Kij w mrowisko

ks. Tomasz Jaklewicz (Współpraca: ks. Andrzej Sarota, Sylwia Bańczyk )

|

GN 04/2010

publikacja 01.02.2010 12:01

Uchodzi za ultrakonserwatystę, ponieważ publicznie głosi "watykańskie poglądy". Właściwie zarzuca mu się to, że jest katolikiem – napisał ktoś na blogu. Okazuje się, że w Belgii to dziś trudne do przyjęcia.

Nowy arcybiskup Brukseli André Leonard (z lewej) ma 69 lat, 36 lat kapłaństwa, od 19 lat jest biskupem. Nowy arcybiskup Brukseli André Leonard (z lewej) ma 69 lat, 36 lat kapłaństwa, od 19 lat jest biskupem.
O swojej nowej funkcji mówi: – Nie jest przytłaczająca, lecz bardzo piękna.
pap/EPA/BENOIT DOPPAGNE

Jego nominacja na arcybiskupa Brukseli i prymasa Belgii wywołała poruszenie. Biskup André Leonard, nazywany „belgijskim Raztingerem”, uchodzi za najbardziej konserwatywnego biskupa w Belgii. Dlaczego? – Zabierał głos w trudnych sprawach, prezentując jednoznacznie stanowisko Kościoła, podczas gdy inni biskupi milczeli – podkreśla ks. Andrzej Sarota, pracujący od lat w Belgi. – Poznałem go osobiście. To człowiek bardzo kontaktowy, nawiązujący dobre relacje z ludźmi. Jest atakowany przez prasę, bo nie waha się nazywać rzeczy po imieniu. „Nie mówię »amen« pod wszystkimi uchwałami parlamentu” – przyznał sam w wywiadzie.

Najostrzej na nominację biskupa zareagowała Laurette Onkelinx, wicepremier i minister zdrowia: „Jego poglądy etyczne stwarzają problem, szczególnie jego opozycja wobec aborcji i eutanazji”. „On kontestuje prezerwatywę, gdy tylu ludzi umiera na AIDS. Jest zagrożeniem dla zdrowia publicznego” – ubolewała. Frankofońscy socjaliści wzywają, by hierarcha „szanował demokratyczne decyzje powzięte przez instytucje naszego kraju”, bo prawa i obowiązki, które ludzie sobie nadają w sposób demokratyczny, górują nad tradycjami i przepisami religijnymi, „bez żadnych wyjątków”. Nowemu pasterzowi Brukseli nie będzie łatwo.

Oskarżony przez homoseksualistów
W kwietniu 2007 roku tygodnik „Télé Moustique” zamieścił obszerny wywiad z bp. Léonardem. Dziennikarz agresywnie przepytywał ówczesnego biskupa diecezji Namur na temat jego stosunku do liberalnego „dekalogu”, czyli poglądów na temat eutanazji, aborcji, homoseksualizmu i antykoncepcji. Biskup wypowiadał się zgodnie z nauką Kościoła, starając się jednak odwoływać bardziej do zdrowego rozsądku niż wiary. Na pytanie, co sądzi o homoseksualizmie, odpowiedział: „To samo co Freud. Jest to zaburzenie rozwoju seksualności człowieka, będące w sprzeczności z jej własną logiką. Homoseksualiści doświadczyli blokady w normalnym psychicznym rozwoju, co uczyniło ich nienormalnymi. Zdaję sobie sprawę, że za kilka lat za to stwierdzenie mógłbym wylądować w więzieniu. Ale z drugiej strony miałbym trochę wakacji”.

Dziennikarz: „Czy nie obawia się ksiądz biskup, że takie poglądy są zbyt staroświeckie?”. Bp Léonard: „Przeciwnie. Lansowanie homoseksualizmu przez parady gejów to powrót do starożytności grecko-rzymskiej. Szczycenie się homoseksualizmem to cofanie się o dwadzieścia wieków. Postęp to uznanie, że podstawową komórką społeczną jest związek mężczyzny i kobiety, z którego powstaje rodzina”. Grupa działaczy gejowskich od razu oskarżyła biskupa o dyskryminację. Biskup doprecyzował, że to zachowania homoseksualne są nienormalne, a nie same osoby. Ale w świat poszła już wieść, że katolicki biskup obraża osoby homoseksualne. Po ostatniej nominacji zaraz mu to wypomniano, mimo że sąd ostatecznie nie dopatrzył się przestępstwa w słowach biskupa. Warto przytoczyć fragment z wcześniejszego wywiadu (pismo „Knack”, rok 2006): „Moja opinia na temat homoseksualizmu łączy się z wielkim szacunkiem dla osób homoseksualnych. Nigdy nie powinniśmy pomylić sądu o homoseksualizmie z osądzaniem homoseksualistów”.

