Dopadło go Słowo

Szymon Babuchowski

|

GN 39/2009

publikacja 28.10.2009 12:21

Dosięgło mnie coś w rodzaju tsunami – mówi Vittorio Messori o swojej pierwszej lekturze Ewangelii.

Dopadło go Słowo fot. EAST NEWS/DAMIAN KLAMKA

Jeśli zaistniałyby takie warunki jak w ubiegłym stuleciu w Rosji, Chinach czy Kambodży, i ktoś przyłożyłby mi pistolet do karku, grożąc: „Powiedz, że Ewangelia to tylko orientalne żydowskie i greckie mity; że nie ma w niej nic z prawdy; że jest to tylko wielka iluzja, jakieś kuriozum, które trwało zbyt długo. Albo się z tym zgodzisz, albo pociągnę za spust”, musiałbym bez wahania powiedzieć: „Strzelaj, śmiało. Przykro mi, że popełnisz zbrodnię i że dajesz w prezencie twoim nieprzyjaciołom jednego męczennika więcej, nie mogę jednak przyznać ci racji”.

Student hołubiony
Pewność, z jaką te słowa zostały wypowiedziane, zdumiewa. Rodzi nawet podejrzenia o pychę, bo kto z nas wie, jak się zachowa w sytuacji ekstremalnej? Ale jeśli weźmiemy pod uwagę, że wypowiedział je człowiek, który od 45 lat zajmuje się głównie udowadnianiem, że zdania zapisane w Ewangelii są prawdą, sami nabieramy pokory. Autorem tych słów jest włoski dziennikarz i pisarz Vittorio Messori, znany m.in. z „Przekroczyć próg nadziei” – słynnego wywiadu rzeki, który przeprowadził z Janem Pawłem II. Tym razem to z Messorim przeprowadzono wywiad i to on stał się głównym bohaterem książki „Dlaczego wierzę”. Rozmawiał z nim Andrea Tornielli, watykanista dziennika „Il Giornale”. Książka w fascynujący sposób przybliża biografię pisarza, opowiada o jego nawróceniu i zawiera przemyślenia na temat współczesnego chrześcijaństwa.

Droga Messoriego do nawrócenia była kręta i może właśnie dlatego tak poważnie traktuje on to, co jest owocem poszukiwań. „Pewnego razu – opowiada Torniellemu – był sobie młody, mający nieco ponad 23 lata chłopak. Studiował w Turynie, który liczył dużo więcej niż milion mieszkańców (…) Agnostyk przez sposób wychowania i antyklerykał ze względu na wartości wyniesione z domu, magistrant nie »jakichś tam« nauczycieli, ale szanowanych wykładowców najbardziej prestiżowej szkoły czystego i zagorzałego laicyzmu. Nauczyciele ci hołubili tego studenta, widząc, że uczeń ten wart jest otoczenia go intelektualną opieką. Był sobie więc kształtujący się dopiero intelektualista w tak bardzo ważnym dla Włoch mieście-laboratorium”.

Tajemnicza Ewangelia
Jak ten agnostyk i antyklerykał mógł się przeobrazić w jednego z najgorętszych apologetów chrześcijaństwa? Messori niezbyt chętnie opowiada historię swojego nawrócenia. Powoli jednak zarysowuje się przed czytelnikiem atmosfera tamtych dni, latem 1964 roku, kiedy włoskiego dziennikarza dopadła tajemnica Ewangelii. Poznajemy historię studenta, który nocami dorabia sobie w centrali telefonicznej, a w notatniku gromadzi numery telefonów kobiet, mogących stać się dla niego obiektami chwilowej seksualnej fascynacji. Studenta, któremu niczego nie brakuje pod względem materialnym.

Nie wisi nad nim także widmo służby wojskowej, a jedynym problemem wydaje się dwukrotnie oblany egzamin z konstytucji prawa cywilnego. A jednak i on utknął w „ciemnym tunelu bez wyjścia”, w którym wszelkie ludzkie poczynania wydały się absurdalne. Śmierć jawiła się jako jedyne rozwiązanie. Nagle okazało się, że akademiccy nauczyciele nie są w stanie zaproponować niczego poza relatywizmem. I właśnie w tym momencie do jego rąk trafiła Ewangelia. „Skąd pochodziła? – pyta po latach. – Dlaczego leżała w kącie szafy, która służyła mi za biblioteczkę? Może wziąłem ją z szuflady komody jakiegoś hotelu? Kto wie, gdzie, i kto wie, kiedy?”

