AAA. Księdza zatrudnię

Marcin Jakimowicz

|

GN 07/2011

publikacja 21.02.2011 13:25

Jest troszkę jak w polskim filmie. Nic się nie dzieje. Dialogi niedobre są. Nuda. Aż się chce wyjść ze wspólnoty. A księdza jak nie było, tak nie ma. I wielu, niestety, wychodzi.

Wspólnoty bez kapłana zaczynają wegetować, a w efekcie usychają. Wspólnoty bez kapłana zaczynają wegetować, a w efekcie usychają.
Roman Koszowski

Czy wspólnota jest w stanie przetrwać bez kapłana? Znam kilkanaście grup, które rozpadły się/wegetują (niepotrzebnie skreślić) dlatego, że pozbawione były opieki duszpasterza. I choć kapłani deklarowali jak z nut, że „parafia jest wspólnotą wspólnot”, często niewiele robili, by słowo stawało się ciałem.

W Łodzi to im wychodzi!
Od lat obserwuję z zazdrością poczynania łódzkiej Odnowy, która zakorzeniła się przy parafii jezuitów. Zdumiewa mnie już sama statystyka. We wspólnocie Mocni w Duchu modli się kilkaset osób. Pomysł goni pomysł, rekolekcje rekolekcje. Koronka do Bożego Miłosierdzia na skrzyżowaniach miast, weekendowe seminaria, internetowe rekolekcje dla wspólnot. Przed laty na ulice miasta ruszyły patrole, które modlą się za napotkanych ludzi, parafie, urzędy, a nawet piłkarskie derby. Skąd ta dynamika? – Ruszamy zawsze spod ołtarza. Ojciec Remigiusz Recław prosi Jezusa, by Jego krew nas obmyła, chroniła. Rozsyła nas w miasto – opowiada Ela Pozorska, odpowiedzialna za grupę, w której działa ponad 70 osób.
Po co im do tego ksiądz? – pomyślałem. – Przecież mogą ruszyć w miasto sami. Są świetnie zorganizowani, wiedzą, co mają robić. A jednak: „Jeśli nie roześle nas Remigiusz…”. Zwykły kaprys liderki? Nie.

Sukces łódzkiej Odnowy wypływa z formacji i zapewnionej opieki duszpasterza. Grupa przetrwała sporo duchowych zawirowań (m.in. śmierć charyzmatycznego założyciela wspólnoty). – Ludzie pozostali, bo formowaliśmy ich od początku na rekolekcjach ignacjańskich, które nie opierają się na emocjach, ale wciskają twardo w ciszę – wyjaśnia o. Remigiusz Recław. – Tysiące osób przez kilkanaście lat przyjeżdżało na te rekolekcje. A one formują do posłuszeństwa. Myślę, że to klucz „sukcesu” naszej wspólnoty. Zanurzenie w ciszę, ale i otwarcie na wyrażanie emocji. Co sobotę w warszawskim paulińskim klasztorze na Długiej wre jak w ulu. Ponad tysiąc osób spotyka się na Eucharystiach wspólnot neokatechumenalnych. Dlaczego te grupy cechuje tak ogromna dynamika rozwoju? Bo ich formacja zakorzeniona jest w Słowie i sakramentach. Krótko mówiąc, nie ma wspólnoty bez prezbitera. To powoduje, że grupy te rzadko przekształcają się w towarzystwa wzajemnej adoracji.

Dwie strony medalu
– Dobrze byłoby, gdyby kapłani wchodzili naprawdę w duchowość grupy i nie zarządzali nią na zasadzie kalki – zauważa bernardyn o. Cyprian Moryc, opiekun kilkudziesięcioosobowej lubelskiej wspólnoty Najświętszego Imienia Jezus. – Ważne, by przeżywali to samo. Już ks. Blachnicki pisał: „Jeśli ktoś wchodzi w Ruch Śwatło–Życie, niech wejdzie w jego duchowość całym sobą”. Podobnie z Odnową. Ksiądz nie może być jedynie z przydziału. Chrzest w Duchu Świętym naprawdę mu nie zaszkodzi. Nawet jeśli ma święcenia i inne ważne tytuły. Widzę jednak dwie strony medalu. To nie jest tylko problem kapłanów, którzy nie chcą się angażować. Stara maksyma mówi: „Nauczyciel przychodzi, gdy uczeń jest gotowy”. Powstaje pytanie, czy grupy chcą tych księży tak naprawdę? Często we wspólnotach osób dorosłych czy starszych widzę niepokojące zjawisko: ważne, by było dużo dewocji, modlitwy, byle sporo się działo. Jest strach przed dyscypliną, formacją. A nuż ten ksiądz będzie się dobierał do naszych praktyk? Będzie realizował swój program, oczekiwał owoców? Ktoś może się sporo modlić, a być nieznośnym dla rodziny, byle jak pracować, dawać antyświadectwo.

