Wszystkie dzieci Eugenii i Tadeusza. Góreccy oddali swój dom osobom z niepełnosprawnościami

Magdalena Dobrzyniak

|

GN 15/2023

publikacja 13.04.2023 00:00

W Spytkowicach koło Zatora nazywają ich aniołami. Eugenia i Tadeusz Góreccy oddali swój dom osobom z niepełnosprawnościami i nie ustają w pomaganiu. To dzięki nim na spytkowickich Górkach powstał kawałek raju.

W pracowni florystycznej powstają wianki, stroiki i kompozycje kwiatowe. W pracowni florystycznej powstają wianki, stroiki i kompozycje kwiatowe.
HENRYK PRZONDZIONO /FOTO GOŚĆ

Lydia ma 23 lata, pracuje jako kelnerka w jednej z amerykańskich restauracji. Jest fizycznie zdrową, szczęśliwą kobietą. Ma zespół Downa i kochającą rodzinę, która stara się przychylić jej nieba. W Stanach Zjednoczonych, gdzie mieszkają już trzy pokolenia Góreckich – właściwie cztery, bo niedawno narodził się pierwszy prawnuk – osoby z trisomią do 26. roku życia mogą korzystać z nauki w szkołach, które przygotowują je do samodzielnego życia, od zajęć domowych, aż po umiejętności przydatne w rozwoju zawodowym. Co 6 tygodni próbują swoich sił jako pracownicy w różnych miejscach, w sklepach czy lokalach gastronomicznych. – Chodzimy czasem do restauracji, w której pracuje Lydia. Bardzo dobrze sobie radzi. Tak dobrze, że zostawiamy jej napiwek. Zasługuje na to! – opowiadają dumni dziadkowie.

Joasi śmieją się oczy

Z Eugenią i Tadeuszem Góreckimi łączymy się przez Skype’a. Gdy rozmawiamy, w Michigan jest 6.00 rano. W Spytkowicach słońce już wysoko, zagląda do okien warsztatów, opromienia dom, stodołę, ogród i drzewa owocowe. W tym malowniczym miejscu, cichym, zielonym, z powietrzem tak czystym, że mieszczuchów aż bolą płuca, urodził się i spędził młodość Tadeusz. Tam też, na Górkach, zostawił ojcowiznę, rozległe ziemie i dom, gdy wyjechał za ocean. Wiele lat posiadłość leżała odłogiem, aż za oceanem urodziła się Lydia. To zmobilizowało jej dziadków, którzy od dawna marzyli, by pusty spytkowicki dom znów tętnił życiem, chcieli jednak, by swoje miejsce odnaleźli tu ludzie tacy jak Lydia, z zespołem Downa i innymi niepełnosprawnościami, mieszkający w okolicy. – Za naszej młodości dzieci niepełnosprawne były ukrywane. Gdy ktoś wchodził, mówiło się, żeby uciekały do innego pokoju i się nie pokazywały, bo to wstyd dla rodziny. Teraz nareszcie mogą żyć – mają zajęcia, mogą coś robić i są z tego dumne. Do dziś pamiętam, jak poznaliśmy Joasię. Miała 6 lat, siedziała z kotem pod ławą, koło pieca. Nie wychodziła, bo się wstydziła. Teraz śmieją się jej oczy – opowiada pani Eugenia.

Choć budynek i ziemia należały do jej męża, to ona podjęła ostateczną decyzję. – W końcu jako żonie też mi się należał – śmieje się dzisiaj. Po dopełnieniu koniecznych formalności w 2006 roku przekazali majątek Caritas. Warunek był jeden – miał tam powstać dom, w którym osoby z niepełnosprawnościami poznają smak szczęścia, poczują się potrzebne i kochane. Bardzo ich w tamtym czasie wspierali kard. Stanisław Dziwisz i obecny metropolita białostocki abp Józef Guzdek, wtedy jeszcze krakowski biskup pomocniczy. On też poświęcił dom 8 stycznia 2015 roku. Zimą Góreccy zwykle nie przyjeżdżają do Polski, ale to było wyjątkowe wydarzenie. – Wtedy ich poznałam – opowiada Gertruda Chlebicka, która jest instruktorką w spytkowickim WTZ. – Otworzyłam drzwi, pani Gienia stała na progu z panem Tadziem. Płakała wtedy z radości, że to miejsce nie jest zapomniane i zaniedbane, że tętni życiem i wypełnione jest ludźmi – wspomina. – Byłam oszołomiona, gdy dowiedziałam się, że na samym początku do ośrodka zgłosiło się 37 osób. 37 osób potrzebowało wtedy tego miejsca! – dodaje pani Eugenia.

