Wstrząsające wspomnienia ludzi, którzy podjęli walkę o przeżycie w warszawskim getcie

Agnieszka Huf

|

GN 16/2023

publikacja 20.04.2023 00:00

Historycy piszą o przebiegu walk, nazwiskach dowódców. Ci, którzy tam byli – o głodzie, duszącym strachu i niegasnącej woli życia, która dała siły do wytrwania w „dantejskim inferno”.

Jedna z ocalonych Krystyna Budnicka (Hena Kuczer), Piotr Wiślicki i Zygmunt Stępiński, dyrektor muzeum. Jedna z ocalonych Krystyna Budnicka (Hena Kuczer), Piotr Wiślicki i Zygmunt Stępiński, dyrektor muzeum.
Roman Koszowski /Foto Gość

Około tysiąca bojowników, z których nieliczni wyposażeni byli w broń, ruszyło do walki z nieprzyjacielem. „Czy to w ogóle można nazwać powstaniem? Chodziło przecież o to, żeby się nie dać zarżnąć, kiedy po nas przyszli. Chodziło tylko o wybór sposobu umierania. (…) Ludzkość umówiła się, że umieranie z bronią jest piękniejsze niż bez broni. Więc podporządkowaliśmy się tej umowie. Dokonanie wyboru między życiem a śmiercią jest ostatnią szansą zachowania godności…” – mówił Marek Edelman, jeden z przywódców powstania w warszawskim getcie, we wstrząsającym reportażu Hanny Krall „Zdążyć przed Panem Bogiem”.

Około 50 tysięcy ludzi, którzy pozostali jeszcze na terenie getta, podjęło walkę o przeżycie – ukryli się w przygotowanych schronach, bunkrach i ziemiankach. I to im postanowiła oddać głos prof. Barbara Engelking, pomysłodawczyni wystawy „Wokół nas morze ognia”, którą Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN upamiętnia 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim.

Nazwiska autorów niektórych z cytowanych tam pamiętników i dzienników są znane, inni pozostają anonimowi. Tylko kilkoro z nich ocalało, wielu zginęło, los niektórych jest nieznany. Pozostały po nich tylko słowa.

Getto powstało

„Czym ta noc różni się od innych nocy?”. To pytanie od setek lat zadają w noc paschalną żydowskie dzieci. W 1943 roku zadać nie zdążyły… W poranek poprzedzający noc sederową Niemcy otoczyli getto. „Getto powstało. Getto powstało, kilkuset zaledwie uzbrojonych w rewolwery mężczyzn stanęło do walki z oprawcą, stanęło w obronie resztek honoru człowieka” – zanotowała Marylka. Znamy tylko jej imię i wspomnienia, kończące się 27 kwietnia. Dziennik znaleziono na Majdanku. Zginęła? Ocalała? Już nigdy się tego nie dowiemy.

„Huki niedalekich wystrzałów (…) nie zmusiły nas (…) do przerwania wieczerzy. Przenieśliśmy tylko stół do środkowego pokoju, gdzie nie dochodziły nas one tak dobitnie” – pisał Sewek Okonowski. Wiedzieli jednak, że pozostanie w mieszkaniach oznacza pewną śmierć. „Musimy się zamknąć w schronach-grobowcach aż do końca wojny…” – zapisał Leon Najberg, który już wcześniej stracił całą rodzinę, a gdy dowiedział się o rodzącej się w getcie konspiracji, zapragnął walczyć z bronią w ręku. Na teren getta wrócił zaledwie dwa dni przed wybuchem powstania. Przeżył.

„Zakopaliśmy się pod ziemią, ukryliśmy się wśród murów i nie posiadamy już nic poza samym życiem i silną wolą, wolą by go nie oddać”. Po autorze tych słów zostało tylko nazwisko – Maur. Nie znamy nawet imienia.

