Rana i piękno

ks. Jerzy Szymik, teolog, poeta, profesor Wydziału Teologii Uniwersytetu Śląskiego

|

GN 45/2006

publikacja 02.11.2006 16:15

Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie, Dwie tylko: p o e z j a i d o b r o ć...i więcej nic... C. K. Norwid

Rana i piękno Studio GN

W modlitwie brewiarzowej z okresu Wielkiego Postu porusza mnie paradoks, który znajduje się w nieszporach z poniedziałku czwartego tygodnia. Znajdujemy tam dwie antyfony – jedną na czas Wielkiego Postu, drugą na okres Wielkiego Tygodnia – które są wprowadzeniem do Psalmu 45. Każda z nich daje nam jednak zupełnie odmienny klucz interpretacyjny do tego psalmu.

Czy Chrystus był piękny?
W okresie Wielkiego Postu psalm ów rozpoczyna i kończy ta sama antyfona, która używana jest w ciągu całego roku liturgicznego; jest to trzeci wers z psalmu, który brzmi: „Tyś najpiękniejszy z synów ludzkich, wdzięk rozlał się na twoich wargach”. Kościół w Chrystusie widzi najpiękniejszego z ludzi; wdzięk, który rozlewa się na Jego wargach, wskazuje na wewnętrzne piękno Jego słów, na blask Jego przesłania.

Przedmiotem zachwytu nie jest zatem tylko zewnętrzne piękno postaci Odkupiciela: w Jezusie rozbłyska raczej piękno prawdy, piękno samego Boga, które nas porywa, zadając nam niejako ranę miłości, budząc w nas święty eros popychający nas wraz z oblubienicą-Kościołem ku miłości, która nas wzywa. Ale w poniedziałek Wielkiego Tygodnia Kościół zmienia antyfonę; tym razem wprowadzeniem do Psalmu 45. jest wers z Księgi Izajasza: „Nie miał on wdzięku ani też blasku, aby chciano na niego popatrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał” (Iz 53,2).

Jak to mamy rozumieć? „Najpiękniejszy z ludzi” staje się odpychający tak, że nie chcemy na Niego patrzeć; Piłat stawia Go przed tłumem ze słowami: Ecce homo, chcąc w ten sposób wzbudzić litość nad Tym, który został pobity i umęczony, nad człowiekiem, w którym nie zostało nic z zewnętrznego piękna. Św. Augustyn, który w młodości napisał książkę o pięknie, wielki miłośnik piękna w słowie, w muzyce, w obrazie, silnie odczuwał ten paradoks i widział, że grecka filozofia piękna została w tym miejscu nie tyle odrzucona, co dramatycznie zakwestionowana: trzeba było na nowo zapytać o to, czym jest piękno, trzeba go było doświadczyć w inny sposób.

Czy Chrystus był piękny, czy nie? Za tym pytaniem kryje się jednak bardziej radykalna kwestia: czy prawdziwe jest piękno, czy też może to raczej brzydota prowadzi nas do właściwego postrzegania rzeczywistości? Kto wierzy w Boga, który właśnie w zniekształconej postaci Ukrzyżowanego objawił siebie jako miłość „do końca” (por. J 13,1), ten wie, że piękno jest prawdą, a prawda – pięknem; cierpienie Chrystusa poucza go jednak również o tym, że piękno prawdy obejmuje okaleczenie, ból, a nawet mroczną tajemnicę śmierci, i że piękno to można odnaleźć tylko przez przyjęcie bólu, a nie niezależnie od niego.

Piękno wyrywa człowieka z wygody codziennego życia – sprawia, że człowiek zaczyna cierpieć. Człowieka trafia strzała tęsknoty, rani go, ale jednocześnie uskrzydla, pociąga w górę.

„Ludzie mający w sobie potężną tęsknotę, która przekracza ich naturę, tak że pragną oni więcej niż to przysługuje człowiekowi, zostali zranieni przez samego Oblubieńca; ich oczy zostały dotknięte promieniem Jego piękna. Wielkość tej rany zdradza strzała, a pragnienie wskazuje na tego, kto ją wystrzelił” (Mikołaj Kabasilas). Piękno rani, ale właśnie dzięki temu budzi ono człowieka do jego najwyższego przeznaczenia. Piękno jest najwyższą formą poznania, gdyż poprzez piękno człowiek zostaje dotknięty prawdą w całej jej wielkości.

Rozum ma nos z wosku
Głębokie poruszenie pięknem Chrystusa jest poznaniem, które jest głębsze i bardziej rzeczywiste niż czysto racjonalna dedukcja. Nie oznacza pomniejszenia znaczenia refleksji teologicznej, dokładnego i ścisłego myślenia. Refleksja ta pozostaje czymś absolutnie koniecznym.

