Tu wszędzie jest niedaleko

Piotr Skowronek

|

GN 23/2005

publikacja 08.06.2005 00:16

Czy zdarzyło Wam się kiedyś usiąść przy stole i zasłuchać w interesującą rozmowę? Potakująco kiwać głową, uśmiechać się i myśleć: a jak to wygląda u mnie, w rodzinie, domu, w moim mieście, życiu... .

Alina Petrowa-Wasilewicz, ks. Jerzy Szymik, „Jak Ślązak z Bułgarem, czyli patchwork prowincjonalny” Alina Petrowa-Wasilewicz, ks. Jerzy Szymik, „Jak Ślązak z Bułgarem, czyli patchwork prowincjonalny”
Księgarnia św. Jacka, Katowice 2005, s. 200.

Do takiej przygody zaprasza nowa książka autorstwa Aliny Petrowej-Wasilewicz i ks. Jerzego Szymika Jak Ślązak z Bułgarem, czyli patchwork prowincjonalny.

Oboje rozmówcy są doskonale znani czytelnikom „Gościa Niedzielnego” – Ona – pół Polka, pół Bułgarka, dziennikarka, urodzona w Sofii, On – ksiądz, teolog, poeta, urodzony w Pszowie. Rozmawiają „od września – do września”, w Lublinie i Pszowie, zszywając swój prowincjonalny patchwork z własnego życia, a pozornie całkiem „inne melodie i klimaty” pod podszewką kryją bardzo bliski, bo ludzki, los. Obowiązuje ten sam tor gawędy: dzieciństwo, rodzice, dziadkowie, bliżsi i bardziej odlegli przodkowie, wreszcie najbliższa ojczyzna, i to zarówno ta portretowana przez Mickiewicza, Miłosza, Hrabala, jak i ta, która literaturą właśnie się staje: Śląsk z ukochanym Pszowem i położona w drodze na królującą nad Sofią Witoszę dzielnica Łozenec.

Opowiadają, jakby przeglądali rodzinne albumy z fotografiami pełne drogich pamiątek, czule, cierpliwie, czasem ze łzą w oku, bo historia nie szczędziła tragedii: wojny, powstania, śmierć najbliższych.. Opowiadają z przekorą, wybierając za motto słowa pijaka o spapranym przez komunę życiu, który niesłuchany, wykrzyczał: „Moja historia nikogo nie obchodzi, ale i tak ją opowiem”. Owszem obchodzi, bo związki z domem, korzeniami to „...kwestia życia lub śmierci. Mojego życia, mojej śmierci: że przypadnie mi los drzewa lub los plewy” – skonstatuje ks. Szymik.

Opowiadają, choć boli, bo „...wiele razy przekonałam się – mówi Alina Petrowa-Wasilewicz – że mój kraj nikogo nie interesuje”, że „Bułgaria” jest nadal pojęciem pustym semantycznie i to słowo mówi niewiele lub nic pozostałym Europejczykom.

A wszystko z miłości, z wiary, że najgłębszym zadaniem literatury jest ocalanie z niebytu, poprzez „pochwałę codzienności” – swoistą współpracę z Bogiem. Zresztą fenomen małych, bo najbliższych sercu, ojczyzn „...nie jest przeciwko nikomu i niczemu”, pod warunkiem zakotwiczenia w Bogu, który dał nam wszystko: czas i miejsce naszego życia, zapach siana i pieczonej papryki, bo: „Przecież nie znalazłem się tu przypadkowo, ja z Twojej wszechmocnej miłości i mądrości tu jestem. I potraktowałem serio tych ludzi i te miejsca, i chce, żeby one były ocalone, tak jak obiecałeś, że mnie ocalisz”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.