Jego twarz; Jego twarz jedyna

ks. Jerzy Szymik, teolog, poeta, profesor Wydziału Teologii Uniwersytetu Śląskiego

|

GN 01/2007

publikacja 08.01.2007 15:32

Jesienią ubiegłego roku, tuż po „Gościowych” publikacjach (artykuły, listy, fotografie) dotyczących Oblicza Chrystusa z Manoppello, spłynął do redakcji wiersz. Powstał w Siedlcach, w październiku 2006 roku i – po moich małych korektorskich poprawkach – wygląda następująco:

Jego twarz; Jego twarz jedyna Twarz Jezusa Chrystusa – Boga-Człowieka –; utrwalona na całunie z Manoppello

Do wiersza był dołączony list, przepisuję jego fragmenty: „To tylko ja, kapłan, rocznik święceń ’92, historyk sztuki, uszlachetniony od czterech lat dwiema endoprotezami biodrowymi, prawdopodobnie po ostatniej komisji ZUS nadal rencista (…) Nie chcę się rozczulać, ale (…) numer z artykułem (dotyczącym Oblicza z Manoppello – przyp. JSz) i zdjęciami kserowałem wielokrotnie, opracowałem metodę powielenia Oblicza na delikatnym płócienku (efekt bardzo przybliża najbardziej charakterystyczne cechy oryginału) i w sumie rozprowadziłem już ponad trzydzieści wizerunków w swoim otoczeniu. Osobiście, jako chrześcijanin, kapłan i historyk sztuki jestem przekonany o autentyczności tego całunu na bisiorze. Książka Badde jest fascynująca i w wielu miejscach porywająco wzruszająca (…) Czasami mnie »nosi« i wtedy zapisuję to na papierze. Oczywiście – jak większość niedzielnych poetów – do szuflady. Tym razem natchnienie przyszło od Oblicza”.

Myślę, że wiersz jest godny tego, by go wyjąć z szuflady i przeczytać w naszym, czytelniczym gronie, teraz, na początku stycznia, kiedy prawda o Wcielonym Bogu – Bogu o ludzkim obliczu – płonie ciągle w naszym sercu, pamięci. Teraz – kiedy tli się ona jeszcze kolędą, choinką (stoi tradycyjnie do Gromnicznej, prawda?), szopką w parafialnym kościele, wspomnieniem świąt i ich dobra.

Wiersz ma swoje warsztatowe mankamenty („jutrzejsze głupoty?”, parę innych, drobnych). Ale ma też swój geniusz i swoją poetycko-religijną moc. Przede wszystkim znakomicie stapia rozumność z emocją, „myśli sercem” i uczy nas, że tędy właśnie wiedzie droga do spotkania z Nim – wczłowieczonym Bogiem, Panem naszym, Jezusem Chrystusem. Wiersz ks. Stefaniuka wie, na przykład, rzecz głęboką: że rana jest najgłębszym znakiem naszego pokrewieństwa z Chrystusem (trzy razy ta kwestia pojawia się w utworze). Cóż to za mądrość i jaka dla nas wszystkich, poranionych (nieprawdaż???) pociecha… Genialnie pisał o tym ks. profesor Pasierb w wierszu „Powołanie”:

pytasz czy zostałeś wezwany

jesteś prosty i jasny
tu ciemność w południe
nie wiem czy jesteś
skaleczony przez anioła
ugryziony przez węża
naznaczony

nie wiem czy zostałeś wybrany

nie widzę rany

Księże Januszu: ani nie „weźmiesz”, ani nie „poukładasz” (ostatnia zwrotka). Wątpię też żebyś „wytrzymał spojrzenie” (ostatnia zwrotka). Jesteśmy grzeszni, poranieni – tak Ty, jak my. I ja, rzecz jasna: ja – piszący te słowa, grzeszny i poraniony. Ale jesteśmy Jego obrazem, będziemy gwiazdami, zaskoczeni miłosierdziem, rozpoznani, wezwani po imieniu. Z zabliźnionymi ranami.
W każdym razie tak pisał mistrz naszej epoki, Jan Pa- weł II, pisał dokładnie sześć lat temu, 6 stycznia 2001 roku: „Gdybyśmy mieli wyrazić najzwięźlej samą istotę wielkiego dziedzictwa Jubileuszu, nie wahałbym się stwierdzić, ze jest nią kontemplacja oblicza Chrystusa (...) »Szukam, o Panie, Twojego oblicza« (Ps 27[26],8). Ta tęsknota Psalmisty sprzed stuleci nie mogła doczekać się wspanialszego i bardziej zdumiewającego zaspokojenia niż kontemplacja oblicza Chrystusa (podkr. J.Sz.). W Nim Bóg naprawdę pobłogosławił nam i sprawił, że »Jego oblicze zajaśniało« nad nami (por. Ps 67[66], 3)” (Jan Paweł II, Novo millennio ineunte, nr 15, 23).
Sądzę, że Ewangelia i święci, Całun Turyński i Oblicze z Manoppello, słowa Jana Pa-wła II i wiersz ks. Stefaniuka pomagają nam w tym właśnie: spojrzeć w oczy Lwa i Baranka zarazem. Błogosławione to spotkanie oczu, a, kto wie, może i życia.

Oblicze – moje Manoppello

bo ja wiem, że przed Tobą
stanę
i nie schronią mych oczu
powieki
wzrokiem trącisz największą
mą ranę –
– mądrość moją
i posag na wieki

bo już wtedy Ci nigdy nie zginę
oszukany przez świat, oraz
siebie
zrzucę bielmo, i aktorską minę
będę gwiazdą
i sobą na niebie

póki co, Twego wzroku unikam
– oczu Lwa i Baranka zarazem,
niby ja, a tak często
przemykam
ja – kaprysem?
ja – Twoim obrazem?

nawet dziś na mym piasku
rysujesz,
palcem – imię, sekrety, tęsknoty
przyłapany, poranion
– darujesz?
wczoraj, dzisiaj
jutrzejsze głupoty?

jednak czuję, przez serce, krew,
ciało
moje, Twoje, nieprzespane oczy
teraz to, co się kiedyś wydało
będzie mym
a ich wszystkich zaskoczy

bo ja wiem, że przed Tobą
stanę
tylko wezmę,
… poukładam

i spojrzenie wytrzymam,
poznam
i mnie poznasz…

– pokażę ranę

ks. Janusz Stefaniuk

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.