Ale nie powinniśmy z tego powodu pomniejszać wagi wstrząsu wywołanego spotkaniem serca z pięknem jako prawdziwego poznania czy też całkowicie go odrzucać. Oznaczałoby to zubożenie zarówno nas samych, jak i wiary i teologii. Ten sposób poznania powinniśmy odnaleźć na nowo – taka jest właśnie pilna potrzeba chwili.

Nie jest to oczywiście wyłącznie problem teologii, ale również duszpasterstwa, które powinno prowadzić człowieka do spotkania z pięknem. Argumenty trafiają często w pustkę, ponieważ w naszym współczesnym świecie mamy aż nazbyt wiele konkurujących ze sobą argumentacji.

Rozum ma nos z wosku, tj. jeśli jesteśmy tylko dostatecznie zręczni, możemy go wykręcić w różnych kierunkach. Wszystko wydaje się przekonujące, rozsądne – komu zatem mamy wierzyć? Spotkanie z pięknem może stać się uderzeniem strzały, która rani duszę i w ten sposób otwiera jej oczy, tak że teraz – na podstawie własnego doświadczenia – dysponuje ona odpowiednim kryterium, które pozwala jej na ocenę argumentów.

W Monachium, po koncercie, kiedy wybrzmiał ostatni dźwięk jednej z wielkich kantat Bacha, spontanicznie popatrzyłem na siedzącego obok luterańskiego biskupa i równie spontanicznie powiedzieliśmy: „Ten, kto to słyszał, wie, że wiara jest prawdziwa”. Muzyka ta wyraża tak niesłychaną siłę obecnej w niej rzeczywistości, że człowiek wie – nie przez wnioskowanie, ale przez wstrząs – że coś takiego nie może pochodzić z pustki

Inny zarzut: przesłanie piękna jest zakwestionowane przez kłamstwo, przemoc, zło. Czy piękno może być prawdą? Czy w gruncie rzeczy nie jest złudzeniem? Czy rzeczywistość nie jest w istocie zła? Obawa, że strzała piękna nie prowadzi nas ostatecznie do prawdy, lecz do kłamstwa, że właściwą „prawdą” okazuje się to, co brzydkie i prostackie, niepokoiła ludzi wszystkich czasów. W naszych czasach wyrażono ja w stwierdzeniu, że po Oświęcimiu nie można już pisać wierszy. Po Oświęcimiu nie da się już mówić o dobrym Bogu: gdzie był Bóg, kiedy ludzi wysyłano do gazu? Zarzut ten, dla którego już przed Oświęcimiem historia ludzkich okrucieństw dostarczyła wystarczająco wiele powodów, pokazuje, że czysto harmonijne pojęcie piękna nie jest wystarczające, aby stawić czoła powadze zakwestionowania Boga, prawdy, piękna.

Ale o Chrystusie można powiedzieć zarówno: „Tyś najpiękniejszy z synów ludzkich”, jak i: „Nie miał On wdzięku ani wyglądu, by się nam podobał”. W pasji Chrystusa grecka estetyka nie zostaje zniesiona, ale przekroczona. Ten, który jest samym pięknem, pozwolił, aby bito Go w twarz, aby Go opluwano, aby ukoronowano Go cierniami. Ale właśnie w tym zniekształconym obliczu jaśnieje prawdziwe, ostateczne piękno: piękno miłości, która jest miłością „aż do końca” i w ten sposób okazuje się silniejsza niż kłamstwo i przemoc. Ten, kto zobaczył takie piękno, wie, że mimo wszystko ostatecznym wymiarem świata jest prawda, a nie kłamstwo.

To nie kłamstwo jest „prawdziwe”, lecz właśnie prawda. Wybieg kłamstwa polega właśnie na tym, że podaje się ono za ostateczną prawdę świata: poza mną nie ma już nic; przestańcie szukać prawdy czy też nawet kochać prawdę; jeśli to czynicie, jesteście w błędzie. Ikona Ukrzyżowanego wyzwala nas od tej rozpowszechnionej dzisiaj pokusy. Zakłada ona jednak, że damy się zranić wraz z Ukrzyżowanym, że ufamy miłości, która potrafiła zrezygnować z zewnętrznego piękna, aby właśnie w ten sposób odsłonić Jego prawdę.

Któż nie zna słów Dostojewskiego „Piękno zbawi świat”. Zapomina się jednak często, że mówiąc o pięknie, Dostojewski miał na myśli zbawiające piękno Chrystusa.
Musimy nauczyć się widzenia Jezusa.

Wszystkie powyższe zdania (z wyjątkiem tytułu eseju) są autorstwa Josepha Ratzingera/Benedykta XVI. Spisałem je wybiórczo i według własnego konceptu redakcyjnego z: J. Ratzinger, W drodze do Jezusa Chrystusa, tłum. J. Merecki, Kraków 2004, s. 33–43.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.