Szuka aż do znużenia

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 46/2008

publikacja 15.11.2008 21:04

Ta książka ujęła mnie od pierwszego zdania. „Patrzę na swoje życie: stale się gubię”. Pomyślałem sobie: to o mnie. I nie pomyliłem się.

Szuka aż do znużenia

Czytam dalej: „Moje życie jest ciągłym gubieniem się, żeby On mógł mnie znajdować, żeby stawał mi się coraz bardziej potrzebny, coraz bardziej bliski. Żebym stale odkrywał, że »On szukając mnie, usiadł znużony«”. Ostatnie zdanie powraca w książce jak refren. „Długoś szukał mnie znużony” – ten wers pochodzi z Liturgii Godzin, nawiązuje do spotkania Jezusa z Samarytanką. Poruszył mnie obraz Jezusa umęczonego moim ciągłym uciekaniem przed Nim, komplikowaniem życia, powracającym grzechem. „W Eucharystii Jezus nawiedza mnie, stale zagubionego. Ale zagubienie jest przecież moim stanem normalnym, nie ma więc powodu do smutku. Tylko zagubiony mogę być odnaleziony. Inaczej On mnie nie znajdzie, bo nie będę go potrzebował…”.

Boję się Boga miłości
Najnowsza książka ks. Tadeusza Dajczera jest kontynuacją jego rozważań o Eucharystii. Pierwszą część pt. „Tajemnica wiary” ukazała się w ubiegłym roku; ta, którą trzymam w ręku, nosi tytuł „Zdumiewająca bliskość”. To niezwykła medytacja. Trudno ją streszczać czy omawiać. Trzeba ją po prostu przeczytać, a najlepiej przemedytować. Zalewa nas dziś literatura dewocyjna i teologiczna. Medytacje ks. Dajczera zadziwiają świeżością. Jest w nich ewangeliczna prostota, emanują jakąś siłą pobudzającą do nawrócenia i modlitwy. Eucharystia to nie coś, ale Ktoś. W niej ukrywa się Miłość Boga, który chce mnie odnaleźć. Teraz! To słowo powraca. Niby jakoś to wiem, ale czy w to wierzę? „Nie nawrócę się, nie wybiorę Boga, nie pójdę za Nim do końca, jeśli nie uwierzę, że On kocha mnie w sposób wyłączny. Do tej prawdy będę jeszcze długo dorastał, bo jeszcze długo będę się przed nią bronił. Będę się bał konsekwencji, jakie za sobą pociąga. To zdumiewające, że człowiek może bać się nie tylko Boga jako sędziego, ale też Boga jako miłości”. Nikt mi tego jeszcze w taki sposób nie powiedział. Można się bać Boga, bronić przed Nim nie tyle ze strachu przed sądem, ale ze strachu przed Jego miłością.

Bezbronny Bóg
Nie dostrzegam Boga na ołtarzu, bo zasłania mi Go świat, podpowiada ks. Dajczer. Tyle rzeczy jest dla mnie ważnych, atrakcyjnych, pociągających. I cały ten świat rośnie w moich oczach, myślach, pragnieniach. Rzeczy, za którymi gonię, biorą mnie w posiadanie. Praca staje się jak narkotyk. Koniecznie chcę coś skończyć, chcę posiąść i skonsumować owoce mojej pracy. Boję się o tak wiele spraw. Moje lęki stają się moimi bożkami. Lekiem jest modlitwa uwielbienia, w której uczę się pokornego patrzenia w świetle wiary. Bóg jest obecny nawet w tym, co jest moją klęską. Autor przywołuje obraz ostatnich dni życia św. Augustyna w oblężonej Hipponie. „Był świadkiem, jak wszystko, co stworzył w swojej diecezji przez ponad trzydzieści lat, legło w gruzach”. Jedyne co pozostaje, to Bóg i Jego łaska. Wszystko inne przemija, rozsypie się w pył. „Jeśli spodziewam się, że to, co robię dla Boga, zostawi po mnie jakiś ślad, to ulegam złudzeniu. (…) Tak naprawdę zostanie po mnie tylko to, co Bóg we mnie zbudował”. I jeszcze jedna myśl z tej niezwykłej książeczki. Jezus na ołtarzu zawsze jest „słabszy” wobec mnie, bo kocha. Jak to rozumieć? „Jak bardzo zależymy od ludzi, którzy od nas zależą. Ten silny jest całkowicie bezbronny wobec tego słabego. Bo ten słaby mu zaufał i już nie może być zostawiony. Kochać tę maleńką istotę, to w sposób nieunikniony od niej zależeć, to dawać jej »wszechwładzę« nad sobą”. W taki sposób ojciec kocha swoje dzieci, tak Bóg Ojciec kocha nas. Ja mogę o nim zapomnieć, ale On nie. „Bezbronny” w swojej miłości Bóg chce, byśmy się upodobnili do Niego. „On nie potrzebuje naszych poczynań, nie czeka na nasze rezultaty. On potrzebuje tylko nas samych, takich ogołoconych, takich słabych. Takich, którzy wreszcie odkryli, że mają tylko Jego”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.