Mam w sobie spokój

rozmowa z Brygidą Grysiak

|

GN 14/2010

publikacja 07.04.2010 09:49

O oknie z widokiem na niebo, które wszystko zmieniło, z Brygidą Grysiak rozmawia Joanna Jureczko-Wilk

Mam w sobie spokój Jakub Szymczuk

Brygida Grysiak – dziennikarka telewizyjna, związana z TVN 24 od początku powstania tego kanału. Z urodzenia krakowianka, z wyboru warszawianka. Autorka książki „Najbardziej lubił wtorki”, wywiadu rzeki z abp. Mieczysławem Mokrzyckim, wieloletnim sekretarzem Jana Pawła II. Żona Konrada Ciesiołkiewicza, rzecznika prasowego rządu Kazimierza Marcinkiewicza.

Pani książki religijne, a na co dzień relacjonuje to, co dzieje się w Sejmie. Czuje się Pani bardziej dziennikarzem religijnym czy politycznym?
Brygida Grysiak: – Jako dziennikarz zajmuję się polityką, ale nie jest to moje jedyne zajęcie. Tematy religijne zawsze były mi bliskie i moja redakcja wie, że chętnie je podejmuję. Myślę, że w relacjonowaniu wydarzeń politycznych, w ogóle w polityce, jak w żadnej innej dziedzinie są potrzebni ludzie Kościoła. Chociażby po to, żeby zwracać uwagę na wartości, które w politycznej debacie mogą umykać.

Publicznie mówi Pani, że jest wierząca, bierze ślub kościelny, pisze książkę z biskupem, fotografuje się z kard. Dziwiszem… Nie boi się Pani etykietki „klerykała”?
– Jestem wierząca i nie zamierzam tego ukrywać. Nie mam z tym problemu. Nikt mnie nie prześladuje z tego powodu, że chodzę do kościoła czy że noszę różaniec w torebce.

Jak odbierają to koledzy w redakcji, dziennikarze na sejmowych korytarzach?
– Koledzy znają moje przekonania i opinie na różne sprawy i zdarzają się między nami dyskusje, szczególnie na tematy społecznie nośne: in vitro, aborcja, homoseksualizm…

Pytają wtedy kościelnego „eksperta”?
– Ja naprawdę lubię te dyskusje. Czasami są emocjonalne – nawet bardzo – ale zawsze twórcze.

Pisano o Pani, że „święta wśród grzeszników” doskonale sprawdza się też w czytaniu informacji o PiS i PO.
– Tak napisano? To jeszcze jeden dowód, że dążenie do świętości nie kłóci się z zajmowaniem się polityką (śmiech).

Jako dziennikarka wyróżniła się Pani relacjonowaniem z Krakowa dni odejścia Jana Pawła II. Czuła Pani wyjątkowość tej chwili?
– Myślę, że dla wszystkich dziennikarzy relacjonujących wydarzenia tamtych dni to było coś absolutnie wyjątkowego i wszyscy mieliśmy tego świadomość. Byłam wtedy na stypendium dziennikarskim w Berlinie i kiedy zaczęły dochodzić niepokojące informacje z Watykanu, po prostu czułam, że muszę wrócić do Polski. Wsiadłam w samolot w piątek rano, a po południu już stałam pod oknem na Franciszkańskiej w Krakowie i relacjonowałam to, co się tam działo. Dziennikarsko był to czas trudny, ale duchowo bardzo budujący.

Trudno było wtedy powściągnąć emocje.
– Myślę, że było to niemożliwe. Wszyscy: dziennikarze, widzowie, czytelnicy stanęliśmy wobec sytuacji, która nas przerastała. Poza tym to nie była sytuacja, w której odbiorcy oczekują przezroczystego przekaźnika informacji. Chcieli, żeby ktoś im wytłumaczył, co się dzieje, powiedział, co z nimi będzie po śmierci Jana Pawła II. Sami zadawaliśmy sobie te pytania. I pytaliśmy mądrzejszych od siebie.
W swoim i widzów imieniu. Bez tamtych rozmów, czuwań, przemyśleń, modlitw i łez po śmierci Ojca Świętego byłabym dziś innym człowiekiem. Tego jestem pewna. Te dni nas zmieniły. Każdego z osobna.

Co zmieniły w Pani życiu?
– Wszystko.

A konkretnie?
– Pod papieskim oknem w Krakowie zyskałam spokój, którego nigdy wcześniej nie miałam i który mam w sobie do dzisiaj. Po relacjonowaniu odchodzenia Jana Pawła II i po jego pogrzebie wróciłam do domu jako inna osoba. Już nic więcej nie musiało się zdarzyć, bo papież w tych ostatnich dniach dał mi ogromną siłę. Poczułam, że w życiu idę w dobrym kierunku i chcę ten kierunek utrzymać. Zaraz potem przeniosłam się do redakcji do Warszawy, poznałam męża, stworzyliśmy rodzinę… Kiedy patrzę wstecz, widzę, że dziś jestem o wiele dojrzalszym i szczęśliwszym człowiekiem. I wiem, że w życiu nie ma przypadków.

