Stalinizm fotogeniczny

Edward Kabiesz

|

GN 45/2009

publikacja 09.11.2009 12:10

"Rewers" Borysa Lankosza dowodzi, że stalinizm jest fotogeniczny. W kinie.

Stalinizm fotogeniczny Na zdjęciu Agata Buzek i Marcin Dorociński

Wydawało się, że po 1989 roku rozpocznie się filmowy rozrachunek z ponurym dziedzictwem PRL. Tak się jednak nie stało. Filmów rozliczających się ze stalinowską spuścizną powstało niewiele. Temat ten właściwie zaistniał na szerszą skalę w polskim kinie dopiero w ostatnich latach.

Czarne i białe
Nagroda dla Borysa Lankosza na festiwalu polskich filmów w Gdyni była jak najbardziej zasłużona. Debiutujący w filmie fabularnym Lankosz pokazał naprawdę kawał dobrego kina. Na sukces złożyło się wszystko to, co decyduje o powodzeniu każdego filmu, czyli scenariusz, doskonała gra żeńskiego aktorskiego tercetu – Agaty Buzek, Krystyny Jandy i Anny Polony oraz Marcina Dorocińskiego, występującego w ważnej roli drugoplanowej, a także talent reżysera, który zaproponował zabawę filmowymi konwencjami.

Ale nie jest to zabawa dla samej zabawy, bo twórcy udało się pokazać sporą część prawdy o Polsce początku lat 50. Lankosz zaufał widzowi i jego inteligencji. Podjął jednocześnie ryzykowną decyzję, opowiadając w konwencji filmu czarno-białego. Jak się okazało, była to decyzja trafna. Od pierwszego kadru, nawiązującego do przeszłości, narzucił w ten sposób widzowi ponurą atmosferę przełomu lat 40. i 50. Zastrzeżenia budzi natomiast wątek współczesny filmu. Wydaje się banalny i nie całkiem potrzebny.

Wyspa w mroku
„Rewers” rozgrywa się w dwóch planach czasowych. Współcześnie i na początku lat 50. Sabina, główna bohaterka, czeka na odwiedziny syna, mieszkającego od lat w USA. We wspomnieniach wraca do roku 1952. Pracowała wtedy w jakimś dużym wydawnictwie, w dziale poezji opanowanym przez niezbyt atrakcyjne urzędniczki. Kapitalne są sceny, w których odbierają one telefony, przedstawiając się: „tu poezja”.

Mieszka z matką i babcią (w tej roli znakomita Anna Polony), których marzeniem jest, by wreszcie wyszła za mąż. Nie jest to sprawą prostą, bo życie Sabiny upływa między biurem a mieszkaniem. Ewentualni kandydaci na męża nie spełniają jej oczekiwań, aż wreszcie poznaje kogoś, kto budzi jej zainteresowanie. Bronisław pojawia się w niezwykłych okolicznościach i w jeszcze bardziej nieoczekiwanych okolicznościach schodzi ze sceny. Ale to spotkanie na zawsze w sposób dramatyczny zmieni życie Sabiny i jej bliskich.

Film Lankosza, w odróżnieniu od innych obrazów poświęconych temu samemu okresowi, opowiada o zwykłych ludziach, a nie o bohaterach. W przypadku Sabiny jest to opowieść o próbie normalnego życia w czasach, kiedy wydawało się to niemożliwe. Trzy kobiety tworzą w swoim mieszkaniu swoisty azyl, wyspę, na którą wydarzenia z zewnątrz zdają się nie mieć wpływu. To takie przedłużenie życia opartego na kultywowanych od pokoleń rodzinnych wartościach. Dopiero wtargnięcie w ten wyizolowany świat Bronisława burzy zbudowany z wysiłkiem ład. Film Lankosza to gatunkowa mieszanka, nacechowana pieczołowitym realizmem, który finezyjnie ewoluując w stronę czarnego filmu, komedii absurdu i groteski, potrafi jednocześnie oddać grozę tamtych lat.

W lżejszym tonie
Film Borysa Lankosza opowiada w tonie lżejszym niż większość głośnych, mniej lub bardziej, udanych produkcji. Krótką listę filmów nawiązujących do okresu stalinizmu zdominowały obrazy utrzymane w tonie martyrologicznym. Nic w tym zresztą dziwnego. Trudno kręcić komedie o jednym z najgorszych momentów w historii Polski. Komedie wojenne również zaczęły powstawać dopiero po latach, kiedy można było spojrzeć z dystansem. Jednak film Lankosza, twórcy, który urodził się w 1972 roku, a więc nie zna stalinizmu z autopsji, jest znakiem, że być może już wkrótce w polskim kinie zacznie rozdawać karty pokolenie twórców, którzy ten okres potraktują bez biograficznych obciążeń. Jednak nie należy zapominać, że takie podejście do tematu zapoczątkował Krzysztof Zanussi swoim „Cwałem”.

Nakręcony w 1995 roku „Cwał” miał być, jak wspominał reżyser, drugim filmem w jego dorobku. Miał powstać zaraz po zrealizowanej w 1969 roku „Strukturze kryształu”. Powstał dopiero ponad ćwierć wieku później, wzbudzając kontrowersje. Bo jakże to: komedia o czasach, w których żyło się w ciągłym strachu, czasach terroru? To był także film o próbie przetrwania w świecie kłamstwa i przemocy. Pokazywał schizofrenię czasów, w których przyszło żyć bohaterom, czego przykładem była bohaterka „Cwału”.

Ciotka Idalia nienawidziła komunistów, a jednocześnie nawiązywała z nimi znajomości, tłumacząc, że tylko koniom nie wolno kłamać. W tym samym roku co „Cwał” powstał „Pułkownik Kwiatkowski” Kazimierza Kutza, który także, mimo komediowego tonu, nie zacierał okrucieństwa epoki. Nawiasem mówiąc, absurdy PRL-u jak do tej pory najlepiej chyba uwydatniły filmy Stanisława Barei. Ostateczny bilans rozrachunków ze stalinizmem, przynajmniej w kinie, nie został jeszcze zamknięty. Na razie nie jest zbyt imponujący, bo filmów tych jest niedużo. Pocieszające, że od kilku lat powstaje ich coraz więcej. Ale białych plam nie brakuje.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.