Biblioteka na kółkach

Wojciech Wencel, poeta, publicysta, redaktor pisma „44”

|

19.07.2009 19:38 GN 29/2009

publikacja 19.07.2009 19:38

Że warto czytać książki, nikogo nie trzeba przekonywać. Ale jakie książki warto czytać?

Biblioteka na kółkach fot. stockxpertcom

Co najmniej raz w roku media alarmują: Polacy nie czytają książek! Po tak sformułowanej tezie następuje rozwinięcie w postaci statystycznych tabel i socjologicznych analiz. Zakończenie składa się z jeremiady nad upadkiem czytelnictwa oraz wezwania do czytania. Co pewien czas organizowane są też akcje mające na celu uświadomienie społeczeństwu, jaką wartość stanowi książka. Ich typowe elementy to spotkania z autorami, czytanie literatury na głos w miejscach publicznych, a także wyjątkowe konkursy i promocje.

Skuteczność takiej propagandy jest śladowa, bo nie da się wykreować „republiki czytaczy”. Wyobraźmy sobie: pan Marian wraca po robocie do domu, włącza telewizor, wyciąga z lodówki piwo i zamierza spędzić miły wieczór w towarzystwie małżonki, ale wcześniej bierze do ręki gazetę i uświadamia sobie, że intelektualiści żądają od niego, aby zainteresował się literaturą piękną. Powinien odgonić dzieciaki i powiedzieć żonie: – Dziś nie pogadamy, bo ja będę czytał książkę. Ponieważ książki rozwijają wyobraźnię, dają do myślenia oraz umożliwiają udział w kulturze. A jutro na szóstą do pracy.

Ale praca nie trwa cały rok. Latem większość z nas wyjeżdża na urlop i ma sporo wolnego czasu. Czy do torby podróżnej powinniśmy spakować książkę? Wbrew pozorom, odpowiedź na to pytanie nie jest oczywista. Kto chce chodzić po górach, będzie wieczorami tak zmęczony, że odechce mu się czytać. Kto lubi zwiedzać stare miasta, wykorzysta każdą godzinę na spacer wśród ruin. A kto pragnie odpocząć z rodziną, nie będzie się izolował, czytając przy obiedzie. Największą szansę na nadrobienie lekturowych zaległości mają tzw. single wyjeżdżający opalać się na egzotycznych plażach. Sęk w tym, że akurat oni za-zwyczaj nie tęsknią do literatury. Nie wymagajmy od siebie i od innych czytania za wszelką cenę. Jednak kto ma głowę do czytania, niechaj czyta, choćby w pociągu pędzącym do wakacyjnego raju.

Książki na wakacje
Krótki przegląd lektur (nie)obowiązkowych na tegoroczny sezon urlopowy. Poleca Wojciech Wencel.

* Historie zapisane w ziemi

Zacznijmy od kompendium wiedzy o miejscu, które chcemy odwiedzić. Załóżmy, że stać nas na urlop w Polsce (podobno droższy niż za granicą). W księgarniach roi się od przewodników ściśle turystycznych, ale nam chodzi o coś więcej. Najlepszy wybór to Polska niezwykła (Demart) – atlas samochodowy połączony z opisami sześciuset fascynujących obiektów. Oprócz szczegółowych informacji o zabytkach, często całkiem zapomnianych, znajdziemy tu mnóstwo danych o kulturze, kuchni i cyklicznych imprezach regionalnych. Dowiemy się, gdzie rośnie cis starszy niż państwo polskie. Zlokalizujemy dziesiątki dworów szlacheckich, drewnianych kościołów, synagog, cerkwi, a nawet jeden cmentarz samobójców. I nauczymy się czytać historie zapisane w ziemi. Mistrzem takiego czytania jest Andrzej Stasiuk. W literackich dziennikach podróży Jadąc do Babadag i Fado (Wydawnictwo Czarne) pisarz staje po stronie ludzi z krwi i kości, mieszkańców wsi i miasteczek tworzących pejzaż Europy Środkowej. Ich życie dalekie jest od sformatowanej wizji z programów Unii Europejskiej. Źródłem poczucia wspólnoty okazuje się doświadczenie rozpadu ducha i materii. Stasiuk z nadzwyczajną czułością opisuje przejawy religijności naturalnej, szacunek dla przeklętej historii, skłonność do konfabulacji, niespieszność życia, marzycielstwo i poczucie narodowej dumy.

