Raper w jarmułce

Marcin Jakimowicz

|

GN 07/2006

publikacja 13.02.2006 11:11

Pochodzi z ortodoksyjnej żydowskiej rodziny. Jego rówieśnicy pilnie ślęczeli nad wersami Tory, a później z wypiekami na twarzy zaczytywali się w komentarzach, które do jej słów napisali cadycy. On uciekał. Ze szkoły i od religii. Gdy w końcu jako nastolatek odkrył Bożą miłość, zaczął o niej… rapować. Dziś hip-hopowy chasyd podbija świat.

Raper w jarmułce

Matthew Miller zaskoczył wszystkich. Zaczął opowiadać biblijne historie językiem hip-hopu i skocznego, pulsującego reggae. Znany jest jako MATISYAHU. Jego kalendarz koncertowy jest wypełniony, a żywiołowe koncerty przyciągają prawdziwe tłumy.

Matisyahu wydał dotąd dwie płyty: album „Shake off the dust... Arise” i koncertówkę „LIVE AT STUBB’S”. Tę ostatnią płytę znajdziemy na półkach polskich sklepów.

Albumy czerpią garściami ze stylu Jamajki, ale wyrapowane teksty opowiadają przede wszystkim o historii Izraela. Oparte są na słowie Biblii. To naprawdę świetna muzyka. Porywające, skoczne kawałki reggae, rapowane psalmy, subtelne, leniwie sączące się ballady i wyśpiewane z prędkością karabinu maszynowego hip-hopowe rymy. Grając muzykę Boba Marleya, Matisyahu pozostaje w swym przesłaniu całkowicie oryginalny. A słowa? Biblijne opowieści, pełne tęsknoty zawołania: „Pragniemy nadejścia Mesjasza”. Czapki i jarmułki z głów.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.