchodźcy z Tunezji na Lampedusie tracą cierpliwość. Zaczęli demolować i podpalać samochody i budynki, by zwrócić na siebie uwagę włoskich władz
fot. PAP/EPA/MICHELE NACCARI

W ciągu ostatnich dwóch miesięcy tą drogą do Europy przedostało się ok. 22 tys. osób. Na wyspie liczącej 5 tys. mieszkańców sytuacja jest napięta. Imigranci podpalili budynki tamtejszej parafii. Ośrodek pomocy pęka w szwach, uciekinierzy śpią przy porcie, w małych grotach skalnych. Wielu z nich nie ma się gdzie umyć, potrzeby fizjologiczne załatwiają na dworze. Istnieje ryzyko wybuchu epidemii. W czasie nielegalnej przeprawy z Afryki zginęło już kilkadziesiąt osób, w tym dzieci. Sensację wzbudziła wiadomość o porodzie na łodzi, na pełnym morzu.

Berlusconi udał się więc na Lampedusę i ogłosił, że „Włochy to kraj katolicki i będą traktować imigrantów godnie”. Premier podchwycił też lansowaną przez włoski dziennik „Avvenire” propozycję, by Lampedusie przyznać Nagrodę Nobla. Bez wątpienia mieszkańcy wyspy w tak dramatycznej sytuacji są – jak posumował przewodniczący Episkopatu Włoch kard. Angelo Bagnasco – „przykładem chrześcijańskiej cierpliwości i wrażliwości na uciekinierów. To silne przesłanie o prawdziwej miłości do człowieka”.

Faktycznie mieszkańcy wyspy pochylają się nad imigrantami na ile to możliwe – sami piorą ich ubrania, żywią ich, myją. Włoski rząd, choć z problemem został sam i wyraźnie sobie nie radzi (Unia Europejska nie kwapi się z pomocą; jak stwierdził jeden z włoskich ministrów: „państwa Europy łączy tylko wspólna waluta, nie wartości”), to jednak nie stosuje tak brutalnej polityki wobec imigrantów jak Francja: Sarkozy deportuje Tunezyjczyków do Afryki. Ponieważ Unia pogroziła mu za to sankcjami, prezydent szuka sojusznika. Pozostaje mieć nadzieję, że Berlusconi się nie ugnie. Zresztą niedawny casus Romów dowiódł, że droga „wysyłki” jest nieskuteczna, wszyscy oni do Francji wrócili.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.