Zaszywamy się w ciszę

Jak wyglądało życie w schronach? Część z nich znajdowała się pod ziemią, inne na piętrach kamienic, w przemyślnie zamaskowanych wnękach czy komórkach. „Panuje półmrok. (…) Wokół prycze. (…) Schron pełen ludzi. Leżą na pryczach, siedzą. Stoją. Dużo dzieci. Przede mną trzy zamknięte budki: ubikacja (skanalizowana), umywalnie, spiżarnia na warzywa. Pod każdą pryczą zamknięta szafka na rzeczy. Jedna ściana schronu przeznaczona widać na kuchnię. Dwie maszynki gazowe. Kilka kontaktów na grzałki elektryczne. Po sam sufit półki na naczynia i prowiant” – zapisała Mira Piżyc, ukrywająca się z ojcem w bunkrze przy ul. Leszno 50. „Przez cały dzień wszyscy ludzie leżeli na swych pryczach lub pokotem na ziemi bez możliwości poruszania się. (…) »Życie« prowadziliśmy w nocy” – zaznaczał Leon Najberg. Całkowita konspiracja była konieczna – Niemcy metodycznie przeszukiwali dom po domu, bezwzględnie mordując wszystkich, których udało się im znaleźć. „Zaszywamy się w ciszę, (…) odgłos szeptu, kaszlnięcie wydaje nam się huraganem, który gotów nam w każdej chwili sprowadzić wroga za sobą” – pisała Marylka. Warunki, w jakich przyszło im walczyć o życie, były dramatyczne. „W tej dusznej klitce zamiast obliczonych 12 osób było nas około 30, a ludzie wciąż nadbiegali z palących się schronów” – pisał Łazarz Menes. „Powietrze w piwnicy jest straszliwe. Ludzie duszą się prawie, wielu traci już przytomność” – dodawała anonimowa autorka.

Ogromnym problemem było zdobycie jedzenia. „Pod osłoną nocy schodziliśmy do opustoszałych schronów (już nakrytych) na »szaber« żywnościowy. (…) Po drodze spotykało się wielu ludzi, szukających swych najbliższych, schronienia lub żywności. Dziwne twarze o obłąkanym wyglądzie; obdarci, brudni i wycieńczeni fizycznie i psychicznie” – zapamiętał Adolf Polisiuk.

Dlaczego ja mam już zginąć, chcę żyć

Głód i strach były stałymi towarzyszami ukrytych w ciemnościach ludzi. „Jest ciemno. Strach, szalony strach czai się wszędzie. To pewnie już ostatnia godzina. Uczucie zupełnej bezradności zwierzęcia szamotającego się w potrzasku” – pisała Stella Fidelseid, która w czasie powstania nosiła pod sercem dziecko. Urodzony w bunkrze w listopadzie 1943 roku synek po kilku dniach zmarł z głodu, ona sama przeżyła, po wojnie zamieszkała w São Paulo. „Rozdygotana wyobraźnia już widzi wkraczających zbirów, lęk dławi gardło i zamienia serce w jakiś galopem puszczony oszalały motor, (…) czuję, że coraz trudniej chwycić mi powietrze, czuję, że napięcie nerwów przeszło u mnie swój kryzys i sięgam po swój luminal” – pisała Marylka. „Jesteśmy młodzi. Musimy zginąć” – pisał Sewek Okonowski, a Mietek Pachter pytał: „Dlaczego ja mam już zginąć, chcę żyć, żyć…”.

Potem pojawił się ogień. Niemcy zaczęli podpalać dom za domem, rzucili na pastwę płomieni całe getto, razem z ukrytymi w nim ludźmi. „Podszedłem do kranu umyć ręce, odkręcam kran i czuję gorącą wodę, przeszły mnie ciarki, oblały mnie zimne poty. Nagle stało się dla mnie jasne, że wokół nas wszystko płonie” – zapisał Maur. Kiedy spoglądam w uśmiechnięte, otoczone siecią zmarszczek ciepłe oczy Krystyny Budnickiej, trudno mi uwierzyć, że jako jedenastoletnia dziewczynka przeżyła niewyobrażalną tragedię: w kilka miesięcy w wojennym piekle straciła oboje rodziców i siedmioro rodzeństwa. Zginęli tylko dlatego, że byli Żydami. Ona ocalała cudem, jako jedyna z całej rodziny. Z tamtych strasznych dni zapamiętała, że w ich schronie, wybudowanym pod poziomem piwnicy, ściany nagrzewały się niczym piec chlebowy. Aby ocalić życie, kryli się w kanałach, ale Niemcy szybko odkryli tę drogę ucieczki i wpuszczali do nich gaz. Trzeba więc było znów wracać do rozgrzanej kryjówki… „Byłam poza rzeczywistością, jakby w jakimś letargu, nawet się nie bałam” – wspomina 91-letnia dziś kobieta.