Ludzie są piękni

A są to ludzie niezwykli. Jak Kazimierz Mędrysa, który niedowidzi, nie słyszy i nie mówi. Jego sposobem komunikacji są obrazy. Maluje z niezwykłą przy jego wadzie wzroku precyzją. – Potrafi zobaczyć to, czego my nie widzimy. Zmienia barwy, bo patrzy tylko kątem oka. Jego przekład tego, co widzi, na malowane dzieło jest fascynujący – mówi Gertruda Chlebicka. Kazimierz posługuje się wielką lupą, dzięki której odkrywa różne szczegóły, elementy niewidoczne gołym okiem, a potem przenosi je na swoje obrazy. Człowiek z jego schorzeniami pozbawiony jest szansy na normalną komunikację z innymi, ale 50-latek radzi sobie doskonale. Jest samodzielny i sprawny, a jeśli potrzebuje kontaktu, pisze. – Tak się z nim porozumiewamy. Jest świadomy swojej niepełnosprawności, choć nie wiem, do jakiego stopnia. Są niestety ograniczenia, które sprawiają, że nie potrafimy wytłumaczyć mu wszystkiego na poziomie satysfakcjonującym dla niego i dla nas. Malarstwo jest jego językiem, formą komunikacji i przekazu świata jego uczuć – dodaje instruktorka.

W ośrodku Caritas w Spytkowicach spotykamy również Przemka. Mężczyzna jest w spektrum autyzmu, najbardziej lubi układanie puzzli. Jest mistrzem skupienia, dokładności i spokoju. Z maleńkich fragmencików tworzy obrazy, które ozdabiają ściany domu. – Zawsze pogodny, uśmiechnięty, niesamowity komplemenciarz, szarmancki i kulturalny – charakteryzuje go pani Gertruda. Przemek ma bardzo świadomych rodziców, którzy dbają o niego i troszczą się o jego rozwój. Dzięki temu terapia w ośrodku, kontynuowana pod rodzinnym dachem, przynosi spektakularne efekty.

Okno na świat

To od rodziców i tego, czy potrafią zaakceptować niepełnosprawność dziecka, zależą jego szanse na pomyślne życie. – Rodzice, którzy się z tym nie pogodzą, nie potrafią szukać wsparcia na zewnątrz, ale sami sobie nie radzą, bo doświadczenie niepełnosprawności dziecka jest dla nich zbyt trudne. Muszą być 24 godziny na dobę z kimś, kto jest absorbujący, wymagający i trudny. Dotykamy tu żmudnej, mozolnej codzienności tych rodzin – opisuje terapeutka.

Takie ośrodki jak ten w Spytkowicach nie są oczywiście lekiem na całe zło, ale stają się oknem na świat dla wielu osób, które wreszcie mogą wyjść z domu, odkrywają swoje talenty i uczą się nimi cieszyć. – Trudno dziś w to uwierzyć, ale są jeszcze takie osoby, które były zamknięte w domach przez kilkadziesiąt lat i dopiero tutaj zaczęły żyć. Poznawały proste, właściwie podstawowe uczucia i prozaiczne czynności, które dla nas są naturalne i oczywiste. Nigdy nie były w sklepie, w kawiarni czy w kinie – opowiada G. Chlebicka. Wie, o czym mówi, bo widziała, gdy ludzie przeżywali coś po raz pierwszy w życiu. – Patrzyłam w zachwycie na to pierwsze odkrywanie świata i cieszę się, że mogłam w tym uczestniczyć, ale smutek, że te osoby przez wiele lat nie doświadczyły zwykłych, małych radości, jest dojmujący – dodaje.

