Brzozowski politycznie rozmydlony

Jarosław Jakubowski, poeta, dziennikarz, krytyk literacki

|

GN 26/2008

publikacja 06.07.2008 09:14

Jesteśmy świadkami „przeciągania” Stanisława Brzozowskiego z prawa na lewo. Z czego wynika dzisiejsza moda na tego pisarza?

Uchodząca za ośrodek nowej polskiej lewicy „Krytyka Polityczna” wydała właśnie „Płomienie” i „Głosy wśród nocy”. Warto też pamiętać, że „Krytyka Polityczna” jest pismem wydawanym przez Stowarzyszenie imienia Stanisława Brzozowskiego. Wstęp do „Głosów…” napisał Cezary Michalski, publicysta ostatnio bliski laickiemu liberalizmowi. Z kolei najnowsza edycja „Pamiętników” Brzozowskiego ukazała się w opracowaniu Macieja Urbanowskiego, krytyka prawicowych „Arcanów”. Nie jest to zresztą pierwszy objaw zainteresowania myślą Brzozowskiego różnych środowisk polskiej inteligencji. Autora „Legendy Młodej Polski” za „swego” uważali sympatycy sanacji i endecji, entuzjastycznie do myśli Brzozowskiego podchodził Andrzej Trzebiński ze „Sztuki i Narodu”. A i po wojnie pisali o nim tak różni ludzie, jak Kazimierz Wyka, Ludwik Fryde, Czesław Miłosz, Leszek Kołakowski, Maria Janion, Adam Michnik, Tomasz Burek, Ryszard Nycz… Lista nazwisk jest zresztą dłuższa.

Pisarz wszystkożerny
Jak to możliwe, że dorobek człowieka, w chwili śmierci niespełna 33-letniego, tak silnie oddziałuje na coraz to nowe pokolenia? Poniekąd bierze się to z szerokiego spektrum zainteresowań samego Brzozowskiego, który łączył żywioł pisarstwa, filozofii, krytyki literackiej, teatralnej czy historii idei. Ta „wszystkożerność” jego umysłowości sprawia, że jego dzieło nie ma precedensu w historii polskiej myśli, skłania do różnych interpretacji. Ile jednak w tych interpretacjach uczciwego dążenia do uchwycenia istoty filozofii Brzozowskiego, a ile chęci jego „użycia” do własnych, ideologicznych celów? Takie pytanie nasuwa właśnie akcja „Krytyki Politycznej”, mająca na celu „odzyskanie” Brzozowskiego dla polskiej lewicy.

Ta, jak wiadomo, rozpaczliwie poszukuje punktów odniesienia, które nie tylko integrowałyby rozproszone środowiska lewicowe, ale byłyby również „atrakcyjne” na zewnątrz. Nie spełnia tych warunków Lenin, ani swoista odmiana „postmodernistycznego leninisty” Slavoj Žižek. Jakkolwiek to brzmi, marketingowo Brzozowski „nadaje się” do tego doskonale. Jest pisarzem rodzimym, w pełni oryginalnym, a przy tym przez całe swoje życie walczącym z – uosabianym przez konserwatystę Henryka Sienkiewicza – polskim „zdziecinnieniem”. Także jego życiorys świetnie ilustruje problem „polskiego piekła”, jak o lustracji utarło się pisać w kręgach lewicy laickiej, zbliżonych do „Gazety Wyborczej”. Oto bowiem w 1908 roku 30-letni, znany już wtedy warszawski intelektualista Brzozowski zostaje oskarżony o współpracę z carską ochraną. Wcześniej w więzieniu (gdzie trafia w związku ze sprawą tajnego Towarzystwa Oświaty Ludowej) zapada na gruźlicę, na którą umiera 30 kwietnia 1911 roku. Pisarz do końca życia konsekwentnie zaprzeczał oskarżeniom o zdradę, lecz dwukrotnie zwoływany – na jego prośbę – sąd obywatelski nie oczyścił go z zarzutów.