Spełnione marzenie 5-latka
Nowy prymas Belgii urodził się w pobliżu Namur, stolicy francuskojęzycznej Walonii. Był najmłodszym z 4 braci. Wszyscy zostali księżmi. Ojciec zginął 10 dni po jego urodzeniu, podczas jednego z pierwszych bombardowań 1940. „W zapiskach ojca przeczytałem, że jako chłopak marzył, by zostać księdzem” – wspomina arcybiskup. „Moja mama była prostą i pobożną kobietą, jak większość w tamtych czasach. Modliliśmy się w domu, ale bez przesady. Kiedy miałem pięć lat, wiedziałem, że chcę być księdzem”. Dlaczego? „Nie wiem, czułem to, liturgia była dla mnie czymś pięknym, choć jej nie rozumiałem. Lubiłem się modlić. W czasie Pierwszej Komunii św. powiedziałem Jezusowi: chcę być księdzem. Miałem 7 lat, gdy mój najstarszy brat poszedł do seminarium, potem drugi i trzeci. Kiedy powiedziałem mamie, że ja też idę, powiedziała tylko, iż czuła, że tak będzie”.

Kiedy Léonard przyjmował święcenia kapłańskie w 1964 roku, w Belgii wyświęcano rocznie 200 księży. W ostatnich latach ta liczba spadła do 10! W archidiecezji Bruksela-Mechelen w 2010 r. święcenia przyjmie dwóch kandydatów, za rok nie będzie żadnego. Kiedy w 1991 roku Jan Paweł II mianował ks. Léonarda biskupem Namur, jego troską od początku było seminarium duchowne. Zastosował radykalną terapię. Z miejsca wymienił wszystkich profesorów seminarium. Po 19 latach jego biskupiej posługi na 71 belgijskich seminarzystów 35 jest w jego byłej diecezji. Na pytanie o sposób na powołania nowy prymas Belgii odpowiada: „Jeśli Kościół sam w to nie wierzy, jeśli sprawia wrażenie, że księża nie są rzeczywiście konieczni… no cóż, nikt więcej nie chce być księdzem. Dlatego tak interesujące jest być troszkę konserwatywnym. Chodzi mi o to, że trzeba trzymać się rzeczy o wielkiej wartości”. Tuż po nominacji abp Brukseli zapowiedział: „Nie chcę przenosić do nowej diecezji gotowych schematów, ale zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby powołania do życia konsekrowanego, do kapłaństwa i do diakonatu na nowo rozkwitły”.

Nowoczesny tradycjonalista
Abp André Léonarda nie jest łatwo zaszufladkować. Jest intelektualistą, przez wiele lat wykładał filozofię na katolickim uniwersytecie w Louvain, pracował w watykańskiej Międzynarodowej Komisji Teologicznej. Z 20 jego książek połowa to pozycje filozoficzne, a reszta – typowo duszpasterskie. Był zawsze duszpasterzem dla swoich studentów. Kiedy pytali go, jak mają odnaleźć wiarę, zalecał im modlitwę: „Boże, jeśli jesteś, pokaż mi siebie”. Jego duszpasterska pasja ujawniła się w pełni, gdy został biskupem. Regularnie wizytował swoją diecezji, zamieszkując na ten czas „w terenie”. W Brukseli już zapowiedział: „Moim priorytetem jest poznać ludzi, którzy tworzą ten Kościół”. I dodał: „Niestety, nie będę mógł poświęcić temu 4 miesięcy na rok, jak to czyniłem przez 5 pierwszych lat w Namur, kiedy byłem jeszcze młody i piękny”.

