Pozostała muzyka

Edward Kabiesz

|

GN 18/2007

publikacja 04.05.2007 12:46

Jej życie to gotowy scenariusz na melodramat. Mało która biografia artysty tak nierozłącznie splata się z jego sztuką. W tym przypadku z piosenką.

Pozostała muzyka „Lubię śpiewać, ale ten techniczny proces poruszania ustami do nagrania był dla mnie najtrudniejszy ...” – mówi M.Cotillard o scenach, w których grała sceny występów E. Piaf Best Film

Edith Piaf była i jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych ikon Francji. Podobnie jak zapomniana już nieco Brigitte Bardot. Z tym że pamięć o Piaf trwa nadal, a jej głos rozpoznawalny jest wszędzie.

Wychowana w domu publicznym
„Niczego nie żałuję” – polski tytuł filmu to zarazem tytuł ostatniego wielkiego przeboju Edith Piaf, który zaśpiewała w 1960 roku. Była już wtedy bardzo chora, zrujnowana i w depresji. Film rozpoczyna się sceną wielkiego koncertu, który odbył się rok wcześniej. Piaf była supergwiazdą.

Miała wtedy czterdzieści cztery lata. Wyglądała na siedemdziesiąt. Cztery lata później zmarła. Jej życie poznajemy w serii retrospekcji, które przedstawiają najważniejsze, zdaniem twórców filmu, momenty biografii artystki. Biografii, w której wiele jest cierpienia i bólu, w której zdarzają się chwile radości i wielkiego triumfu. A wszystko to przeżywane niezwykle intensywnie, podobnie jak śpiewane przez nią piosenki.

Piaf naprawdę nazywała się Edith Giovanni Gassioni. Zaraz po urodzeniu porzuciła ją matka. Ojciec, wędrowny cyrkowiec, nie mógł z powodu trybu życia zajmować się nią. Początkowo dzieckiem zaopiekowała się algierska babcia, Aicha. Potem Edith wychowywała się w domu publicznym, którym zarządzała jej druga babcia. Po kilku latach ojciec zabrał ją w trasę, by zbierała pieniądze pod koniec jego występów. Szybko okazało się, że oboje mogliby zarobić więcej na śpiewie Edith niż na fikołkach Louisa.

Jednak piętnastoletnia Edith pokłóciła się z ojcem i zaczęła występować na własny rachunek. Na ulicach Paryża odkrył ją Louis Leplée, właściciel kabaretu. Dzięki niemu poznała ludzi, którzy docenili jej talent i dzięki którym stała się gwiazdą.

Prawie dwuipółgodzinna opowieść o Piaf pomija wiele ważnych wydarzeń z jej życia, jak chociażby czasy II wojny światowej czy małżeństwo z młodym Grekiem w ostatnich latach życia. Nie dowiemy się także, czy sukces w jakiś sposób zmienił jej podejście do życia, czy kiedykolwiek czuła się jednocześnie sławna, zdrowa i szczęśliwa.

Warto posłuchać
Piaf, mimo autodestrukcyjnego trybu życia, wypełnionego licznymi romansami, alkoholem, morfiną, uzależnieniem od leków, była osobą na swój sposób pobożną. Kiedy po raz pierwszy w 1952 roku wychodziła za mąż, a miała wtedy 37 lat, koniecznie chciała wziąć ślub kościelny w kościele pod wezwaniem św. Teresy z Lisieux, do której żywiła szczególne nabożeństwo. Ponieważ w Nowym Jorku, gdzie ślub miał się odbyć, nie było takiego, wzięła go w kościele św. Wincentego. Nabożeństwo do św. Teresy z Lisieux miała od dzieciństwa.

W wieku sześciu lat odzyskała wzrok, który straciła jeszcze jako niemowlę. Była przekonana, że cudu dokonała św. Tereska, do której w intencji uzdrowienia modliły się m.in. pensjonariuszki domu publicznego, w którym przez jakiś czas się wychowywała. W każdy razie pieśniarka przez całe życie uważała św. Teresę za swoją patronkę. W 1962 roku wzięła z kolei ślub w cerkwi prawosławnej. Z tego też powodu Kościół katolicki odmówił odprawienia nabożeństwa żałobnego po jej śmierci. Właściwie należy się dziwić, że dopiero teraz, ponad czterdzieści lat po śmierci, doczekała się filmu. Z filmowymi biografiami jest pewien kłopot. Wiadomo, jak się kończą.

Najczęściej są nudne, bo trudno jest znaleźć odpowiedni klucz do prezentowanej na ekranie postaci. Czy znalazł go Olivier Dahan, reżyser „Niczego nie żałuję”? Starał się, jak mógł, ale odniósł tylko częściowy sukces. I to w dużej mierze nie dzięki własnym zasługom, ale znakomitej roli Marion Cotillard w roli „Wróbelka”, bo tak nazywano Piaf, kiedy zaczynała śpiewać na ulicach Paryża. Dahan postanowił pójść pod prąd.

Zrezygnował z chronologicznego przedstawienia wydarzeń. Jednak widza, który nie zna dokładnie życiorysu piosenkarki, takie chaotyczne przeskoki czasowe mogą denerwować. Nie zawsze orientujemy się także w chronologii rozgrywających się na ekranie wydarzeń. Film jednak warto zobaczyć. Chociażby dla płynącej zza kadru muzyki.

Niczego nie żałuję; reż. Olivier Dahan, wyk.: Marion Cotillard, Sylvie Testud, Clotilde Courau, Jean-Paul Rouve, Pascal Greggory, Francja, 2007

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.