Świętość w kawałkach

Joanna Jureczko-Wilk

|

GN 27/2009

publikacja 07.07.2009 19:04

Na próżno szukać wśród tysięcy kawałeczków „Świętej Rodziny” dwóch takich samych. Właśnie to, że każdy kawałek szkła czy kamienia jest inny, ułożony w niepowtarzalny sposób, różni mozaikę od dzieła najbardziej wprawionego glazurnika.

Świętość w kawałkach Mozaika przedstawiająca Świętą Rodzinę jest gotowa. Zostanie zawieszona na dzwonnicy w Wyszkowie fot. Jakub Szymczuk

W Runowie, niedaleko Warszawy, w pracowni Moniki i Rafała Rychterów główne miejsce zajmuje stół: ogromny, prosty, zbity z płyty wiórowej, który potem kroi się na kawałki. Nad nim przez wiele tygodni, a niekiedy miesięcy, pochylają się Monika i Rafał, dopasowując kawałki mozaiki wielkości paznokcia. Żeby mozaika się udała, trzeba artystycznego zmysłu, anielskiej cierpliwości i tężyzny siłacza.

Prawie rzeźba
Sztuką jest pokazanie w płaskiej, chropowatej mozaice obrazu jakby trójwymiarowego. Przez grę odcienia-mi kolorów i różną wielkością kawałków materiału można uzyskać wypukłości i wklęsłości. Coś na kształt rzeźby, wyłaniającej się z płaskiego tła. Dlatego broda w mozaice św. Pawła Apostoła, w kościele Wniebowstąpienia Pańskiego w Warszawie, wydaje się bujna i falująca, a szaty obficie marszczone. Ten zabieg doceniło jury zakończonych w czerwcu w Kielcach X Międzynarodowych Targów Budownictwa i Wyposażenia Kościołów, Sztuki Sakralnej i Dewocjonaliów SACROEXPO. „Św. Paweł” otrzymał jedyny przyznawany na targach medal – dla najlepszej pracy artystycznej o charakterze sakralnym.

Na papierze i w kamieniu
Najpierw szkic mozaiki pojawia się na papierze, potem w komputerze. Trzeba dopasować go do budowli i otoczenia. Obraz musi być dostosowany do wnętrza charakterem, ale też wielkością użytej kostki. Mniejsze formaty układa się z mniejszych kawałków, w monumentalnych mogą znaleźć się nawet pięciocentymetrowe fragmenty. Wszystko zależy jednak od tego, co obraz ma przedstawiać. A ten z natury swojej musi być odpowiednio uproszczony. Na tyle, żeby detale, na przykład oczy Matki Bożej, św. Józefa i Dzieciątka, zawieszonych na siedemnastometrowej dzwonnicy w Wyszkowie, pozostawały dla oglądających bardzo wy-raźne. Natomiast kolory szat – wręcz przeciwnie – żeby w tak odległej perspektywie zlewały się i wzajemnie przenikały. Potem powstaje szkic naturalnej wielkości, bardzo szczegółowy, w którym udaje się już nawet zaplanować rozmieszczenie kolorów i kształtów kostek.

– Mozaiki układane z marmuru i innych naturalnych kamieni wyglądają szlachetnie, mają stonowane barwy: od bieli, poprzez szarości, brązy i zielenie. Ale dla twórcy ta paleta barw jest ograniczona i dosyć trudno dobrać odcienie – mówi Rafał Rychter. – Dlatego chętnie sięgam po szkło weneckie, które dostępne jest w ponad stu kolorach. Można z niego układać prawdziwe obrazy, jest trwałe, odporne na warunki atmosferyczne, nie traci barwy. Szkło sprowadzane jest z Włoch, gdzie jego produkcją metodami tradycyjnymi zajmują się zaledwie trzy rodziny. Smalty, czyli płyty szkła weneckiego, w pracowni Rychterów tnie się na kwadraty o boku dziesięciu centymetrów. Potem ręcznie, przycinakiem odcina się już milimetrowe i centymetrowe kawałki mozaiki.

