Wzór na piękno

Szymon Babuchowski

|

GN 18/2008

publikacja 01.05.2008 21:39

Rozmowa Szymona Babuchowskiego z ks. prof. Michałem Hellerem, laureatem "teologicznego Nobla”.

Wzór na piękno fot. Jakub Szymczuk

Ks. prof. Michał Heller
jest kosmologiem, filozofem, teologiem, członkiem Watykańskiego Obserwatorium Astronomicznego i Papieskiej Akademii Nauk. 7 maja odbierze z rąk księcia Filipa, małżonka królowej brytyjskiej, w pałacu Buckingham w Londynie Nagrodę Templetona, nazywaną „teologicznym Noblem”.

Szymon Babuchowski: Czy w nauce, która chce wszystko opisać liczbami i wzorami, jest jeszcze miejsce na Tajemnicę?
Ks. prof. Michał Heller: – Myślę, że przede wszystkim w nauce! Bo cóż to jest Tajemnica? Niektórzy powiedzieliby, że to coś, czego nie wiemy. Ale to nie jest żadna Tajemnica – to jest zero, biała płaszczyzna, nic. Tajemnica jest wtedy, gdy coś wiemy, coś penetrujemy, ale czujemy, że to coś wskazuje jakiś horyzont i coś poza tym horyzontem jest. Chcemy to poznać, a nie bardzo wiemy, jak się do tego zabrać, bo nasze obecne środki, i techniczne, i pojęciowe, są za słabe. Gdy zmierzymy się z czymś przeczutym, ale istniejącym, czego może nawet ślady są już w tym obszarze, który znamy, to to człowieka przejmuje bardzo osobiście. Tajemnica wtedy staje się czymś doświadczalnym, czymś przeżytym. Ona nas obejmuje, jesteśmy jej częścią. To odczucie i przeżywanie Tajemnicy w naukach ścisłych jest bardzo silne.

Ale czy są takie obszary, przed którymi naukowiec musi schylić pokornie czoła, powiedzieć: już dalej nie pójdę?
– Nic nas tak nie uczy pokory jak nauki ścisłe, zwłaszcza matematyka. Kiedy piszę tekst humanistyczny, np. wspomnienia z podróży, i nie mam w danym dniu natchnienia, mogę odłożyć to na następny dzień, wyspać się i liczyć, że następnego dnia pójdzie mi lepiej. Albo wymyślić jakieś inne podejście. W naukach ścisłych tak nie jest. Wyobraźmy sobie, że stoję przed jakimś zagadnieniem i mam przeczucie, jakie rozwiązanie powinienem uzyskać. Rozpisuję równanie i… nie ma takiego rozwiązania! Jest inne, niż mi się wydawało. I nie mam na to żadnej rady. To jest jakaś twarda ściana przede mną; coś poza mną, czego nie potrafię pokonać. Ale jest jeszcze druga rzecz, która uczy nas pokory: matematyka jest nieskończonym polem możliwości. A ja mam tylko skończone zdolności, skończony czas do dyspozycji i bardzo często trafiam na problem, którego nie potrafię ugryźć. Wiem, że są po temu środki, ale muszę odłożyć to, co robię, na dłuższy czas, na parę miesięcy, żeby się nowego działu nauczyć. A nieraz i to nie skutkuje.

Czy nauka zbliża do Pana Boga?
– To sprawa bardzo indywidualna, ale wszystkie statystyki pokazują, że największa liczba ludzi uznających Pana Boga (lub jakąś siłę, którą oni nazywają inaczej, ale którą my nazwalibyśmy Bogiem) jest właśnie wśród przedstawicieli nauk ścisłych, a nie humanistów. Już w latach 60. komuniści doszli do wniosku, że propaganda oparta na naukach ścisłych nie przynosi efektów.

Jak wytłumaczyłby Ksiądz Profesor ten fenomen?
– Myślę, że jest to związane właśnie z odczuwaniem Tajemnicy. W naukach empirycznych czuje się tę myśl, racjonalność, która jest zaklęta w przyrodzie i nad którą nie mamy władzy – my ją tylko odkrywamy. Podczas gdy w naukach humanistycznych, w sztuce, wydaje się, że wszystko zależy od twórcy. A więc coś zewnętrznego, coś transcendentnego nie wydaje się konieczne.

