Niebo w stajni

Szymon Babuchowski

|

GN 52/2005

publikacja 23.12.2005 12:40

Ci, którzy zostali wrzuceni do stajni, nie przegrywają, lecz odnajdują w niej Krainę Aslana. Stają się bohaterami „opowieści, która trwa wiecznie, w której każdy rozdział jest lepszy od poprzedniego”.

Clive Staples Lewis Clive Staples Lewis

Jestem dzieckiem długich korytarzy, pustych słonecznych pokoi, samotnie odwiedzanych strychów i pojękiwań wiatru przeciskającego się pomiędzy dachówkami” – napisał kiedyś Clive Staples Lewis. Czytelnikom „Lwa, czarownicy i starej szafy” to wyznanie od razu skojarzy się z domem starego Profesora z pierwszej części narnijskiego cyklu. Miłośnicy książek Lewisa wiedzą, jak wiele tajemnic może kryć w sobie taki dom. Nawet z pozoru zwyczajna szafa może stać się bramą do innego świata…

Nawrócony w drodze do zoo
Clive Staples Lewis urodził się w Belfaście w 1898 roku. Ojciec, Walijczyk, był notariuszem, zaś matka pochodziła z domu anglikańskiego duchownego. Osierociła chłopca, gdy miał dziewięć lat. Młody Clive, a właściwie Jack, bo tak na siebie mówił, był pożeraczem książek. Już w tym czasie kształtowała się jego pisarska wyobraźnia. Razem z bratem Warrenem układał baśnie z Krainy Zwierząt, które ilustrował rysunkami kotów, królików i rycerzy.

Jako nastolatek rozstał się z chrześcijaństwem, a I wojna światowa, podczas której stracił przyjaciela, wytworzyła w nim przekonanie o diaboliczności natury. Przemiana religijna nastąpiła dopiero w Oksfordzie, gdzie po studiach został wykładowcą literatury średniowiecznej i renesansowej. Tam poznał m.in. Johna Ronalda Reuela Tolkiena, z którym połączyła go głęboka przyjaźń i pełne pasji dyskusje o literaturze w kręgu „The Inklings” – stowarzyszeniu oksfordzkich filologów. Tam też zafascynował się pisarstwem Frazera i Chestertona. Stopniowo zaczynał patrzeć na historię przez pryzmat wcielenia i ofiary Chrystusa. Zaczął się modlić. „To, czego tak bardzo się bałem, spotkało mnie w końcu. Wiosną 1929 roku poddałem się i uznałem, że Bóg jest Bogiem. Ukląkłem i modliłem się tej nocy jak największy i najbardziej opieszały grzesznik w całej Anglii” – wspominał pisarz.

Decydująca przemiana dokonała się jednak nieco później, podczas… wycieczki do ogrodu zoologicznego. „Kiedy wysiedliśmy z autobusu, nie wierzyłem jeszcze, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym, ale kiedy parę chwil później wchodziliśmy do zoo, już wierzyłem z całego serca” – napisał po latach.

Wyjaśniać i bronić wiary
Tuż po nawróceniu odkrył swoją misję w świecie: „Uważam, że najlepszą, a może i jedyną przysługą, jaką mogę oddać moim niewierzącym bliźnim, jest wyjaśniać i bronić wiary, którą wyznawali niemal wszyscy chrześcijanie wszystkich czasów”. Sam został anglikaninem, ale różnice pomiędzy wyznaniami chrześcijańskimi nie stały się tematem jego pisarstwa. Uważał, że dyskusje na ten temat zniechęcają tylko postronnych do wspólnoty Chrystusowej, on zaś poszukiwał tego, co wspólne. „Trylogia międzyplanetarna” czy „Listy starego diabła do młodego” w fascynujący, nie tylko pod względem literackim, sposób opowiadają o historii zbawienia i duchowej walce.

Wyjaśnianiu wiary służy też m.in. baśniowy cykl „Opowieści z Narnii”, który stanowi alegorię chrześcijańskiego dramatu dziejów. Oczywiście nie mamy tu do czynienia z łopatologicznym tłumaczeniem prawd wiary – Lewis zaprasza nas do fantastycznej krainy, która istnieje „równolegle” do naszego świata. Jednak ta kraina również ma swoją historię zbawienia, swój początek, grzech i odkupienie. Do szczęśliwej krainy, stworzonej „z niczego” przez Wielkiego Lwa Aslana, niemal u samego progu jej istnienia wkracza zło. Digory, mały Anglik przeniesiony do Narnii za sprawą czarów, z ciekawości uderza w dzwon, budząc Białą Czarownicę Jadis. Za kilkaset lat nastanie „wieczna zima” i potrzeba będzie wielkiej ofiary, by zmienić tę sytuację.