Patron lewicy?
Nowa lewica poradziła sobie nawet z zasadniczym problemem, jeśli chodzi o recepcję Brzozowskiego – z jego przejściem na katolicyzm w ostatnim okresie życia. Chętnie wyciąga się przy tej okazji słynne słowa napisane przez niego w lutym 1911 roku, na dwa miesiące przed śmiercią: „To jest bezwzględne, ale prócz katolicyzmu: kultury jest katolicyzm: droga do świata nadprzyrodzonego. I ta jest dla mnie zamknięta”. Lewicowi „odkrywcy” Brzozowskiego do porządku dziennego przechodzą nad tym, co stało się przez te dwa miesiące, do dnia zgonu, kiedy Brzozowski wyspowiadał się i otrzymał rozgrzeszenie.

Oczywiście nazywanie go pisarzem katolickim byłoby nadużyciem, choć z pewnością nie takim, jak tłumaczenie owej przedśmiertnej konwersji stanem chorobowym czy prostą zbitką każącą zaangażowanemu pisarzowi utożsamiać katolicyzm z polskością, a więc niepodległością. Tego rodzaju tłumaczenia są dosyć powszechne na lewicy, a ostatnio, po publikacji książki współczesnego marksistowskiego filozofa Alaina Badiou „Święty Paweł. Ustanowienie uniwersalizmu”, modne stało się wręcz twierdzenie, jakoby odkrycie chrześcijaństwa było dla współczesnej lewicy tym, czym marksizm dla jej XIX-wiecznej poprzedniczki. Skoro i św. Pawła Apostoła wprzęga się dziś w lewicowy marketing, to i rozmydlony w ten sposób Brzozowski może uchodzić za patrona ponowoczesnych „wnucząt Aurory”...

Dochodzenie do wiary
Z pewnością w pismach Brzozowskiego, zwłaszcza w jego wstrząsającym, bo pisanym już ze świadomością rychłej śmierci, „Pamiętniku”, znaleźć można wiele argumentów na obronę tezy, że nawrócenie na katolicyzm miało w jego przypadku podłoże o wiele głębsze, niż chciałaby dzisiaj lewica. Że było wynikiem długotrwałego procesu, który – przedziwnym zrządzeniem Opatrzności – kulminował w końcowej fazie życia Brzozowskiego, dając potomnym niezwykłe, bogate myślowo świadectwo dochodzenia do wiary. Ogromny wpływ na nawrócenie się autora „Płomieni” miały pisma kard. Johna Henry’ego Newmana, anglikańskiego konwertyty. Z kolei Brzozowski i Newman byli tymi, którzy później skierowali ku katolicyzmowi Jerzego Lieberta, uznawanego za naszego najwybitniejszego poetę religijnego XX wieku.

Można pokusić się o stwierdzenie, że jeśli mowa dzisiaj o zderzeniu katolicyzmu „otwartego” z „zaściankowym”, to Brzozowski stanowi najlepszy dowód na prymitywizm takiego postawienia sprawy. Jego katolicyzm bowiem wyrasta z ducha uniwersalizmu, jest to Kościół ludzi aktywnych, uważających, że świat nie jest dany, ale za-dany. Katolicyzm, według Brzozowskiego, najlepiej organizuje życie człowieka. „Nieuchronnym, w samej idei człowieka zakorzenionym faktem jest Kościół. Człowiek jest niezrozumiałą zagadką bez Kościoła. Życie ludzkie jest szyderstwem i igraszką, jeżeli Kościoła nie ma” – notuje Brzozowski 5 kwietnia 1911 roku w ostatnim wpisie „Pamiętnika”. Bynajmniej nie chodziło mu o „postępowy ko-ściółek”, jak pogardliwie nazywał środowiska lewicowej inteligencji. Niemal sto lat później, w przeddzień 130. rocznicy urodzin Brzozowskiego, jesteśmy mu winni minimum uczciwości przy lekturze jego pism, niezależnie od naszych zapatrywań politycznych. A uczciwość wymaga, aby nie dezawuować jednych aspektów jego myśli kosztem innych, załatwiając przy okazji własne porachunki ideologiczne, tak jak czyni to „Krytyka Polityczna”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.