W równie „pierwotną”, choć znacznie dalszą podróż zabiera czytelnika Mariusz Wilk. W Wołoce (Wydawnictwo Literackie) są to Wyspy Sołowieckie, gdzie historia rosyjskiego mistycyzmu miesza się z historią łagrów, w Tropami rena (Noir sur Blanc) – Półwysep Kolski, zamieszkiwany przez Saamów, koczowników utożsamiających się z reniferami. Korzystając z ksiąg znalezionych w monastyrach, ale przede wszystkim wsłuchując się w opowieści postsowieckich inwalidów i aborygenów, autor opisuje „inny świat” dalekiej Północy, w którym samotność, męczeństwo i pierwotna religijność świecą autentycznym blaskiem.

* Proza ostra jak brzytwa
W zupełnie inny sposób portretuje „rosyjską duszę” Wiktor Pielewin, choć i u niego powraca motyw bezkresnej ziemi, „ośmiu tysięcy dwustu wiorst nicości”. Proza Pielewina, w tym najnowszy zbiór opowiadań Kryształowy świat (W.A.B.), przesycona jest jednak groteską. Pisarz wyszydza relikty sowieckiej mentalności, kpi z mocarstwowych zapędów „nowych Ruskich”, ale bardziej chodzi mu o zademonstrowanie alchemii słowa niż o udowodnienie jakiejś tezy. Jego książki są manifestami wyobraźni, które uwodzą fantastyczną fabułą i bawią absurdalnym humorem, niekiedy przebranym w szaty filozoficznych dociekań. Tym, którzy bardziej od rosyjskiego cenią humor czeski, na pewno spodoba się minipowieść Aniołowie dnia powszedniego (Prószyński i S-ka) Michala Viewegha – najpoczytniejszego obecnie pisarza znad Wełtawy. W 2005 r. Filip Renč właśnie na podstawie jego prozy nakręcił komedię „Mężczyzna idealny”, która zrobiła furorę także w Polsce. Teraz Viewegh proponuje nam historię jednego dnia z życia młodej wdowy, instruktora nauki jazdy, samobójcy i czterech aniołów, które – jako jedyne w tym gronie – znają przyszłość. Sam autor twierdzi, że napisał „książkę o nas wszystkich, których czas został dawno odmierzony, a mimo to zachowujemy się, jakbyśmy mieli żyć tu wiecznie”. W polskiej prozie ostatnio humoru jest mniej, ale za to odradza się solidny realizm. Brzytwa (Czytelnik), drugi zbiór opowiadań w dorobku Wojciecha Chmielewskiego, to proza męska, powściągliwa, opowiadająca o zwykłych mieszkańcach miasta. Jednak między gorzką codziennością bohaterów a ich tęsknotą do spełnionego życia tworzy się niezwykłe napięcie, któremu autor nie pozwala się rozładować w banalnych konstatacjach. Żeby uzupełnić niedopowiedzenia, czytelnik musi odwołać się do własnych lęków i obsesji.

* Twarda część duszy
Na koniec porcja poezji. 44 wiersze i kilka fragmentów (Sic!) Osipa Mandelsztama to nie tylko prezentacja melodyjnych utworów wybitnego rosyjskiego poety, który lata 1934–1937 życia spędził na zesłaniu, ale i jego spotkanie z żyjącym polskim twórcą. Przekłady Jarosława Marka Rymkiewicza potwierdzają tezę, że w literaturze nie istnieje przeszłość ani przyszłość, jest tylko wielkie morze języka poetyckiego poza czasem. W tym samym morzu zanurza się Janusz Szuber, do którego pisał kiedyś Zbigniew Herbert: „Przemawia Pan do twardej części duszy i to mię fascynuje”. Autor wyboru Pianie kogutów (Znak) do dziś mieszka w Sanoku, gdzie z chirurgiczną precyzją składa swoje zmysłowe wiersze. Życie z dala od literackich koterii zdecydowanie ułatwia mu kontakty z duszą. Czytać Mandelsztama, Rymkiewicza albo Szubera nad którymś z południowych mórz? Dlaczego nie? Tym bardziej że nad poezją nie trzeba ślęczeć godzinami. Czasem jedna fraza wystarczy, by człowiek miał o czym myśleć do końca urlopu. Albo i dłużej.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.