Ponad czasem
Właśnie podczas owej zimy zastajemy Narnię w pierwszym tomie cyklu, zatytułowanym „Lew, czarownica i stara szafa”, który w tym roku doczekał się wreszcie ekranizacji z prawdziwego zdarzenia. Początki krainy poznajemy natomiast dopiero w „Siostrzeńcu czarodzieja” – szóstej części narnijskiego cyklu. To zaburzenie chronologii nie dziwi, jeśli pamiętamy o specyficznym ujęciu czasu w baśniach Lewisa. „Narnijski czas płynie zupełnie inaczej niż nasz. Jeśli się spędzi w Narnii nawet sto lat, powraca się do naszego świata o tej samej godzinie, w której się go opuściło. Jeśli natomiast wróci się do Narnii po tygodniu spędzonym tutaj, może się zdarzyć, że minęło już tysiąc narnijskich, albo jeden dzień, albo też czas w ogóle nie ruszył się z miejsca” – czytamy w „Podróży »Wędrowca do Świtu«”.

Lewis burzy nasze przyzwyczajenia w myśleniu o czasie. W ciągu kilkudziesięciu lat przedstawiciele naszego świata są świadkami najważniejszych wydarzeń z kilku tysięcy lat historii Narnii, są przy jej początku i końcu. Dzięki temu ich perspektywa kieruje się ku wieczności, ku Bogu, który jest ponad czasem.

O czym szumi wiatr
Na Kamiennym Stole Aslan umiera, by uratować Edmunda, który zdradził najbliższych za ptasie mleczko. Odkupienie, podobnie jak w naszym świecie, jest możliwe tylko poprzez ofiarę. „Kiedy dobrowolna ofiara, która nie dopuściła się żadnej zdrady, zostanie zabita w miejsce zdrajcy, Stół rozłamie się i sama śmierć będzie musiała cofnąć swe wyroki” – mówi Wielki Lew Aslan. Nietrudno dopatrzyć się w nim obrazu Chrystusa. W zakończeniu „Podróży »Wędrowca do Świtu«” Aslan ukazuje się dzieciom najpierw jako Jagnię – to czytelne nawiązanie do symboliki Baranka Bożego. Potem dopiero przemienia się w Lwa. Na pytanie Edmunda, czy można Go spotkać także w naszym świecie, odpowiada twierdząco. „Ale tam noszę inne imię. Musicie mnie rozpoznać pod tym imieniem. Właśnie dlatego zaprowadzono was do Narnii. Przez to, że poznaliście mnie trochę tutaj, będziecie mogli poznać mnie lepiej tam”. Kiedy więc w ostatnim rozdziale całego cyklu czytamy, że Aslan „przestał wyglądać jak Lew”, możemy się domyślać, co to oznacza.

„Ostatnia bitwa”, zamykająca „Opowieści z Narnii”, inspirowana jest w dużym stopniu Apokalipsą św. Jana. Na początku pojawia się fałszywy Aslan, który, niczym apokaliptyczna Bestia, sieje zamęt wśród mieszkańców Narnii. Rezultatem „pomieszania dobrego i złego” będzie dla nich utrata wiary. Ale nie dla wszystkich – król Tirian i jego słudzy wytrwali w służbie dobru. I to oni znajdują się wśród „opieczętowanych”. Wrzuceni do stajni nie przegrywają, lecz odnajdują w niej Krainę Aslana. Przez drzwi oglądają zniszczenie Narnii, a potem… czeka ich już tylko szczęście. Stają się bohaterami „opowieści, która trwa wiecznie, w której każdy rozdział jest lepszy od poprzedniego”.

Tak naprawdę nie pragniemy niczego innego prócz nieba – twierdzi Lewis. „Wszystkie przedmioty, które kiedykolwiek zawładnęły twoją duszą, były ledwie szczyptą nieba, niejasnymi odbłyskami, nigdy do końca niespełnionymi obietnicami, echem, które zgasło zaraz po tym, jak rozbrzmiało w twoim uchu. Kiedy jednak będzie mogło się ono ukazać, a będzie jak echo, które nigdy nie zgaśnie, ale spotężnieje i samo stanie się dźwiękiem, wówczas je poznasz” – pisał autor „Opowieści z Narnii”. Dzięki jego książkom lepiej przeczuwamy, dokąd może nas zaprowadzić długi korytarz starego domu i o jakiej tęsknocie opowiada wiatr słyszany na strychu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.