Nie chciałem być biskupem

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 35/2009

publikacja 25.08.2009 15:24

Jego pasją była i pozostaje teologia. Wbrew sobie został opolskim biskupem. Na 32 lata. Dla niego był to krzyż, dla innych dar. Abp Alfons Nossol to śląski oryginał, człowiek pojednanych różnorodności.

Nie chciałem być biskupem Abp Alfons Nossol fot. HENRYK PRZONDZIONO

Abp Alfons Nossol - urodził się w Brożcu w 1932 r. na Opolszczyźnie w wielodzietnej rodzinie. Wyższe Seminarium Duchowne ukończył w Nysie. Święcenia kapłańskie przyjął 23.06.1957 r. w Opolu, biskupie 17.08.1977 r. Doktorat obronił w 1962 r., habilitowany w 1976, profesor zwyczajny nominowany w 1988. Sześciokrotny doktor honoris causa, laureat wielu nagród. Mianowany w 1999 r. tytularnym arcybiskupem. Jest ostatnim biskupem diecezjalnym z nominacji Pawła VI, który zakończył swoją posługę. Od niedawna szczęśliwy emeryt.

Za łaskę tego dnia Panu Bogu nie dziękuję – powiedział tuż po swoich święceniach biskupich w opolskiej katedrze, czym zdumiał kard. Wyszyńskiego i pewnie nie tylko jego. Decyzja papieża Pawła VI o nominacji na biskupa zastaje go w Moguncji podczas gościnnych wykładów. Ma 45 lat, 20 lat kapłaństwa, jest po habilitacji, wykłada na KUL-u i w seminarium w Nysie. Czuje się po ludzku spełniony, robi to, co kocha i na czym zna się bardzo dobrze – wykłada dogmatykę i ekumenizm. Ks. Nossol przekonuje kard. Wyszyńskiego, że biskupstwo nie będzie szczęściem ani dla niego samego, ani dla jego wspólnoty. Prymas argumentuje, że Opole potrzebuje na biskupa „swojego człowieka”, który zna problemy regionu i będzie umiał jednoczyć jego mieszkańców. Po długiej walce ks. Nossol poddaje się. Prosi tylko, by pozwolono mu dokończyć zajęcia w Moguncji, bo nie chce, by jego słuchacze stracili semestr. Studentkę, która poparzyła się wrzątkiem w akademiku, przepytuje w szpitalu. – Ja naprawdę nie chciałem być biskupem. Nie miałem i w pewnym sensie do dziś nie mam przekonania, że to jest rzeczywiście moje powołanie – wspomina po 30 latach. – Bycie biskupem jest dla mnie niezwykle trudne. Najtrudniejsze jest to, że muszę oceniać ludzi.

Biskup nie udziela audiencji
Biskup opolski zaczyna dzień od trzykrotnego wezwania „Veni, Sancte Spiritus”, potem piętnastominutowa gimnastyka (cierpi na dyskopatię). Najlepiej czuje się w swojej czarnej sutannie bez wszelkich kolorowych ozdób. Do południa przyjmuje interesantów, czasem i po obiedzie. Nigdy nie wyznaczał audiencji. Uważa, że biskup musi służyć, a to oznacza, że do biskupa ma prawo przyjść każdy ze swoją sprawą. Problem był tylko jeden: zastać biskupa w Opolu. Parę lat temu pojechałem do Opola, aby poprosić go o naukową konsultację tematu mojej pracy doktorskiej. Rozmawialiśmy 40 minut. Chciałem pisać o pewnym spornym punkcie, który pojawił się w dialogu katolicko-luterańskim. Największe zastrzeżenia ze strony katolickiej zgłaszał sam kard. Józef Ratzinger, sprawa więc była dość niebezpieczna. Abp Nossol podpowiadał mi, jak zabrać się do tego zagadnienia, żebym nie utonął.