Ci, których kryjówki znajdowały się na wyższych piętrach kamienic, nie mieli żadnej drogi ucieczki. „Ludzie, nie mogąc już wytrzymać w tym ogniu, zaczęli skakać z piątego piętra na ziemię. (…) Matki wraz z dziećmi skakały na dół” – zapamiętał Mietek Pachter. „Odzież pali się na ciele ludzi. Krzyczą z bólu i płaczą, domy i bunkry palą się, wszystko stoi w płomieniach” – pisała anonimowa autorka. „Morze ognia”, „schron nasz jest tonącą łodzią” – porównania do biblijnego potopu pojawiają się we wspomnieniach wielu tych, którzy znaleźli się w tym piekle. „Morze płomieni, ogarniających od góry do dołu sąsiednie oficyny (…). Podwórza zasypane odłamkami szkła (…). A gdzieniegdzie wśród tych rumowisk walały się osmalone trupy, leżeli ranni w kałużach krwi” – przejmująco notował Mieczysław Baruch Goldman.

Wartę trzymają diabły

Mietek Pachter swoje wspomnienia spisał już po wojnie. Wraz z bratem ukrywał się w bunkrze przy Szczęśliwej 7. Niemcy odkryli go 9 maja. „Słychać, jak dobijają się do klapy, słychać, jak ją odrywają, a następnie rozlegają się krzyki i siarczyste przekleństwa (…). Ludzkie serca w oczekiwaniu przestają bić” – zapamiętał ten dzień. Niektórych złapanych Niemcy rozstrzeliwali od razu, szczególnie tych, którzy stawiali opór. Innych prowadzono na cmentarz żydowski, gdzie odbywały się masowe egzekucje. Mietek trafił na Umschlagplatz, który opisał słowami: „w tym nadziemskim świecie trzymają wartę diabły”.

„Widzieliśmy przemarsz grupy skazańców, prowadzonych na Umschlagplatz. Wokół, jak okiem sięgnąć, widać było setki sterczących kominów, kontury byłych domów, zwały gruzu, od czasu do czasu do uszu naszych dobiegały kanonady strzałów” – wspominał Leon Najberg. A w zapiskach Sewka Okonowskiego znalazło się wspomnienie: „Suniemy wolno, potykając się o stosy zwalonych gruzów, otoczeni szpalerem zwycięzców. (…) Smocza, Gęsia, Zamenhofa, Niska, wreszcie Umschlagplatz. Krwawy męczeński szlak”. Sewek uciekł z transportu do obozu, ukrywał się w Warszawie, gdzie spisywał wspomnienia. Ostatni zapis datowany jest na 20 października 1943 roku. Nieznane są jego dalsze losy.

Lipy kwitną na cmentarzysku getta

16 maja o zmierzchu Niemcy wysadzili Wielką Synagogę. Powstanie ostatecznie upadło, ale w ruinach ciągle pozostawali żywi ludzie, „gruzowcy”, jak nazwie ich później historia, aby odróżnić ich od „robinsonów”, pozostałych w mieście po upadku powstania warszawskiego. „Wszystkie dostępne źródła wody zostały zniszczone. Sieć wodociągowa zamknięta. Lokalne źródła i studnie zatrute siarkowodorem lub innymi truciznami, zdemolowane lub zasypane. (…) Na terenie pozostało zaledwie 100 osób” – zapisał w listopadzie 1943 roku Mieczysław Baruch Goldman. Na jego świadectwie znajduje się dopisek: „Relacja autentyczna, nader interesująca. Autor – zginął”.

„Karmelicka do Nowolipia jest zawalona gruzami. Ulicą Nowolipie hula wiatr… Co krok trupy, walające się po ulicach, rynsztokach i podwórkach. (…) I tylko drzewa, lipy ocalałe z pożaru, kwitną normalnie w ogródku na Karmelickiej pośród ruin i gruzów, na wielkim cmentarzysku getta” – notował Leon Najberg. Na tym cmentarzysku, na gruzach domów i prochach poległych, zbudowany jest dzisiejszy Muranów.

„Szansa śmierci była za każdym razem. Chodziło o stworzenie szansy życia” – mówił w rozmowie z Hanną Krall Marek Edelman. Tylko garstka z 50 tysięcy ostatnich mieszkańców getta dostała tę szansę. Ale – jak powiedział Edelman – „każde życie stanowi dla każdego całe sto procent, więc może ma to jakiś sens”…•

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.