Nie czaisz? Jesteś lamusem!

Szymon Babuchowski

|

GN 49/2007

publikacja 05.12.2007 11:11

Jeszcze nigdy w historii polszczyzny język młodych ludzi nie był tak oddalony od języka dorosłych.

Nie czaisz? Jesteś lamusem!

Podobno reprezentuję solidną średnią w temacie czajenia. Ale jedno potknięcie i jak nic stanę się lamusem. Tak przynajmniej wynika z testu „Czy jesteś lamusem?”, zamieszczonego w „Totalnym słowniku najmłodszej polszczyzny” autorstwa Bartka Chacińskiego. Otrzymałem 25 punktów na 40 możliwych, bo nie wiedziałem, że słowo „narciarz” może być pożegnaniem, a mianem „ping-ponga” określa się kogoś, kto jest niskiego wzrostu. Za to wiem dobrze, co to znaczy „kseroboj”, „dostać bana na kompa” i „zamulać”. A ty nie wiesz? Masz errora? To idź na sanki, bo robisz trzodę!

Totalnie wypasiony i wyczesany
„Grubo. Totalny słownik najmłodszej polszczyzny” zawiera wiele materiałów zebranych wcześniej w dwóch uzupełniających się tomach: „Wypasionym…” i „Wyczesanym słowniku najmłodszej polszczyzny”. Spora część książki to jednak teksty zupełnie nowe, zgromadzone przez ostatnie dwa lata. Od razu trzeba powiedzieć, że określenie „słownik” jest trochę na wyrost, bo choć w tomie panuje porządek alfabetyczny, to hasła mają raczej charakter felietonowo-gawędziarski.

Ale na tym właśnie polega siła tego „słownika”. Bo przecież najmłodsza polszczyzna to zjawisko w ciągłym ruchu, z trudem poddające się naukowemu opisowi. Zamiast systematyzować, lepiej więc opowiedzieć, podać wyrazisty przykład, ubarwić anegdotą. A jednak z lektury całości nasuwają się pewne wnioski, które mogą być interesujące nie tylko dla językoznawców, ale także np. dla wychowawców.

Po pierwsze: jeszcze nigdy w historii polszczyzny język młodych ludzi nie był tak oddalony od języka dorosłych. Przeciętny dorosły miałby wyraźne problemy ze zrozumieniem sporej części wpisów zamieszczanych na młodzieżowych blogach. Ba, dobrze, jeśli w ogóle wie, czym jest blog! Oczywiście, rozwój technologii zawsze był źródłem nowych wyrazów, jednak powszechny dostęp do komputera i Internetu wywołał w języku prawdziwą rewolucję. Innymi słowy: kto nie siedzi w sieci, ten z góry skazany jest na bycie „lamusem”, czyli człowiekiem, który nie nadąża za najnowszymi trendami. Nie wie, o co chodzi, a więc nie czai bazy, nie kmini, nie kuma (choć to ostatnie słowo jest już podobno bardzo przestarzałe). Po prostu – „nie zdanża”.

Skrecze i bity
Nie chodzi tu tylko o specjalistyczną terminologię komputerową. Tej może się nauczyć nawet najbardziej oldskulowy (czyli stary, ale jary) osobnik. Rzecz w tym, że nowe sposoby komunikacji (Internet, sms) uruchomiły taką inwencję słowotwórczą, o jakiej lamusom z ery telewizyjnej nawet się nie śniło. Nie od dziś wiadomo, że język dąży do skrótu; że staramy się w jak najkrótszej formie zawrzeć jak najwięcej treści. Jednak tempo życia, a w przypadku sms-ów także względy ekonomiczne, wymuszają skrót „totalny”. Zanika sztuka pisania listów, ale kontakt musi przecież być podtrzymany, więc klikamy w pośpiechu: „cze! jak jest? u mnie spox. thx za wczoraj. narka!”. Na rozróżnienie wielkich i małych liter szkoda czasu. Emocje wyrażamy przez emotikony, czyli uśmiechnięte albo smutne „buźki” wstawiane obok tekstu. Pewnie, że to mało wyrafinowane, ale za to jaka oszczędność czasu!

Innym źródłem nowych wyrazów są slangi subkulturowe, których używanie pozwala na identyfikację z grupą. „Szyfrowanie” mowy jest tu często zabiegiem celowym, a użytkownicy slangu awansują tym samym do grona „wtajemniczonych”. Jednak wpływ języka niektórych subkultur rozszerza się na całą młodzież. Obecnie taką grupą, nadającą ton najmłodszej polszczyźnie, są niewątpliwie hiphopowcy. To właśnie w tym środowisku powstało ostatnio najwięcej neologizmów. Wiele z nich zostało zapożyczonych z języka angielskiego, jak „skrecze” (ruchy płytą gramofonową w przód i w tył, wykonywane przez didżeja), „bity” (podkłady pod głos rapera) czy „dissy” (ostra krytyka, atak słowny). Ale są też słowa o typowo polskim rodowodzie, np. hiphopowe teksty to po prostu „rymy”.

Słowo na „z”
Z lektury słownika płynie też smutny wniosek – do najmłodszej polszczyzny przenika sporo wyrazów z żargonu więziennego i narkotykowego. Poza tym nie da się ukryć, że nasz język staje się coraz bardziej wulgarny. Wystarczy przypomnieć karierę pewnego słowa na „z”, które zaczęło być używane nawet w mediach. Ale w tworzeniu eufemizmów, czyli złagodzonych wersji ostrych wyrazów, młodzi Polacy też wykazali się dużą pomysłowością. Mówią zatem, że jest „zarąbiście”, „zajefajnie”, „jedwabiście”, a nawet „zajedwabiście”. Czy to kogoś razi? Tak czy inaczej, osoby, które pracują z młodzieżą, powinny się zapoznać ze słownikiem Chacińskiego. Nie po to, żeby nagle udawać nastolatka i mówić slangiem (takie zachowanie natychmiast zostanie zdemaskowane jako nieautentyczność i lizusostwo), ale po to, żeby lepiej poznać świat, w którym żyją ich podopieczni. Bo język jest kluczem do zrozumienia świata. Czaicie już? Pasi? No to spox. Naraska!

Bartek Chaciński, Grubo. Totalny słownik najmłodszej polszczyzny, Znak, Kraków 2007, stron 416

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.