Ważniejsza prawda niż relacje z Rosją

rozmowa z Eugeniuszem Kłopotkiem

|

GN 05/2011

publikacja 07.02.2011 22:30

O niełatwej koalicji rządowej, roli opozycji i badaniu przyczyn katastrofy smoleńskiej z Eugeniuszem Kłopotkiem rozmawia Bogumił Łoziński.

Eugeniusz Kłopotek Eugeniusz Kłopotek
Fotorzepa /Roman Bosiacki

Eugeniusz Kłopotek jest politykiem i posłem Polskiego Stronnictwa Ludowego. Po raz pierwszy został wybrany do sejmu w 1997 r., następnie w 2001 i 2007 roku. Z wykształcenia zootechnik

Bogumił Łoziński: W młodości grał Pan wyczynowo w piłkę ręczną, dlaczego Polacy nie zdobyli medalu na styczniowych mistrzostwach świata?
Eugeniusz Kłopotek: – Przede wszystkim zespół się zestarzał, do tego nasz czołowy bombardier Karol Bielecki po kontuzji oka nie jest już tym samym zawodnikiem. Nasza drużyna nie ma siły ataku, popełnia błędy z przodu, z tyłu było lepiej, a bramkarze to klasa światowa.

Dobrze, że nie obarczył Pan odpowiedzialnością za niepowodzenia piłkarzy ręcznych PiS, bo wydaje się, że w rządzącej koalicji, a szczególnie w PO, obowiązująca linia to obwinianie o wszystko PiS.
– Dobry żart. Jedni są warci drugich, obie strony tak mocno się atakują, że nieraz przyjmuje to trochę groteskowy wymiar. Niezależnie od tego, czego dotyczy problem, zawsze nawzajem się obwiniają. Mam jednak nadzieję, że Polacy nie dają się na to nabierać i zachowują w ocenie zjawisk zdrowy rozsądek.

A w tym rozdawaniu razów, wojnie polsko-polskiej między PO a PiS, kto jest agresorem?
– Zawsze bardziej atakuje opozycja, bo ma święte prawo do krytyki rządzących. PiS robi to w sposób otwarty, często bardzo ostro, przez co naraża się na wiele niepochlebnych opinii politologów, obserwatorów życia publicznego czy licznych Polaków. Natomiast PO walczy z opozycją w sposób bardziej wyrafinowany, sprytny. Dla Platformy PiS to bardzo dobra opozycja, bo przez swoją ostrą retorykę najczęściej przegrywa. W mojej ocenie PO nie miałaby tak łatwo, gdyby PiS wrócił do języka używanego w czasie kampanii prezydenckiej Jarosława Kaczyńskiego. Choć to już się zmienia, bo Polacy zaczynają dostrzegać, że ze strony Platformy jest za dużo piaru.

A jak w tej wojnie polsko-polskiej sytuuje się Polskie Stronnictwo Ludowe?
– Kiepsko. Nie jest nam łatwo odnaleźć się w tak ostrym sporze, który jest jeszcze w sposób bezwzględny podkręcany przez media. W efekcie spora grupa Polaków daje się nabierać na tę grę PO i PiS, a w sytuacji konfrontacji PSL-owi – partii środka, zrównoważonej, rozsądnej – nie jest łatwo przebić się do opinii publicznej.

Ale jako koalicjant jesteście niejako zmuszeni do popierania PO?
– Ta koalicja w miarę dobrze funkcjonowała przez pierwszy rok. Problemy zaczęły się w drugim, gdy część polityków Platformy uwierzyła w swoją wielkość i uznała, że mogą rządzić sami, więc zaczęli lekceważyć mniejszego koalicjanta, zapominając, że jesteśmy niezbędni do rządzenia. W PSL powstał spór, jak się do takiej postawy odnieść: czy przymknąć oko na lekceważenie ze strony koalicjanta, czy ostrzej reagować. Ja jestem zwolennikiem tej drugiej opcji. Nie może być tak, że PO podejmuje decyzje, które nas zaskakują, nie uzgadnia ich z nami, a nieraz dogaduje się ponad naszymi głowami z SLD czy PJN.

