Złoto z Sudanu pozwala Rosji finansować wojnę. Czy konflikt sudański może to przerwać?

Jacek Dziedzina

|

04.05.2023 12:00 GN 18/2023

publikacja 04.05.2023 12:00

Gdzie dwóch się bije, tam trzeci… może nie skorzystać. Bratobójcza walka dwóch generałów w Sudanie nie tylko cofa w rozwoju ten kraj. Może też pomieszać szyki światowym graczom, którzy w Afryce stworzyli sobie eldorado.

Czołg armii wiernej generałowi Fattahowi al-Burhanowi. Czołg armii wiernej generałowi Fattahowi al-Burhanowi.
AFP /east news

Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, wiadomo, że chodzi… W tym miejscu spontanicznie chcielibyśmy dokończyć tradycyjnym „o pieniądze”. I choć nie jest tajemnicą, że bogate złoża złota są jednym z powodów, dla których w ostatnich miesiącach na lotnisku w Chartumie (teraz już zniszczonym przez bombardowania) lądowały samoloty z dyplomatami najważniejszych światowych graczy, to mimo wszystko trudno tylko tym wyjaśnić nagły wybuch wojny domowej między siłami dwóch generałów, którzy jeszcze parę lat temu ramię w ramię obalali wieloletniego dyktatora. Z pewnością wygrana jednego z nich może wzmocnić pozycję rosyjskiej Grupy Wagnera, która od dawna złotem z Sudanu zasila kremlowskie konta. A i sudańscy górnicy twierdzą, że „Rosjanie płacą najlepiej”. I z pewnością „rosyjski ślad” jest jednym z kluczy do zrozumienia, o co toczy się gra. Ale wygrana drugiego generała wcale nie musi oznaczać, po pierwsze, odcięcia Rosjan od sudańskiego złota, ani tym bardziej zwycięstwa demokracji, o którą tak mocno zabiegały w ostatnim czasie sztaby doradców z Zachodu. Przedłużająca się wojna domowa, bez wyraźnego rozstrzygnięcia, może popsuć szyki wszystkim zainteresowanym Sudanem w ostatnich latach. Również Francuzom, którzy kontrolują przebiegający przez Sudan ropociąg transportujący ropę z Sudanu Południowego. W kraju, o którym nie wspominają na co dzień światowe media, przecinają się linie wielu światowych graczy. Sami Sudańczycy zaś, widząc rozpadające się państwo, mogą stworzyć kilka osobnych quasi-państewek.

Bracia broni

Dlaczego tym razem miałoby to wyglądać aż tak groźnie? Przecież zamachy stanu w Sudanie są niemal codziennością. I choć od obalenia rządzącego 30 lat dyktatora, Omara al-Baszira, nie minęły jeszcze cztery lata, po drodze mieliśmy już co najmniej jeden zamach stanu w 2021. Obecny konflikt trudno jednak do końca nazwać tak samo. Wprawdzie po jednej stronie mamy armię rządową (SAF), a po drugiej tzw. siły szybkiego reagowania (RSF), określane często w mediach jako jednostki paramilitarne, jednak w rzeczywistości i one działają niemal jak regularne wojsko. A walka toczy się między dwoma generałami, którzy dotąd zarządzali wspólnie tym krajem. Generał Fattah al-Burhan dowodzi siłami „rządowymi”, a generał Mohamed Dagalo (częściej nazywany Hemetti) siłami „rebeliantów”. W rzeczywistości obaj do niedawna kierowali Tymczasową Radą Suwerenności – Burhan był jej przewodniczącym, a Hemetti wiceprzewodniczącym. Obaj panowie nie tylko wspólnie obalili Baszira, ale w 2021 stali za obaleniem cywilnego rządu, który był pierwszą próbą stworzenia demokratycznych władz po latach dyktatury. Obaj generałowie do niedawna współpracowali zarówno przy tłumieniu wszelkich protestów przeciwko ich działaniom, jak i przy planowaniu… nowego rządu cywilnego, którego powstanie przewidywała umowa między różnymi siłami politycznymi. Co poszło nie tak?

Rozmawiam z jednym z zachodnich dyplomatów, który śledził cały ten proces w ostatnich miesiącach na miejscu w Chartumie. – Mam wrażenie, że w tygodniach przed wybuchem konfliktu wszyscy chyba przedobrzyli, zwłaszcza zachodni doradcy wspierający siły prodemokratyczne. W mediach trwała naprawdę bardzo ożywiona dyskusja na temat tego, jak ma wyglądać nowe demokratyczne państwo. Do Chartumu dzień po dniu przylatywali dyplomaci z USA, Wielkiej Brytanii, Francji, ale też ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Izraela i oczywiście również z Rosji, w tym Siergiej Ławrow – mówi mój rozmówca. – Prawdopodobnie również to nasilenie działań różnych doradców sprawiło, że generałowie, którzy mieli podzielić się władzą z cywilami, wzięli sprawy w swoje ręce. Choć obaj przerzucają się odpowiedzialnością o to, kto kogo pierwszy zaatakował, większość źródeł wskazuje jednak na Hemettiego – dodaje dyplomata.