Skądinąd wiedziałem, że przyjaźni się z obecnym papieżem. – A kiedy już przekonasz Józefa, że nie ma racji, to wyślemy mu twoją książkę z dedykacją – skwitował nasze spotkanie z uśmiechem. Pojednanie. To było największe wyzwanie dla opolskiego biskupa. Stało się lejtmotywem jego nauczania i działalności. Sporo Ślązaków po wojnie musiało opuścić rodzinne strony, na ich miejsce pojawili się repatrianci z dawnych Kresów Wschodnich, część rdzennej ludności pozostała (to był przypadek rodziny Nossolów).

Ta śląska specyfika, ukształtowana przez geografię i historię, nie zawsze była i nie zawsze jest rozumiana w innych częściach Polski. Kiedy raz po raz pytano Nossola o to, czy jest Polakiem, czy Niemcem, odpowiadał „jestem katolikiem”. Nie były to słowa na odczepkę. Kryje się za nimi jego wizja Śląska jako ziemi pojednanych różnorodności oraz rozumienie katolickości jako powszechności. Nossol właściwie od dziecka doświadczał Kościoła jako miejsca budowania jedności ponad kategoriami narodowymi. Ta wizja znacznie różni się od idei Polaka-katolika, która kształtowała religijność w innych rejonach. – Mnie niosła zawsze w górę wyniesiona stąd otwartość na innych. Ponieważ na Śląsku, zwłaszcza Śląsku Opolskim, stykają się kultury różnych narodów, nauczyliśmy się je syntetyzować, osłabiając ich charakter etniczny i narodowy.

Ślązak potrafi się ubogacać i kulturą polską, i czeską, i niemiecką, ale żadnej z nich nie traktuje jako jedynej i absolutnej – powtarza cierpliwie abp Nossol. Dystansuje się od idei narodu śląskiego. Przekonuje, że Śląsk jest krainą serca myślącego i rozumu kochającego. Zachodnia racjonalność i wschodnia uczuciowość spotykają się tu, tworząc wyjątkową syntezę. Budowanie mostów jest trudną sztuką. Posądzano biskupa opolskiego o szowinizm, oskarżano, że albo jest zbyt proniemiecki, albo że zbyt propolski. Po Mszy św. pojednania w Krzyżowej z udziałem Helmuta Kohla i Tadeusza Mazowieckiego dostawał telefony: „Ty hitlerowcu, precz z Opola, bo cię wypalimy”. Dostawał memoriały i listy z oskarżeniami, że nie szanuje rodzimej kultury. Na murach wypisywano „Nossol do Ber-lina”. Dyrektor opolskiej Caritas został kiedyś zatrzymany przez policję, gdy do jednego z tych napisów dopisał: „po lekarstwa i sprzęt medyczny”.

Wierzymy inaczej, ale nie w Innego
Śląskość pojmowana jako pojednana różnorodność. W tych rejonach biją źródła ekumenicznej pasji abp. Nossola. Swoją rozprawę habilitacyjną poświęcił Karolowi Barthowi, najwybitniejszemu teologowi reformacyjnemu XX wieku, wykazując jego wpływ na teologię katolicką. Często cytuje jego zdanie: „wierzymy inaczej, ale nie w Innego”. Prof. Nossol uczestniczył w dialogu ekumenicznym na poziomie ogólnoświatowym (katolicko-luterańskim i katolicko-prawosławnym). Kiedy kard. Willebrands kończył kierowanie Papieską Radą ds. Jedności Chrześcijan, zasugerował Nossola jako swego następcę. Biskup opolski tym razem wybronił się od „awansu”. Przekonał Jana Pawła II, że tę funkcję należy powierzyć komuś z kraju Marcina Lutra (został nim bp Walter Kasper). Ekumeniczne credo biskup opolski formułuje najczęściej w taki sposób: potrzebujemy więcej katolickiej szerokości, ewangelickiej głębi i prawosławnego dynamizmu. I wyjaśnia, że katolicy mogą szczycić się swoją otwartością na innych, ale od ewangelików mogą uczyć się głębi, czyli skoncentrowania na Chrystusie, na krzyżu i na Piśmie Świętym. Prawosławny dynamizm to moc płynąca z Ducha Świętego. Pierwszą ekumeniczną postawą jest nawracanie się. Nie z jednego wyznania na drugie, ale ku Chrystusowi. Im bliżej będziemy Niego, tym bliżej siebie, przekonuje opolski ekumenista.