Jan Paweł II w Liście do artystów pisał, że artysta kontynuuje niejako dzieło stworzenia świata. Czy w nauce jest podobnie?
– Nauka jest tworzeniem. Einstein pięknie powiedział, że teorie naukowe to „swobodne twory ludzkiego ducha”. Oczywiście to są twory tylko pod pewnym względem swobodne, a pod pewnym – uzależnione od tego, jaki świat jest. Gdy tworzy się jakąś teorię, która opisuje świat, to tak jakby człowiek praktykował w warsztacie stwórczym Pana Boga. Fizyk teoretyczny bada jakiś model, symetrie, które ten model zakłada, i wychodzi mu, że musi istnieć cząstka, nazwijmy ją x. Mówi eksperymentatorom: zróbcie doświadczenie, ta cząstka powinna tam być. Robią – i cząstka jest! Ona została przez niego w pewnym sensie stworzona. Wielki filozof Leibniz twierdził, że Pan Bóg też liczy, tak jak fizycy teoretyczni. Tyle że gdy fizyk liczy, stwarza jedynie teorię, która odnosi się do świata. A gdy Pan Bóg liczy, świat zostaje stworzony.

Bóg to wielki matematyk, ale chyba też artysta. Czy w liczbach, wzorach, które opisują świat, tkwi piękno?
– Kiedyś napisałem książkę zatytułowaną „Czy fizyka jest nauką humanistyczną?”. Odpowiedź w niej zawarta była następująca: fizyka jest nauką humanistyczną i sztuką wysokiej klasy, gdy uprawiają ją artyści. A gdy uprawiają ją rzemieślnicy – nie. Rzemieślnik dotyka sztuki, ale o tym nie wie. Oczywiście głównym kryterium poprawności naukowych teorii jest zgoda z doświadczeniem. Jeśli moja teoria nie zgadza się z wynikami eksperymentu, to trzeba ją wyrzucić. Ale są też uboczne kryteria poprawności teorii. Jednym z nich jest piękno. Einstein powiadał, że prócz zgodności z doświadczeniem, takim kryterium jest wewnętrzna doskonałość teorii, jej logiczne piękno. Inny fizyk, noblista Steven Weinberg, porównywał to do piękna konia wyścigowego. Piękny koń to także taki, który jest skuteczny, wygrywa derby. Jego mięśnie grają, naprężają się, i przybiega pierwszy na metę. Teorie naukowe są piękne, bo odznaczają się niesamowicie piękną architekturą, matematyczną strukturą. A z drugiej strony są skuteczne.

Czyli mówienie o harmonii świata nie jest tylko poetycką metaforą?
– To jest metafora, ale niezwykle trafna. Sięga czasów starożytnych – pierwszymi filozofami, którzy zauważyli, że świat jest matematyczny, byli pitagorejczycy. Oni uważali, że świat zbudowany jest z liczb i jego głównym prawem jest prawo proporcji, harmonii. Proporcje obowiązują w dźwiękach, w harmonii muzycznej, i tak samo istnieje harmonia świata, harmonia sfer.

Ale przecież świat jawi nam się często jako chaotyczny, dostrzegamy w nim także brzydotę – jak to pogodzić z tezą o harmonii świata?
– Grecy uważali, że piękne jest to, co symetryczne. Greccy malarze, rzeźbiarze odkryli też jednak coś innego: prawdziwe piękno odznacza się symetrią, ale złamaną. Musi być w nim także coś niesymetrycznego; coś, co intryguje. I ciekawe, że właśnie w teoriach fizycznych to odgrywa niezmiernie ważną rolę. Pola fizyczne, cząstki elementarne – to są złamania tej pierwotnej symetrii. Druga sprawa to tzw. chaos, który kojarzy się nam z jakimś zamętem. Wyobraźmy sobie, co się dzieje u podnóża wodospadu Niagara – typowy chaos! Otóż taki chaos jest opisywany matematycznie. Dzisiaj wiemy, że istnieje teoria chaosu, bardzo piękna. To, co nam się jawi jako chaotyczne i nieharmonijne, jest matematyczne. Jest w pewnym sensie harmonijne, tylko trochę na innym poziomie harmonii i matematyczności. Tam są właśnie te symetrie złamane.