Jednak w PSL przeważa chęć bycia u władzy...
– Każda partia chce być u władzy, to normalne w systemie demokratycznym. Problem polega na tym, że gdy kilka lat temu doszło do zerwania koalicji z SLD, główną winą za to zostało obarczone PSL. Teraz w partii istnieje obawa, że ten scenariusz może się powtórzyć. Jednak to nie zmienia faktu, że w PSL są napięcia, które uwidoczniły się przy sprawie odwołania min. Cezarego Grabarczyka. Przecież jemu wotum nieufności należało się, ale bez poparcia takiego wniosku przez PSL było to niemożliwe. Tym razem lojalność wobec koalicjanta zwyciężyła, koledzy mnie przekonali, jednak za chwilę może dojść do głosowania nad odwołaniem min. Bogdana Klicha. Ja sobie nie wyobrażam, abyśmy nie poparli takiego wniosku, a przynajmniej nie wstrzymali się od głosu.

A jak Pan zagłosuje?
– Ja od jakiegoś czasu publicznie wzywam go do honorowej dymisji, więc nie zadrży mi ręka, gdy zagłosuję za jego odwołaniem. Dymisja min. Klicha ułatwiłaby sytuację premierowi Tuskowi i tym politykom Platformy, którzy uważają, że przynajmniej w dużej części ponosi on polityczną odpowiedzialność za to, co się dzieje w polskim wojsku i za to, co stało się w Smoleńsku. Według mnie, w tej kwestii nie powinna obowiązywać partyjna czy koalicyjna dyscyplina, lecz lojalność wobec Ojczyzny i Polaków.

Jak ocenia Pan rząd Donalda Tuska?
– Odpowiem politycznym kawałem, który krąży po Sejmie. Przed obliczem Pana Boga staje Donald Tusk. Bóg pyta go, gdzie chce pójść, do nieba czy do piekła? Tusk nieco wystraszony mówi, że chce zobaczyć oba miejsca. Bóg zgadza się i św. Piotr prowadzi Donalda do piekła, gdzie są tańce, muzyka, swawole. Potem pokazuje mu niebo, gdzie są pieśni religijne, modlitwy. Wracają przed oblicze Pana Boga i Tusk mówi, że jednak chce pójść do piekła. Św. Piotr prowadzi go tam, jednak gdy drzwi piekła otwierają się, diabeł bierze Donalda na widły i wrzuca do kotła. Tusk krzyczy: Panie Boże, przecież to miało być inaczej! A Pan Bóg mu odpowiada: Donaldzie, tego piaru nauczyłem się od ciebie.

Czy tylko z powodu piaru PO ma cały czas tak wysokie poparcie Polaków?
– Ludzie mają wciąż w pamięci nieudane rządy koalicji PiS, LPR i Samoobrony. Platforma bazuje na strachu przed PiS-em, choć to już się kończy i Polacy zaczynają rozróżniać piar od rzeczywistości. Jestem przekonany, że nie dadzą się dłużej na to nabierać. Zapewne PO wygra wybory parlamentarne, ale już nie z tak dużym poparciem jak ma teraz.

Jak ocenia Pan postawę rządu w śledztwie w sprawie katastrofy smoleńskiej?
– Niestety, dziś widać, że były błędy. Na pewno polski rząd za bardzo zawierzył Rosjanom. Znając raport MAK i wiedząc, że zostanie upubliczniony, zostaliśmy totalnie zaskoczeni tempem, w jakim był przedstawiony i zabrakło natychmiastowej reakcji, chociażby takiej, jak sześć dni później przedstawiła komisja min. Jerzego Millera.

