Trzeba o tej wojnie zapomnieć

rozmowa z ks. abp. Damianem Zimoniem

|

GN 42/2005

publikacja 14.10.2005 13:18

O tym, jak dzisiaj zmienia Europę pewien list sprzed 40 lat, z abp. Damianem Zimoniem rozmawiają ks. Artur Stopka i Przemysław Kucharczak

Trzeba o tej wojnie zapomnieć Henryk Przondziono

Ks. Artur Stopka, Przemysław Kucharczak: Cofnijmy się do listopada 1965 roku. Bardzo wielu porządnych ludzi było gotowych przebaczyć Niemcom. Ale nie rozumieli słów: prosimy o przebaczenie. Jak zareagował młody ksiądz Damian Zimoń?
Arcybiskup Damian Zimoń: – Byłem wtedy wikarym w miasteczku Pszów. Do dzisiaj pamiętam, jakie przerażenie wywołały tam słowa biskupów. Toczyłem bardzo trudne rozmowy w konfesjonale. Ludzie pytali mnie: „jak biskupi mogli przebaczyć?”, „dlaczego biskupi zabrali niepotrzebnie głos?”. To był przede wszystkim efekt frontalnego ataku, jaki władze przypuściły na biskupów. Pamiętam, że jeszcze nawet półtora roku później Katowice były obklejone plakatami z napisami: „Nie przebaczymy!”; „W czyim imieniu przebaczają biskupi?”. Pamiętam protesty robotników w Solvayu przeciwko kard. Wojtyle. Te ataki były potwornie niesprawiedliwe. Jednak my sami, młodzi księża, szukaliśmy odpowiedzi, dlaczego biskupi wysłali ten list. I nie zawsze sobie z tym poszukiwaniem radziliśmy.

Ksiądz Arcybiskup też miał wtedy wątpliwości?
– Nie. Od początku czułem, że my po prostu nie wiemy na ten temat wszystkiego. Było dla mnie jasne, że skoro orędzie podpisał cały polski Episkopat, to rzecz na pewno jest przemyślana. Też szukałem jednak odpowiedzi, dlaczego. Znalazłem sobie na przykład argument z literatury polskiej, z „Krzyżaków”. Szermowałem nim w rozmowach ze znajomymi nauczycielami. Jest taka scena, w której do Juranda ze Spychowa przyprowadzają związanego Krzyżaka Zygfryda. Jurand bierze nóż i wszyscy sądzą, że teraz się zemści, że Krzyżaka zamorduje. A on przecina jego więzy. To był oczywiście argument emocjonalny, ale czasem właśnie on do kogoś trafił.

Kiedy zobaczył Arcybiskup wreszcie jakieś efekty listu biskupów?
– Z perspektywy 40 lat widać, że to był naprawdę prorocki akt. On zmienił nie tylko przyszłość narodów polskiego i niemieckiego, ale i Europy. Zwłaszcza Europy Wschodniej! Dość wspomnieć pojednanie polsko-ukraińskie, w które angażuje się kard. Lubomyr Huzar. Powtarzają się w nim te same sformułowania, co w liście biskupów polskich do niemieckich. Dzięki tamtemu listowi było możliwe zjednoczenie dwóch części Europy. Arcybiskup Józef Kowalczyk stwierdził nawet w czasie obchodów wysłania listu, że bez niego być może nie byłoby papieża z Polski i papieża z Niemiec! Papieże wyszli z Polski i Niemiec właśnie dlatego, że między naszymi narodami doszło do oczyszczenia pamięci. Oczyszczenia, które rozpoczął tamten list biskupów. To nie przypadek, że właśnie biskupi niemieccy bardzo starali się o kanonizację św. Maksymiliana Kolbego. Wszystkie te działania na pewno miały swoje korzenie w wydarzeniach listopada 1965 roku.

Czy przebaczenie Polaków i Niemców było aktem jednorazowym, czy też nadal trwa? A może dzisiaj też mamy sobie coś do przebaczenia?
– Wzajemne pretensje tkwiły w obu naszych narodach. Niemcy długo nie mogli się pogodzić z tym, że my nie umiemy zauważyć też jakiejś winy polskiej. Że sposób wypędzenia tych siedmiu milionów Niemców był niewłaściwy. Bo jest prawdą, że te miliony Niemców migrowały z ziem przyznanych Polsce często w strasznych warunkach. Byli wśród nich nawet biskupi. Na przykład pomocniczy biskup wrocławski Josef Ferche, urodzony w Pszowie, który władał językiem polskim. Jacyś Polacy brali przecież udział w wysiedlaniu Niemców. Oczywiście Niemcy nie zdawali sobie sprawy, że nie byliśmy wtedy narodem wolnym, że to odbywało się z nakazu zwycięskich mocarstw i władz komunistycznych. Niestety, to niezrozumienie czasem jednak budzi upiory przeszłości. Na przykład przy okazji dyskusji o budowie przez Niemców w Berlinie Centrum Wypędzonych.

Więc może to wybaczenie w 1965 roku nie było wystarczająco głębokie?
Ono nie mogło być głębokie 40 lat temu. To jest proces! Widać, że ten proces ciągle postępuje. Przyszłość domaga się pojednania. Bo budować można tylko na gruncie przebaczenia, a nie rewindykacji i wzajemnych oskarżeń. Trzeba w końcu o tej wojnie zapomnieć, żeby nowe pokolenia mogły budować na zupełnie nowym gruncie. To się dzieje właśnie dzięki tamtemu prorockiemu listowi.

Czy wybaczenie równa się zapomnienie?
– Nie. Myślę, że Niemcy zrobili bardzo dużo, żeby opowiedzieć o odpowiedzialności całego swojego narodu za wojnę. Wcale nie zwalają winy na jednego Hitlera. A my z kolei też musimy wiedzieć, że byli niemieccy wypędzeni. I, oczywiście, że byli też „przypędzeni”, czyli Polacy przypędzeni na opustoszałe ziemie zachodnie ze Wschodu. Z punktu widzenia sprawiedliwości te zdarzenia były nie do przyjęcia. Ale miały miejsce... Pamiętając o nich, trzeba ten rozdział zamknąć. To jest istota chrześcijaństwa.
Zresztą, bez podstawy religijnej pojednanie między naszymi narodami byłoby niemożliwe. Przykład tego listu uczy, jak Ewangelia oczyszcza atmosferę zatrutą przez wojnę i krzywdy.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.