Szkiełko i dobre oko
Na wielkim stole kładzie się pokolorowany szkic i bezbarwną taśmę klejącą, żeby układane kawałki się nie przesuwały. Zaczynając od środka Monika i Rafał układają kawałeczki szkła, według barw wyrysowanych na szkicu. Praca jest tym trudniejsza, bo robiona w lustrzanym odbiciu. Mozaikarz widzi rzeczywisty obraz swojej pracy dopiero po zawieszeniu na ścianie. I tak tygodnie, a czasami miesiące… 23 tys. kawałków św. Pawła Rychterowie ułożyli w pięć tygodni, ale nad olbrzymią Świętą Rodziną pracowali pięć miesięcy. Kiedy żmudna praca przycinania i dopasowywania kawałków jest już ukończona, trzeba układankę delikatnie odkurzyć, tak, żeby ani o milimetr nie przesunąć misternie ułożonych części. Potem pomiędzy kamyki sypie się drobny piasek, żeby, wylewając klej, nie pobrudzić widocznej strony mozaiki. Na kamyki nakłada się plastikową siatkę i siatkę ocynkowaną, następnie prowadzi się uchwyty montażowe. Dopiero wtedy można kawałeczki zalewać klejem lub specjalnym betonem, uważając, by nie ominąć żadnej szparki. Po zaschnięciu mozaika jest usztywniona i gotowa do montażu. A to wcale nie jest łatwe, zważywszy, że wszystkie jej warstwy czasami ważą ponad tonę. Kiedy mozaika ma kilka lub kilkadziesiąt metrów powierzchni, przed zaklejeniem i wylaniem bazy trzeba ją umiejętnie podzielić na fragmenty. Zaczynając od boków, mozaikę kończy się fragmentami, po czym odkrawa wraz z częścią stołu, w ten sposób dochodząc do środka obrazu. Tak podzielone dzieło przewozi się na miejsce montażu i dopiero tam – jak puzzle – układa się w całość, wkłada w kołki na ścianę. – Montaż jest stresujący. To pierwszy moment, kiedy tak naprawdę widzimy ją w całej okazałości. Zdarzało mi się wdrapywać z młoteczkiem, coś poprawiać, odkuwać, przyklejać od nowa – zaznacza Rafał Rychter.

Światło pali się na mozaice
Mozaika „Święta Trójca”, według wizerunku Rublowa, powstawała bezpośrednio na ścianie prezbiterium kaplicy ojców trynitarzy w Krakowie. Z rusztowania, kostka po kostce, powstawał obraz o wysokości sześciu metrów i szerokości prawie pięciu metrów. Powstawał właściwie po omacku, bo przy tak dużym formacie efekt można zobaczyć dopiero schodząc z rusztowania i oglądając go z odległości kilku metrów. – W mozaice bardzo ważna jest gra światła – podkreśla Rychter. – Najpierw zobaczyliśmy, gdzie i jak pada światło w kaplicy trynitarzy. Trzeba to uwzględnić już przy projektowaniu mozaiki, żeby uniknąć efektu „zajączka”, czyli żeby oglądający nie widzieli tylko oślepiającej jasności. Umiejętne operowanie światłem na mozaice sprawia wrażenie, że ona się porusza, jest dynamiczna. Można nim niejako „podświetlić” fragment, na który oglądający ma zwrócić szczególną uwagę. Kiedy na ołtarzu w kaplicy ojców trynitarzy zapala się świeca, jej odbity blask sprawia wrażenie, że w domku na mozaice zapaliło się światło. Artyści potrafią tak dobrać kąt ustawienia kawałków, by – jak w mozaice na kościele św. Michała Archanioła w Leśnej k. Żywca – oczy Matki Bożej patrzyły na oglądających, niezależnie od miejsca, w którym stoją. – Kościół to specyficzne miejsce. Na pewno nie galeria. Dzieła sztuki w nim nie są po to, by podziwiać kolory i artyzm, ale żeby zwracały oczy oglądających dużo wyżej, ku niebu – zaznacza Rafał Rychter.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.