Wyjście z getta
Dość powiedzieć, że to, co się wydarzyło pod wpływem tej lektury, Messori porównuje do tsunami „bez wcześniejszego trzęsienia ziemi i podmorskich ruchów tektonicznych”. Nie mówi dużo o tym doświadczeniu, bo – jak na tajemnicę przystało – wydaje mu się ono nieopisywalne: „To tak, jakby poprosić jakiegoś malarza o odtworzenie koloru, który ujrzał we śnie; koloru, którego nie ma w przyrodzie. Czuję jeszcze emocje, jedyny w swoim rodzaju smak tamtych miesięcy, nie znajduję jednak sposobu, by to wszystko wyrazić”. Więcej o nawróceniu mówią jego owoce.

Messori zaczął uczestniczyć w życiu Kościoła – najpierw działając w charytatywnym stowarzyszeniu św. Wincentego à Paulo, a potem przygotowując książkę „Opinie o Jezusie”. Ta książka znalazła się na pierwszym miejscu wśród włoskich bestsellerów wydawniczych. A działo się to w czasach, gdy książki katolickie nie były w ogóle brane pod uwagę w tego typu rankingach.

Wyjście z katolickiego getta było tym, na czym Messoriemu zależało najbardziej: „Dla mnie liczyło się przede wszystkim to, żeby moje teksty nie skończyły na wygnaniu u przekonanych katolików, ale żeby trafiły do moich ulubionych rozmówców – tych, którzy byli tacy jak ja. Tych, dla których Ewangelia nie była jedynie splotem starych, nie dających się zaakceptować mitów. Chciałem zatem uczynić z tych moich książek – tak długo przygotowywanych – jak najskuteczniejsze narzędzie apostolstwa o możliwie jak najszerszym zasięgu działania, a nie książkę do medytacji dla jakiegoś tajnego kręgu zabarykadowanego w nostalgii za umarłym chrześcijaństwem”.

Nie szukam, wiem
Czy to się udało? Sądząc po odbiorze, z jakim spotykały się kolejne książki Messoriego – tak. Uzyskały one niezwykłą wręcz popularność, mimo że ich autor przez wiele lat unikał medialnego zgiełku. Twierdzi, że satysfakcję sprawiają mu jedynie wyznania osób, mówiących, jak bardzo to, co napisał, pomogło im odnaleźć lub zachować wiarę. Jego uważnymi czytelnikami okazali się także dwaj ostatni papieże. Benedykt XVI odsyła do książki Messoriego „Umęczon pod Ponckim Piłatem?” w swoim „Jezusie z Nazaretu”. Zaś Jan Paweł II osobiście zaproponował, by tym, który przeprowadzi z nim wywiad rzekę, był właśnie autor „Opinii o Jezusie”.

Sam Vittorio Messori mówi o sobie, że jest „sługą nieużytecznym”, i w dodatku nie najlepiej zainwestował talenty, które otrzymał. Zarzuca sobie, że nie zawsze udawało mu się „przezwyciężyć ten opór, pojawiający się, gdy zasiadasz nad białymi stronami, który sprawia, że chcesz uciec, zamiast pisać”. Ale jedno go uspokaja: „Odkąd mi się to przydarzyło, ja nie »szukam«, gdzie jest Prawda. Gdzie jest, wiem od początku. Z całą pewnością. To, czego szukam, to pełniejsze zrozumienie, pogłębienie depozytu – depozytu wiary – który został mi powierzony, bez żadnej zasługi z mej strony, za sprawą samej łaski”.

Vittorio Messori, Dlaczego wierzę. Życie jako dowód wiary, w rozmowie z Andreą Tornielli, Wydawnictwo św. Stanisława BM, Kraków 2009, s. 444

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.