Pierwszą rolą kapłana jest rozpoznać, czy czyjaś pobożność jest zdrowa i owocna. Do niektórych ludzi może i papież z Rzymu przyjechać, a oni i tak wiedzą swoje. Młodzi z kolei obawiają się często, że ksiądz narzuci im jakąś systematyczność, uporządkowanie. Wielu z nich chwyciło już ten medialny nurt wiecznej zabawy, infantylnego uciekania od odpowiedzialności. – Nikt nie ma prawa do kapłaństwa – przypomina rektor krakowskiego seminarium ks. Grzegorz Ryś. – To nie jest prywatny biznes potrzebny do spełnienia się. Trzeba postawić pytanie, kto jest dla kogo? Albo mówimy o kapłaństwie służebnym, albo się bawimy. Nie może być tak, że młody ksiądz, który w życiu nie był w róży różańcowej, kiedy go proboszcz poprosi, żeby ją poprowadził, to powie, że się na tym nie zna. To niech się pozna! Porozmawia z ludźmi i ich posłucha! Wtedy, ku jego zdumieniu, będą bardzo zainteresowani, żeby przyszedł i powiedział im słowo.
– Bardzo ważna uwaga: ksiądz nie musi być liderem grupy – przypomina ks. Mariusz Mik, przewodniczący Krajowego Zespołu Koordynatorów Odnowy w Duchu Świętym. – A tego obawia się wielu kapłanów. Wystarczy, że ma dobry kontakt ze świeckim liderem wspólnoty. Co ma zatem robić? Jego rola wynika ze święceń. Ma ogłaszać zwycięstwo nad grzechem przez wymiar sakramentalny. Drugim jego zadaniem jest nauczanie, jak być uczniem Jezusa. Aż po krzyż. To retoryka niezrozumiała dla „Gazety Wyborczej”. Nie, nie chodzi o to, by księżulo zarządzał, zorganizował, zaśpiewał i, na deser, zatańczył. Chodzi o moc święceń, o ochronę. O słowa „Ja odpuszczam tobie grzechy”, o otwarcie tabernakulum, pomoc w rozeznawaniu. O nakładanie rąk i najzwyklejszą w świecie rozmowę.

Trudna próba wierności
To co? Robimy akcję? – zacieramy rączki z zadowolenia. Akcje wychodzą nam znakomicie. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, Szlachetna Paczka. Potrafimy się sprężyć i, jak Wincenty Pstrowski, wyrobić 200 proc. normy. Nie jesteśmy jednak przyzwyczajeni do ciężkiej żmudnej pracy u podstaw. Doktor Judym odpada. Długi dystans wieje nudą. To kolejny problem wspólnot nad Wisłą.
Znam wielu ludzi, którzy zmieniali je wielokrotnie. „Bo ludzie się znudzili”, bo „zapał ostygł”, „bo zabrakło charyzmatów”. – Zazwyczaj jest tak – uśmiecha się troszkę złośliwie trapista o. Michał Zioło – że gdy tracimy relację z Panem Bogiem, zaczynamy opowiadać: „jest kryzys Kościoła”, „duch wspólnoty się wypalił”. Bardzo łatwo wówczas znaleźć winnego. Droga do wejścia w nieustanność modlitwy jest żmudna i nie zawsze atrakcyjna przez swą monotonię. Tradycja nazywała często modlitwę ciężką pracą.
Czy niecierpliwe, rozedrgane pokolenie ADHD „kupi” podobny tekst? – Problem jest w widzeniu wycinkowym swego życia, w pewnej niedojrzałości – dopowiada o. Moryc.

– Nie bierze się odpowiedzialności za Kościół, ale pobyt we wspólnocie jest formą poprawienia sobie samopoczucia. My założyliśmy wspólnotę, a nie grupę modlitewną. To ważne rozróżnienie. Grupa modlitewna to ludzie, którzy przychodzą się razem pomodlić. I dobrze, że to robią. Wspólnota uczy odpowiedzialności. Troszczymy się o naszą dojrzałość emocjonalną (sporo osób wysyłamy na przykład na różne terapie), społeczną, chrześcijańską. Nie chcemy przeżyć jedynie chwili przygody. Myślimy o przyszłości, sporo inwestujemy w ludzi. Nie podoba mi się zjawisko tzw. turystyki duchowej na zasadzie „zmieniamy wspólnoty jak rękawiczki”. Odejście ze wspólnoty powinno być poprzedzone rozeznaniem ojca duchowego. To nie może być zwykły kaprys. Wiele polskich wspólnot nie radzi sobie z wiernością. Po latach, gdy opada „fruwanie pod sufitem” i neoficki entuzjazm i zaczyna się zwykła, żmudna harówka, pojawiają się problemy. Jest jak w polskim filmie: nic się nie dzieje. Aż chce się wyjść ze wspólnoty. I wielu wychodzi. A szkoda, bo to bardzo błogosławiony czas. By przemówić do proroków, Pan Bóg wyprowadzał ich na pustynię.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.