Jest tradycjonalistą. Nie ukrywa, że lubi łacinę i ceni Mszę św. trydencką. Co wcale nie oznacza, że jest lefebrystą. Jest otwarty na ruchy odnowy – w diecezji Namur działa seminarium duchowne Drogi Neokatechumenalnej. Abp Léonard podkreśla konieczność chrześcijańskiej obecności w mediach. Ma swoją stronę internetową oraz profil na Facebooku. Rozwinął radio diecezjalne. Nie uchylał się od uczestnictwa w programach radia czy telewizji. W 1999 wygłosił rekolekcje dla Jana Pawła II. Mówił o ojcostwie Boga. Wezwał m.in., by nie przypisywać Bogu wszystkich cegłówek, które spadają ludziom na głowę. Chrześcijanie nie powinni powtarzać: „Bądź wola Twoja” z minami zbitych psów zastanawiających się, jaka będzie następna cegłówka. Gdy w roku 2000 kościoły w Belgii stały się miejscem protestów nielegalnych imigrantów, bp Léonard deklarował: „Jestem gotów poszukać kolejnych kościołów, które mogłyby przyjąć imigrantów”. Sam przyjął 10 osób pod dach swojej rezydencji. „Belgia powinna być bardziej gościnna” – apelował. W 2001 roku udzielił święceń kapłańskich diakonom ze zgromadzenia saletynów w Dębowcu k. Jasła. Był to gest wdzięczności za posługę polskich saletynów w jego diecezji. Święcenia odbyły się w języku polskim, po polsku wygłosił też kazanie – specjalnie na tę okoliczność przez rok uczył się naszego języka.

Belgia potrzebuje proroków
Abp Léonard obejmie 28 lutego br. najważniejszy kościelny urząd w kraju, w którym stan wiary nie nastraja do optymizmu. Na niedzielną Mszę św. pół wieku temu uczęszczało 47 proc. katolików, obecnie 11 proc. (w Brukseli tylko 6 proc.). Wciąż 60 proc. dzieci otrzymuje chrzest, a pielgrzymki do sanktuariów maryjnych w Banneux i Beauraing gromadzą tłumy. Liczne szkoły katolickie cieszą się dużą popularnością, jednak nie tyle z powodów religijnych, co ich dobrej reputacji. „Główną religią Belgów jest katolicyzm niepraktykujący” – mówił niedawno rzecznik episkopatu ks. Éric de Beukelaer. Na co dzień parafie mogą liczyć na zaangażowanie 3 proc. wiernych. Wyzwaniem dla Kościoła jest także narastające napięcie między niderlandzką Flandrią a frankofońska Walonią. Archidiecezja brukselska leży po obu stronach tej coraz bardziej widocznej granicy. Bp Léonard podkreślał zawsze potrzebę jedności. Kiedy został biskupem Namur, dołożył sobie imię Mutien na cześć pochodzącego z Walonii św. Mutien-Marie Wiaux. Teraz postanowił zmienić swoje imię na Andre-Jospeh, ponieważ św. Józef jest patronem całej Belgii. Na pierwszej konferencji prasowej abp Léonard komplementował kurtuazyjnie swojego poprzednika, starając się zdystansować od ocen, że jest jego totalnym przeciwieństwem. Parę lat temu przyznawał jednak publicznie, że Kościół w Belgii jest zbyt pasywny, np. wtedy, gdy Belgia zalegalizowała eutanazję. Kiedy jakiś dziennikarz sugerował, że Kościół powinien być bardzie elastyczny w kwestiach moralnych, odpowiedział: „Elastyczny… a cóż to znaczy? Zgadzać się na wszystkie dewiacje, takie jak na narkotyki, alkohol i łatwy seks? Mówiąc demagogicznie, byłoby to opłacalne. Wtedy mówiono by o nas tylko dobrze. Ale ostatecznie następne pokolenie oceniłoby nas surowo, słusznie uznając, że zostali zagłaskani przez fałszywych proroków, którzy zdradzili ideały Ewangelii”. Siła niechęci „sił postępu”, jakiej już doświadczył nowy prymas Belgii, jest duża. Ale to właśnie daje nadzieję, że stanie się on prorokiem, który tchnie Bożego Ducha w osłabiony belgijski Kościół.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.