Noc z książkami
„Bóg teologii nie potrzebuje, ale my ludzie nie możemy się bez niej obejść” – pisał we wstępie do swojej słynnej książki pod wymownym tytułem „Teologia bliższa życiu”. Zdrowa teologia, zdaniem arcybiskupa, najbardziej potrzebuje odwagi, pokory i cierpliwości. Zostając biskupem, nie zostawił nauki. Wykładał w opolskim seminarium, przez 20 lat jeździł systematycznie na zajęcia do Lublina. Na KUL-u był dyrektorem Instytutu Ekumenicznego, miał katedrę teologii ewangelickiej i dogmatyki katolickiej. Przez 17 lat dojeżdżał z wykładami także na Wydział Teologiczny we Wrocławiu. Ks. prof. Jerzy Szymik, jego lubelski uczeń, potem adiunkt i następca na KUL-u, wspomina: „Przyjeżdżał do Lublina najczęściej około północy (nierzadko później), pił herbatę owocową, razem omawialiśmy sprawy katedry (czyli pracował). Od rana wykładał. Nigdy nie okazywał zniecierpliwienia”.

Prywatna biblioteka arcybiskupa liczy ponad 20 tys. książek. W kurii trzeba było wzmacniać stropy pod pokojem biskupa. Kiedy miał czas na czytanie? – Wieczorami, po godzinie dziesiątej, zabieram się do systematycznego czytania, do kopiowania niektórych tekstów i zbierania materiałów do artykułu czy wykładu. Pracuję przeważnie nocą... Czasami siedziałem do wpół do szóstej nad ranem, pracując naukowo. Jedną noc w tygodniu bez snu wytrzymywałem – opowiada arcybiskup. Jest tajemnicą, jak wytrzymał taki styl życia jego organizm. Ekumeniczne i inne obowiązki zmuszały go do wielu podróży. A zdrowia specjalnego nigdy nie miał. Podczas studiów na KUL-u o mały włos nie rozstał się z życiem. Perforację żołądka lekarze rozpoznali błędnie jako zapalenie wyrostka. Wdało się zapalenie otrzewnej, pojawiły się komplikacje. Przez 6 tygodni w szpitalu żywiono go tylko kroplówkami. Z 70 kg wagi zostało 49. Po drugiej operacji, ledwo żywy słyszał rozmowę pielęgniarek: „Ten ksiądz najprawdopodobniej dziś w nocy umrze, dlatego pilnujcie go szczególnie”.

Dzieła „egzemplaryczne”
W diecezji opolskiej abp. Nossol zostawił po sobie dwa dzieła, które można uznać za – użyję charkterystycznego wyrażenia – „egzemplaryczne” dla jego osoby i posługi. Pierwsze z nich to Kamień Śląski. Dźwignięty z ruiny zamek – miejsce urodzenia św. Jacka, stał się ośrodkiem duchowości, spotkań, nauki, obok niego wyrosło sanatorium wodolecznicze. Drugim ukochanym dzieckiem arcybiskupa jest Uniwersytet Opolski, pierwszy państwowy uniwersytet z wydziałem teologicznym. Bez Nossolowej pasji, entuzjazmu i śląskiego uporu nie byłoby tych dwóch ważnych punktów na duchowej mapie Polski. Trudno policzyć, ile dzieł charytatywnych zawdzięczają mu mieszkańcy Opolszczyzny. Kiedy nie wisi już nad nim „siekiera posługi”, chce wrócić do teologii. Zamierza zamknąć się na rok w Kamieniu, by pozwolić swojemu następcy być sobą. Chce napisać trzy książki: jedną poświęconą eschatologii, drugą chrystologii, trzecią Śląskowi. Na pytanie dziennikarzy, co dziś czuje, odpowiada: „Wielką radość i prawdziwie radosną ulgę. W końcu dobiegła kresu droga krzyżowa. Jestem przy stacji piętnastej: Zmartwychwstanie”.

Korzystałem z książek „Być dla, czyli myśleć sercem”, „Miałem szczęście w miłości” oraz z wywiadu ze strony nto.pl

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.