A teraz, kiedy myśli Pani o tamtym kwietniu…
– Nie roztkliwiam się. Myślę raczej o tym, co Jan Paweł II nam pozostawił, jakie dał nam wskazówki. Moim mottem stały się słowa, które papież powiedział do młodzieży w 1987 r. na Westerplatte, że każdy z nas ma w życiu jakieś swoje Westerplatte. Wartości, którym pozostaje wierny, zasady, których strzeże, ważne sprawy, których nie może odpuścić, i decyzje, od których nie może uciec. To Westerplatte dotyczy ważnych życiowych wyborów, ale także codzienności: obowiązków domowych, pracy w redakcji, relacji z Sejmu… Myślę, że właśnie taki testament Jan Paweł II zostawił dla mnie.

Jak taka delikatna, wrażliwa kobieta daje sobie radę w Sejmie?
– Z tą delikatnością to pozory… A tak naprawdę to wyznaję zasadę, że spokojem i brakiem agresji można dużo osiągnąć. Do tej myśli musiałam dojrzeć, bo kiedyś wydawało mi się, że nie nadaję się do dziennikarstwa. Nie ten temperament. Byłam raczej nieśmiałym introwertykiem. Nie byłam i nie jestem wulkanem energii. Od innych też słyszałam, żeby dać sobie spokój ze studiami dziennikarskimi. Ale to nie jest tak, że ktoś, kto nie jest ofensywny, przebojowy, agresywny, w tym zawodzie sobie nie poradzi. Nawet w takiej dziedzinie jak dziennikarstwo polityczne. Ja daję radę. Jestem stanowcza, konsekwentna, ale nie napastliwa. Zresztą politycy, jak inni rozmówcy, czują, kiedy dziennikarz ich szanuje, potrafi zbudować jakąś relację. Chętniej wtedy godzą się na rozmowę, łatwiej przekazują informacje.

Łapanie polityków na sejmowych korytarzach i proszenie o skomentowanie słów kolegów – to się Pani podoba?
– To nie jest tak. Od tego, jak relacjonujemy życie polityczne, zależy, jak nasi odbiorcy będą rozumieć to, co się dzieje w Sejmie, w rządzie. Zależą od tego też później ich polityczne preferencje i wybory. W związku z tym na nas, dziennikarzach, spoczywa ogromna odpowiedzialność. Z odpytywania jednego polityka o to, co powiedział inny polityk, nic dobrego się nie urodzi. Musimy szukać więcej, głębiej…

Pani kolega z TVN nakręcił program ukazujący politykę od kuchni – polityków manipulujących faktami i, delikatnie mówiąc, mijających się z prawdą. Taka jest sejmowa rzeczywistość?
– Politycy są jak inni ludzie: jedni zawsze mówią prawdę, inni niekoniecznie. Zadaniem dziennikarza jest tę nieszczerość, manipulację wyłapać. Dziennikarze muszą być bardzo dobrze przygotowani merytorycznie, żeby nie poddawać się manipulacjom polityków i żeby dotrzeć do prawdy. Tej prawdy oczekują od nas widzowie.

Może gdyby w parlamencie było więcej kobiet, polityka byłaby uczciwsza, bardziej przejrzysta?
– Jeśli pyta pani o parytety, to jestem im przeciwna. Nie sądzę, żeby mogły zachęcić kobiety do uczestniczenia w życiu publicznym. Chociaż rozumiem argumenty, że w małych miejscowościach kobietom może być trudniej przebić się do samorządu, polityki. Wydaje mi się jednak, że kobieta ma w sobie tyle siły, sama w sobie jest tak dużą wartością, że nie potrzebuje sztucznego wsparcia w postaci parytetów.

Kobiety nie chcą być posłankami i senatorami?
– Kobiety same wiedzą najlepiej, czego chcą, i jeżeli im na czymś zależy, potrafią to osiągnąć. Jeśli uważają, że ich misją jest polityka, to będą się nią zajmowały, niezależnie od tego, czy parytety są, czy ich nie ma. Skoro kobiet w polityce jest mało, to być może lepiej czują się w innych rolach.

O kobietach będzie też Pani najnowsza książka. O kim konkretnie?
– Będzie to książka o kobietach w życiu Jana Pawła II. O świeckich i świętych, które były ważne w życiu papieża, które spotkał na swej drodze, które go inspirowały. Piszę razem z Pawłem Zuchniewiczem. Wybraliśmy dwanaście postaci, w pewien sposób symbolicznych także dla przesłania pontyfikatu Jana Pawła II. Będzie więc o macierzyństwie, ochronie życia, miłosierdziu, o sile modlitwy, polityce, filozofii, pomocy drugiemu człowiekowi… Powiem tylko tyle, że zaczynamy od mamy Karola Wojtyły, a kończymy na Matce Bożej. Kto pomiędzy? Mam nadzieję, że czytelnicy przekonają się jeszcze przed wakacjami. •
W polityce jak w żadnej innej dziedzinie są potrzebni ludzie Kościoła. Chociażby po to, żeby zwracać uwagę na wartości, które w politycznej debacie mogą umykać.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.