Posłowie nie stchórzą

rozmowa z z prof. Bogdanem Chazanem

|

GN 45/2006

publikacja 02.11.2006 12:25

O ochronie życia od chwili poczęcia z prof. Bogdanem Chazanem, ginekologiem położnikiem, rozmawia Tomasz Gołąb

Posłowie nie stchórzą Coraz więcej ludzi ma świadomość, że życie człowieka zaczyna się w chwili poczęcia. Tomasz Gołąb

Prof. dr hab. Bogdan Chazan jest dyrektorem Szpitala Ginekologiczno-Położniczego im. Świętej Rodziny w Warszawie, członkiem Komitetu Nauk Demo-graficznych Polskiej Akademii Nauk.

Tomasz Gołąb: Czy kiedykolwiek Pana pacjentka żądała przerwania ciąży?

Prof. Bogdan Chazan: – Każdy z ginekologów był w takiej sytuacji.

I…?
– Jeżeli lekarz uznaje poczęcie za początek życia, to przerwanie go, choćby w 8–9 tygodniu, nie mieści się w jego lekarskim sposobie myślenia. Bo uznaje, i słusznie, że powołaniem lekarza jest być adwokatem słabych, ubogich, bezbronnych i chorych. Jeżeli poważnie do tego podchodzi, nie może zgodzić się na to, żeby wykonać zabieg przerwania ciąży. Nie wolno nie widzieć bardzo trudnej sytuacji kobiety, której dziecko poczęło się w wyniku gwałtu, lub wówczas, kiedy rozpoznano nieuleczalną chorobę płodu. Ale dziecko też istnieje, nie jest nikim, albo, co byłoby jeszcze gorsze – niczym.

W konstytucji zapisano, że „Rzeczpospolita Polska zapewnia każdemu człowiekowi prawną ochronę życia”. Liga Polskich Rodzin składa wniosek o dopisanie trzech słów: „od momentu poczęcia”. Czy to uzupełnienie jest potrzebne?
– Nie jestem politykiem. Patrzę z punktu widzenia lekarza, dla którego im bardziej i im wcześniej życie ludzkie będzie chronione, tym lepiej. Ustawa z 1993 r. nie jest w Polsce realizowana. Jeżeli w gazetach mogą ukazywać się przez nikogo nieścigane ogłoszenia typu: „Usługi ginekologiczne. Tanio” albo „Wywoływanie miesiączki”, to albo jesteśmy hipokrytami, albo po prostu godzimy się, by prawo w Polsce pozostało suchą literą. Zapisy ustawy mają dziś znaczenie raczej profilaktyczne. Przyszłym rodzicom stawiają pewne ograniczenia, motywują do planowania rodziny, mogą być powodem głębszego namysłu przed powołaniem życia, czyli w pewien sposób przyczyniają się do większej odpowiedzialności za mające przyjść na świat dzieci.

Jeżeli ktoś uważa, że życie zaczyna się od momentu połączenia komórki jajowej z plemnikiem, to nie potrzebuje żadnych dodatkowych zapisów w konstytucji. Trudno mówić o dziecku, które ma wszystkie narządy, porusza się, ssie, połyka – że to nie jest dziecko, tylko jakiś „projekt na dziecko”, albo „zapłodniona komórka jajowa”. Konstytucja mówi o ochronie życia. I to każdego. Ale nowy projekt mówi o tym bardziej dobitnie, bez żadnych wątpliwości. Jest skierowany nie do tych, którzy uznają, że życie rozpoczyna się od poczęcia, ale do tych, którzy tej prawdy nie przyjmują lub się jej obawiają.