Dla osób z różnymi niepełnosprawnościami przygotowano w ośrodku 10 pracowni: gospodarstwa domowego, krawiecką, multimedialną, techniczno-muzyczną, plastyczną, stolarską, ogrodniczą, świec i witrażu, florystyczno-ceramiczną i rękodzieła. Są też sala do ćwiczeń fizycznych i gabinet psychologa. Ci, którzy korzystają z warsztatów w Spytkowicach, rozkwitają jak kwiaty po zimie, a ich rodziny odkrywają, jak pięknymi są ludźmi. Przez krzywdzący stereotyp, że do niczego się nie nadają, zaczynają przebijać się radość i duma. Jak w domu Kasi, która zdobywa medale w zawodach sportowych jako biegaczka, a jej mama przez wiele lat nie miała świadomości, jak uzdolnione ma dziecko. Albo u Basi, która cierpi na połowiczny niedowład i nigdy nie obierała ziemniaków, nie kroiła warzyw. Nauczyła się tego w warsztatowej kuchni pani Gertrudy. Dziś mozolnie i po swojemu obiera marchewkę i jest dumna z każdego własnoręcznie oczyszczonego warzywa.

Potargane portki Grety

Osoby z niepełnosprawnościami są dla swoich terapeutów i instruktorów zwierciadłem. – Przeglądam się w nich codziennie, uczę się siebie wraz z nimi – wyznaje Gertruda Chlebicka. Ceni sobie zwłaszcza ich autentyzm i wrażliwość. To ludzie, którzy mają intuicję, pomagającą im odbierać subtelne zmiany nastroju i współodczuwać. – Są prawdziwi i bardzo szczerzy. Jak Janusz, którego spotkaliśmy w WTZ, ten, który od 8 lat ćwiczy swój podpis. Kiedyś przyjechałam do pracy w nowych spodniach, bardzo wówczas modnych, poszarpanych. Wychodzę z samochodu, a Janusz do mnie: „Oj, pani Greto, taką furą żeś przyjechała, a portki potargane!”. Więcej już tych spodni nie założyłam – śmieje się Gertruda, nazywana tutaj Gretą.

Cieniem na życiu 55 podopiecznych ośrodka kładzie się niepewna przyszłość. Starzeją się oni, starzeją się i odchodzą ich rodzice i opiekunowie. Troska o zabezpieczenie losu niepełnosprawnego potomka spędza sen z oczu w wielu domach. Był kiedyś w spytkowickim ośrodku Łukasz. Jego mama nie umiała sobie poradzić z opieką nad nim i drugim synem, chorym na schizofrenię. Szukała wsparcia u psychologów w ośrodku. – Zanim zachorowała i zmarła, znalazła Łukaszowi miejsce w DPS. Mogła odejść spokojnie – wspomina G. Chlebicka. Nie zawsze jednak takie historie kończą się szczęśliwie. Marzeniem gospodarzy jest budowa drugiego domu, który zapewni dach nad głową niepełnosprawnym seniorom.

To pragnienie nabiera realnych kształtów, bo państwo Góreccy postanowili kupić i ofiarować Caritas kolejny kawałek ziemi, na której taki dom mógłby powstać. – Marzy nam się takie miejsce po sąsiedzku z ośrodkiem. Chodzi o to, by była więź między starszymi i młodszymi, by sobie pomagali, umilali sobie dzień, posiedzieli razem na ławeczce, pospacerowali – mówi pani Eugenia i planuje kolejną wizytę w domu. Pamięta twarze i imiona, przechowuje zdjęcia podopiecznych. Często rozmawia z nimi dzięki komunikatorom internetowym, państwo Eugenia i Tadeusz pilnie śledzą codzienność ośrodka, oglądają fotografie i relacje na Face- booku. Obowiązkowo jedzą razem wigilijną kolację i śniadanie wielkanocne. – „Jedzą” to za dużo powiedziane. Oni jedzą, a my, głodni, na to patrzymy – prostuje ze śmiechem pan Tadeusz. – Pani Gienia zawsze dopytuje, co mamy na talerzach – wtrąca Gertruda. – Tak, ja muszę wiedzieć, co jedzą, bo takiej kucharki jak pani Greta to, mój Boże, ze świecą szukać! – dopowiada E. Górecka.

Najgorsze są pożegnania. – Trudno stamtąd wyjechać. Wszyscy płaczą, płacze Józio, płacze Marta i prosi rozpaczliwie: „Przyjedźcie, przyjedźcie!” – opowiada pani Eugenia. Martwi się trochę, bo podróże do Polski są dla tych wciąż pełnych energii i życia 80-latków coraz trudniejsze. Na szczęście uskrzydla ich świadomość dobra, jakie dzięki nim dzieje się w Spytkowicach.•

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.