Skoro w teoriach tkwi piękno, to czy praca naukowa wiąże się z olśnieniem?
– W różnych biografiach naukowców, w powieściach o uczonych mówi się o takich momentach olśnienia, odkrycia. One się zdarzają rzeczywiście, jednak nie są takie częste. Jest pewien romantyzm w życiu uczonego, ale życie to polega także na bardzo prozaicznej, niekiedy wręcz morderczej pracy. Kto się nie zmęczył intelektualnie, nie wie naprawdę, co to znaczy zmęczenie. 98 proc. życia człowieka zajmującego się nauką, teoretyka, to ślęczenie przy biurku, czytanie książek, rozwiązywanie zagadnień.

A jeśli już pojawia się zachwyt, to czy jest on podobny do tego, którego doświadczamy, odbierając świat poprzez zmysły? Czy można zachwycić się teorią tak jak na przykład pięknem przyrody?
– Sam zachwycam się pięknem przyrody, nieraz wręcz oszałamiał mnie widok lasu czy morskich fal.
Oświecenie w momencie odkrycia porównałbym jednak raczej ze słuchaniem muzyki – chociaż jej nie widać, to dostrzega się pewną architekturę kompozycji. To może dotyczyć nawet rozwiązywania szkolnego zadania. Nagle przychodzi oświecenie: wiem, jak to zrobić. W mistyce nazywa się to iluminacją: jest ciemno i nagle błyska światło. Ale jest to światło nieoślepiające. Światło, w którego blasku widać wyraźnie jakąś strukturę.

Czy świadomość istnienia tych wszystkich równań nie przeszkadza przypadkiem w zmysłowej kontemplacji świata? Nie ma Ksiądz Profesor pokusy, by przeliczać wszystko dookoła, rozpisywać na matema-tyczne wzory? Słuchając muzyki, rozkładać ją na czynniki pierwsze?
– Lubię muzykę tylko jako amator, ale wyobrażam sobie, że kiedy jakiś wielki kompozytor czy dyrygent słucha muzyki, to przekłada ją na nuty, widzi strukturę tej kompozycji. Myślę, że coś podobnego jest w moim patrzeniu na świat. Kiedy wychodzę wieczorem przed dom i patrzę na niebo usiane gwiazdami, widzę granat nieba, ale równocześnie gdzieś tam w tle pojawiają mi się te kosmiczne odległości, zakrzywienia czasoprzestrzeni – problemy, które sprawiają, że ten obraz staje się jeszcze bardziej dramatyczny. Widzi się wtedy może trochę więcej niż okiem nieuzbrojonym teorią.

Ksiądz Profesor jest osobą o bardzo wszechstronnych zainteresowaniach. Jak znajduje Ksiądz czas na to wszystko?
– Znowu porównałbym to do akustycznych przeżyć. Kiedy słucha się muzyki, to szumy strasznie przeszkadzają, np. w radiu. Niestety, zwykły, szary dzień w większym stopniu składa się z szumów niż z muzyki, czyli z czasu, który można poświęcić na solidną pracę przy biurku. Trzeba jeść, ubierać się, chodzić na wykłady, zajmować się studentami (choć to ostatnie jest czymś pośrednim między szumem a muzyką, bo współpraca z dobrymi studentami jest już jakimś uprawianiem nauki). Jeśli uda się parę godzin dziennie wygospodarować na to, co nazywam pracą, to bardzo dobrze. Praca to czas spędzony przy książce czy komputerze. Reszta nie jest pracą, tylko „robotą”. Nagroda, którą ostatnio otrzymałem, spowodowała, że tych szumów jest strasznie dużo. Muszę się bardzo dużo wypowiadać dla mediów. To trochę męczące, ale jest to też jakaś służba dla społeczeństwa…

Czyli szumy też są potrzebne w życiu?
– Nie dałoby się bez nich żyć. Gdyby nasz umysł żył tylko na wysokich obrotach, to człowiek długo by nie wytrzymał. Dlatego potrzebna jest też jakaś regeneracja. Dużo czasu zajmuje mi czytanie, także literatury pięknej. To daje mi równowagę, odprężenie, relaks. Nie można żyć tylko własnymi myślami, bo one wtedy się zapętlą i człowiek już nie wyjdzie poza swoje „ja”. Trzeba się ciągle odżywiać nowymi myślami.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.