Prof. Andrzej Zoll uważa, że od 1997 roku życie w Polsce otoczone jest wystarczającą i pełną ochroną. Raczej należałoby zmieniać ustawę o warunkach przerywania ciąży. Pozostawiłby jedynie przepis mówiący o dopuszczalności aborcji, jeśli życie matki jest zagrożone. Bo życie dziecka i matki to w tym przypadku dobra o tej samej wartości.
– Postęp wiedzy i technologii medycznej sprawia, że prawdziwe zagrożenie życia matki podczas ciąży zdarza się coraz rzadziej. Wydaje mi się, że dziś zmiana ustawy w kierunku całkowitego zakazu aborcji jest prawie niemożliwa. Nasza ustawa, jak na warunki europejskie, jest chlubnym wyjątkiem, wraz z ustawami Portugali czy Malty. Ale pozostawiając konstytucję w niezmienionym kształcie, narażamy się w przyszłości na próby manipulowania życiem i próby zwiększenia dostępności aborcji. Czy profesor Zoll może to wykluczyć? Ustawa o ochronie płodu ludzkiego dotyczy wyjątkowych sytuacji, kiedy lekarz nie będzie ukarany za wykonanie aborcji. Ale dziś stwarza to lekarzom różne problemy.

Jakie?
– Mogą, pisząc prośbę do ordynatora, uzyskać od niego zgodę na niewykonanie zabiegu na zasadzie klauzuli sumienia. Gorzej z dyrektorem szpitala czy kierownikiem kliniki. Zgodnie z okólnikiem min. Balickiego, który, jak sądzę, jeszcze obowiązuje, szpital nie może odmówić wykonania aborcji zgodnej z prawem, jeżeli wszystkie warunki zostały spełnione. Co ma zrobić ordynator? Czy ma ogłosić czasową abdykację, jak to zrobił król Belgii Baudouin w 1990 r., gdy zgodnie z zapisem konstytucji uznał się za „niezdolnego do sprawowania władzy”, nie mogąc w zgodzie z własnym sumieniem podpisać ustawy zezwalającej na aborcję?

Dlatego ta ustawa stwarza dla niektórych lekarzy ginekologów duże problemy. Niejeden ordynator został zwolniony z pracy, bo chciał być w porządku z samym sobą. Być może powoduje to również, że do zawodu lekarza ginekologa nie zgłaszają się ludzie, którzy zdecydowanie opowiadają się za życiem. Bo wiedzą, że któregoś dnia może się zdarzyć, że powiedzą im: „Nie musiał Pan wybierać zawodu ginekologa, trzeba było wybrać okulistykę”.

Właśnie w takiej sytuacji znalazł się i Pan. W efekcie usunięto Pana ze stanowiska Krajowego Konsultanta ds. Położnictwa i Ginekologii…
– Rzeczywiście. Nie zgodziłem się na aborcję dziecka z zespołem Downa. Postawiono mi także zarzut niewłaściwego postępowania w przypadku wady letalnej u dziecka, czyli takiej, która nie dawała mu szans na życie po urodzeniu. Wydawało mi się, że w postępowaniu medycznym powinienem uwzględnić życzenie rodziców, żeby to dziecko urodziło się żywe, żeby rodzina mogła się z nim pożegnać, pomodlić i być przy jego śmierci. Moim adwersarzom z kolei wydawało się to błahe, śmieszne i dziwne. Złożyli więc donos, a mnie usunięto ze stanowiska. Ten problem dotyka także innych osób, które nie wahają się odważnie manifestować postawy za życiem.