Rosyjski Sudan

Co mogło być tego bezpośrednim powodem? Czy wojskowi od początku nie mieli zamiaru oddawać władzy cywilom, czy też rzeczywiście nie wytrzymali ciśnienia związanego z propozycjami płynącymi od doradców zachodnich? Czy może decydujący okazał się spór między nimi osobiście? Jest jakąś zagadką, że gen. Hemetti ostatecznie miał poprzeć plan nowego układu sił, z czego nie był zadowolony gen. Burhan. Ale gdy cywilni politycy zaczęli żądać nadzoru nad wojskiem i połączenia armii obu generałów w jedną wielką armię państwową, nagle wszystko zaczęło się sypać. Trudno powiedzieć jednoznacznie, co ostatecznie przeważyło, ale trudno też zignorować fakt, że akurat gen. Dagalo (Hemetti) ma bardzo silne powiązania z Grupą Wagnera. I że jego wygrana w tym konflikcie byłaby akurat bardzo na rękę Rosji, której bez złota z Sudanu będzie dużo trudniej kontynuować zbrodniczą wojnę na Ukrainie. Według danych oficjalnych w Sudanie wydobywa się rocznie ok. 100 ton złota. Z tego powodu od 2017 r. Grupa Wagnera budowała silne więzi z Hemettim jako dowódcą RSF. Brytyjska prasa ujawniła niedawno dane brytyjskiego wywiadu, z których wynika, że Rosjanie wyprowadzają z Sudanu rocznie ok. 30 ton złota. Nieoficjalnie, bo „na papierze” te liczby są wielokrotnie mniejsze. Co więcej, Sudan jest także dla Rosjan miejscem przerzutu złota z sąsiedniej Republiki Środkowoafrykańskiej, co również odbywało się dotąd pod patronatem sił Hemettiego. Jeśli dodamy do tego ciągnący się jeszcze dłużej proceder sprowadzania przez Rosjan złota z Darfuru, to wszystko może wyglądać na dość logiczną układankę: za obecnym konfliktem stoi Moskwa, która chce zwycięstwa Hemettiego, a tym samym zabezpieczenia swoich źródeł dostaw złota. Sam Hemetti bardzo zresztą pasuje do tego rosyjskiego towarzystwa. – To on był jednym z wykonawców zbrodni w Darfurze, które ONZ określiła jako ludobójstwo – mówi cytowany już zachodni dyplomata z Sudanu. – To on również zaczął organizować swoje milicje, de facto oddziały militarne, które dziś tworzą jego armię. Można chyba powiedzieć, że prowadzona teraz przez niego wojna przeciwko drugiej armii jest w pewnym sensie karą losu dla Chartumu za tamte zbrodnie dokonywane w Darfurze – dodaje.

Interesy niezagrożone?

Jak zwykle głównymi ofiarami w tych rozgrywkach będą zwykli ludzie. Już w chwili pisania tego tekstu sytuacja jest dramatyczna: według danych Światowej Organizacji Zdrowia w Chartumie nie działa ponad 60 proc. placówek medycznych. Blisko 300 tys. osób zdecydowało się na emigrację, w tym również wewnętrzną, do innych części Sudanu. Na razie zacięte walki trwają głównie w samym Chartumie, ale mogą rozlać się również na inne regiony. Walki obudziły wiele drzemiących konfliktów społecznych, a grabieże i zabójstwa na ulicy stały się wręcz codziennością. W Darfurze również doszło już do śmiertelnych starć, a biorąc pod uwagę doświadczenia z okresu ludobójstwa, może to się przerodzić w trudny do wyobrażenia kryzys humanitarny. Nie wiadomo, co z przebywającym dotąd w więzieniu byłym dyktatorem Baszirem. Według niektórych źródeł został on przeniesiony do szpitala jeszcze przed wybuchem tego konfliktu, ale pojawiły się również informacje o uwolnieniu z więzień tysięcy osadzonych, w tym byłych ministrów i innych ludzi związanych z dyktaturą Baszira. Możliwe, że w razie nierozstrzygnięcia walki między dwoma generałami to ludzie dawnego reżimu dogadają się z jednym lub drugim i obejmą władzę, co oznaczałoby powrót dyktatury. Ale i wygrana jednego z generałów również oznacza dyktaturę wojskową, bo trudno będzie już teraz przez najbliższe lata rozmawiać o demokratyzacji życia.

Jest również możliwy jeszcze inny scenariusz. – Niestety, ale na razie ludzie widzą, że władza w stolicy nie działa, a jeśli nie ma władzy, to nie ma państwa, więc łatwo wyobrazić sobie sytuację, że w poszczególnych regionach zaczną teraz tworzyć się autonomiczne władze z własnymi milicjami, wojskami i że dojdzie do faktycznego rozpadu Sudanu na cztery, może sześć organizmów – mówi mój rozmówca z Sudanu. I dodaje: – Jest jednak niemal pewne, że to nie zakłóci ani przepływu ropy z Sudanu Południowego, ani wydobycia złota. Tak samo było w Libii – państwo praktycznie przestało istnieć, a ropa nadal jest wydobywana i wyprowadzana – dodaje. To też pokazuje brutalną prawdę o tym i każdym innym afrykańskim konflikcie: graczom zewnętrznym z pewnością zależy na w miarę stabilnych rządach w tych krajach, o ile te zagwarantują im zabezpieczenie ich interesów. Jednak w razie rozpadu państwa zewnętrzni gracze również sobie poradzą i zrobią wszystko, by wydobycie i dostawa surowców nie zostały zakłócone. Kwestie humanitarne wydają się tutaj, niestety, sprawą drugorzędną.•

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.