Czy Donald Tusk zareagował na raport MAK za późno?
– Personalnie Tuska bym tu nie obwiniał, choć fatalnie się złożyło, że akurat był na urlopie w Dolomitach. Według mnie, premier nie powinien reagować, bo wówczas zamyka sobie drogę do innych działań. Pani Tatiana Anodina nie jest partnerem dla polskiego rządu, jednak konferencja min. Millera powinna odbyć się w dniu ogłoszenia raportu MAK. Rządowi zabrakło czujności.

Jak ocenia Pan raport MAK?
– Jest niepełny, bo nie przedstawia działalności osób i instytucji po stronie rosyjskiej, które też były odpowiedzialne za bezpieczeństwo tego lotu. Do tego jest dokumentem jednostronnym, próbującym pokazać, że cała wina jest po naszej stronie. Tatiana Anodina w swej zapalczywości wyszła poza ocenę techniczną przyczyn katastrofy i przedstawiła ocenę zachowań ludzkich, w efekcie w świat poszedł przekaz, że pijany dowódca zmusił niedoświadczonych pilotów do lądowania.

Co Pan czuł, słysząc słowa o „pijanym” polskim generale?
– Byłem przybity z powodu nieprawidłowości, które niewątpliwie były po naszej stronie, ale z powodu tych insynuacji czułem się, jakby ktoś dał mi w twarz jako Polakowi.

Czy ze strony polskiego rządu zabrakło obrony honoru polskiego żołnierza?
– Obawiam się, że mój rząd waży na jednej szali bezwzględne dochodzenie do obiektywnej prawdy, a na drugiej dobro stosunków polsko-rosyjskich. Chcę jasno powiedzieć, że jako Polak nigdy nie zgodzę się, aby dla dobra stosunków z Rosją nie naciskać zbyt mocno na stronę rosyjską w sprawie wyjaśnienia prawdy o katastrofie. Nie ma mowy, abyśmy dla dobrych relacji z Rosją odpuścili dochodzenie do prawdy, bo to jest absolutny priorytet, inaczej wśród samych Polaków nie będzie spokoju.

Kto, według Pana, ponosi odpowiedzialność za smoleńską katastrofę?
– Spora część winy jest po stronie polskiej, ale też sporo winy jest po stronie rosyjskiej. Gdy pani Anodina mówi, że cała wina jest po stronie Polaków, to ja zadaję pytanie, czy gdyby Rosjanie zachowali się profesjonalnie przy zabezpieczeniu lotu i jednoznacznie stwierdzili, że nie ma warunków do lądowania, to może by do tej katastrofy nie doszło? Dlatego chciałbym usłyszeć od prezydenta czy premiera Rosji: „My też nie jesteśmy bez winy, przepraszamy”.

Jak będzie Pan obchodził pierwszą rocznicę tragedii pod Smoleńskiem?
– Chciałbym pojechać do Smoleńska, a jeśli to nie będzie możliwe, to pójdę z żoną zapalić znicze na Powązkach.

Czy jest szansa, aby obchody pierwszej rocznicy tragedii pojednały Polaków?
– Nie ma.

Jak ocenia Pan prezydenta Bronisława Komorowskiego?
– Prezydent ma niekiedy wpadki słowne, które budzą kontrowersje. Na pewno fatalnie rozegrał problem krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Mam jednak nadzieję, że w miarę upływu czasu będzie lepiej.

W sondażach PSL jest blisko progu wyborczego. Czy dostaniecie się do następnego parlamentu?
– My zwykle w sondażach wypadamy gorzej niż w rzeczywistości. Przed wyborami samorządowymi też oscylowaliśmy wokół progu, a do sejmików wojewódzkich dostaliśmy ponad 16 proc. poparcia, więc nie jest tak źle. Na pewno wciąż jesteśmy partią chłopską, popierają nas rolnicy, którzy skorzystali na wejściu Polski do Unii Europejskiej, ale coraz częściej głosują na nas drobni przedsiębiorcy, którzy nie mają dziś swojego zaplecza politycznego. Myślę, że w wyborach parlamentarnych przekroczymy 10 proc.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.