O zmianę konstytucji nie będzie łatwo. W Sejmie SLD zagłosuje przeciw. Podobnie jak część posłów PO. Do zmiany potrzeba większości dwóch trzecich w Sejmie. Warto ryzykować kolejną wojnę?
– Argument konsensusu społecznego, z trudem wypracowanego, także jest znaczący, choć trzeba pamiętać, że nie zadowala on całkowicie ani strony pro-life, ani tej, która określa się mianem pro-choice. Trzeba powiedzieć, że ustawa z 1993 r. uczyniła wiele dobrego. Uświadomiła przede wszystkim społeczeństwu, czym jest życie. Ale pomógł w tym także postęp medycyny i ultrasonografii, która dziś pokazuje, że pod sercem matki żyje nie tylko zapłodniona komórka, ale człowiek. Wskutek postępu wiedzy i technologii medycznej bardzo rzadkie są dziś sytuacje, kiedy lekarz staje wobec wyboru: życie dziecka albo matki. Przerwanie ciąży w 12–15–20 tygodniu łączy się z takim samym zagrożeniem życia i zdrowia jak poród. Ale pojawiają się inne zagrożenia dla życia. Niebawem dostępna będzie tania diagnostyka DNA, będzie można wykryć nie tylko ciężką wadę mózgu czy zespół Downa, jak to obecnie jest możliwe, ale także nieprawidłowości genetyczne, które spowodują, że dziecko zachoruje na przykład na mukowiscydozę w 10. roku życia, albo że będzie miało ciężką cukrzycę. Może będą chętni, by takiemu dziecku oszczędzić „trudnego” życia? Coraz bardziej powszechna na świecie jest aborcja farmakologiczna, która nie łączy się z medycyną, gabinetem zabiegowym, przebiega w domu, po wzięciu tabletek, ale która – jak się okazuje – pozostawia równie trwałe ślady w psychice.

Mówi się, że jednym z największych osiągnięć III RP było to, że lekarze w szpitalu przestali mówić „płód”, a zaczęli mówić „dziecko”; że w powszechnej opinii kilkutygodniowy zarodek przestał być „galaretką”… Próba naruszenia czegoś w tej dziedzinie, wywoływanie ponownie dyskusji, może zburzyć cały misternie budowany gmach.
– Ja też widzę zagrożenie w powrocie do emocjonalnej dyskusji: w podziałach między ludźmi, bardzo ostrej wymianie zdań. Boję się sytuacji, gdy zabraknie miejsca dla spokojnej, rzetelnej rozmowy. Gdyby zmiana treści art. 38. konstytucji mogła się odbyć bez zamieszania, politycznej zawieruchy, to dodanie słów „od momentu poczęcia” wydawałoby się słuszne. Zmiana konstytucji mogłaby wzmocnić tę część środowiska lekarskiego, której zdaniem należy chronić życie od momentu poczęcia. Kiedy doszło do zmiany ustawy w 1993 r., myślałem, że w środowisku medycznym zmiany również będą postępowały szybciej. Ale te nadzieje okazały się płonne. Wśród młodszego pokolenia ginekologów nie obserwuję dziś wyraźnego powszechnego trendu w dobrym kierunku, czyli ku afirmacji każdego życia.

Jestem przekonany, że gmach konsensusu nie runie, przynajmniej w perspektywie, która jest mi dostępna. Zwrócenie uwagi na sposób postępowania z ciałami dzieci poronionych, czy zmarłych po porodzie, dodaje klimatowi obrony życia nowego wyrazu.

Powtórzę, że dla mnie jest oczywiste, że życie ludzkie zaczyna się od poczęcia, więc dodanie tych słów do konstytucji jest zbędne. Ale jeśli ktoś ma rozumieć, że życie ludzkie słusznie zależy od jednoosobowej decyzji lekarza, który zajmuje – nie wiadomo, na jakiej podstawie – funkcję sędziego i skazuje na śmierć dziecko w 10. tygodniu ciąży, może lepiej tę konstytucję zmienić…

Kiedy wiosną tego roku, podczas obchodów II Narodowego Dnia Życia, w Sejmie RP wprowadzano do kaplicy sejmowej relikwie świętej Włoszki, Joanny Beretty Molli, która oddała życie za swoje dziecko, modlono się o to, by „w tym gmachu nigdy nie podjęto decyzji przeciwko życiu”. Jeśli parlamentarzyści nie zmienią konstytucji, to stchórzą? A może będzie to jednak wyraz ich troski o narodową zgodę?
– Chcę wierzyć, że to byłby wyraz troski. Ludzie, którzy uważają, że tego kompromisu nie trzeba niszczyć, mają też dużo racji. Z drugiej strony nie powinniśmy uciekać od jasnych definicji, precyzyjnego określania stanowisk. Bez tego zgubimy się w tak charakterystycznej dla postmodernizmu mgle niedopowiedzeń i niejasności.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.