Drogowskazy, nie zakazy

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 32/2008

publikacja 05.08.2008 14:37

Gdyby w telewizji pokazali „magisowe” słońce, utworzone z 450 uczestników V Ignacjańskich Dni Młodzieży, widzowie zainteresowaliby się, co u jezuitów w Starej Wsi robi tylu młodych.

Drogowskazy, nie zakazy Starowiejskie spotkania widziane z lotu ptaka przez naszą fotoreporterkę fot. Agnieszka Łuczakowska

Ale z ultralekkiego samolotu GP5 zobaczyli je tylko o. Paweł Brożyniak i nasza fotoreporterka Agnieszka. „Nie mówią o nas w radiu, nie mamy menedżera” – rapowali w czasie wieczornego koncertu jezuici o. Fabian Błaszkiewicz, czyli „DJ Fabbs”, i o. Marcin Baran, na którego mówią „Baranek”. Pracują w różnych ośrodkach, ale co roku skrzykują się, żeby przyjechać na Ignacjańskie Dni Młodzieży. Co najmniej jeden wieczór należy do ich zespołu „Korzeń z Kraju Melchizedeka”. Jednak nie do końca jest tak, jak skandowali. Menedżerami IDM są ich uczestnicy – młodzi od 15 do 19 lat. Przez cały rok pracują w ramach 4-stopniowej formacji, spotykając się pod okiem animatorów i duszpasterzy w miejscach zamieszkania. Podsumowaniem są 9-dniowe rekolekcje i właśnie 5-dniowe IDM. – To nie zlot dla zabawy, ale poważna formacja rekolekcyjna zakończona zabawą – wyjaśnia o. Paweł Brożyniak, ogólnopolski koordynator Dni. W tym roku na pożegnalny wieczorny koncert przyjechał Darek Majelonek. Jednak podczas IDM młodzież nie tylko się bawi, ale też modli i uczy.

Pękła w nim miotła
– Cień i światło są przydatne, bo stanowią o trzecim wymiarze – Adam Laska, prowadzący warsztaty rysunku, przekonuje adeptów malarstwa szkicujących swoje dłonie. Obok ich pracowni, w holu piwnicy tutejszej szkoły ćwiczy 17-osobowy zespół chcących spróbować tańca współczesnego. – Przykładamy prawy policzek do posadzki i robimy skręt nogami – instruuje ich szefowa Kasia Gala. – To taniec z musicalu „Moulin Rouge”, ilustracja piosenki o kobiecie rozwiązłej – wyjaśnia. – Najważniejszy jest finał, kiedy spotyka Boga. Zainteresowani sztuką walki bushido ćwiczą w białych koszulkach na trawie w ogrodzie klasztornym. – Stopy do wewnątrz, zamykamy oczy, teraz każdy ma chwilę dla siebie – o. Wojtek Kowalski, zakonnik nie tylko śpiewający punk i reggae, ale też trenujący bushido, pozwala podopiecznym usiąść na trawie i wytchnąć po intensywnym wysiłku.

Jak posługiwać się przenośną radiostacją, uczą instruktorzy miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej. – Każdy powiat ma swój kanał, nie musicie wiedzieć, na którym nadajemy – zaznaczają. W budynku najbliżej bazyliki młodzi, pod okiem Zdzisława Pękalskiego z Bieszczadów, malują niekonwencjonalne ikony. – Jestem ich aniołem stróżem, czuwam nad ruchem pędzla – wyjaśnia artysta, który wstaje tu o czwartej rano, żeby malować. Większość z ponad 30 warsztatów odwiedzam wspólnie z moimi podopiecznymi, którzy zapisali się na zajęcia dziennikarskie. Razem redagujemy „IdM-ek, czyli Przegląd Magisowy”, pisemko Dni. – Poszedłem na warsztaty taneczne i pękła we mnie miotła – zwierza się jeden z uczestników. – Najważniejsze, żeby się przełamać i spróbować. Damian Cedro, redaktor „IdM-ka” marzył o zajęciach z siatkówki, ale brakło miejsc. Podczas warsztatów dziennikarskich, które wybrał trochę z musu, odkryliśmy, że drzemie w nim też talent dziennikarski.

Staszek ojca Pawła
Koledzy na widok o. Pawła zaczynają się śmiać: „Znowu będzie o Staszku”. Bo to on wpadł na pomysł, żeby patronem Dni obwołać św. Stanisława Kostkę. Nazywa go Staszkiem, jakby ten był kolegą zebranych. Przyszło mu to do głowy w starowiejskiej kaplicy, gdzie przechowywane są największe w Polsce relikwie świętego. – Staszka przedstawiają zwykle jako cukierkowego chłopca, z rumieńcami na policzkach, a to człowiek czynu – opowiada. – Miał 15 lat, tyle co ci młodzi, kiedy wszedł w konflikt najpierw z rodzicami, bo chciał iść do zakonu, a potem z Towarzystwem Jezusowym, które nie chciało go przyjąć. Ale nie zrażał się i pojechał do Rzymu, żeby przezwyciężyć opór materii i spełnić swoje marzenia, czyli wstąpić do jezuitów.

O. Paweł odkrył w listach Jana III Sobieskiego, że król wybrał św. Stanisława Kostkę na patrona wyprawy na Turków. – Nasz Staszek był patronem oręża polskiego – chwali się. W czasie IDM stale mówi się o spełnianiu marzeń. Bo hasło Dni to: „Nie bój się pragnąć”. – Wspólnoty jezuickie, w których spotykają się młodzi, nazywają się „Magis”, co znaczy „bardziej”, „wię-cej” – wyjaśnia o. Paweł. – Uczymy się przekraczać granice. – Starzy jezuici opowiadali, że przy przyjmowaniu do zakonu niezbędne jest początkowe zniechęcanie kandydata – śmieje się o. Peter Kurisko ze Słowacji. – Kiedy przychodził wieczorem do furty, kazali mu czekać do rana. Wytrwał, jeśli był przekonany. – Z „Magisu” wstąpiło do nowicjatu pięciu chłopaków: Bartek, Krzysio, Tomek, Błażej, Wojtek – wylicza zajmujący się nowicjuszami o. socjusz Mirosław Bożek. – Dzięki Dniom zobaczyli, że jest taki charyzmat, za którym mogą pójść.

Bez komórki
– Nasi animatorzy dbają, aby uczestnicy przestrzegali reguł, przez nie wzrastają – tłumaczy o. Maciej Szczęsny zajmujący się szkoleniem animatorów. – Na początku rekolekcji młodzi oddają telefony komórkowe, nie mogą pić, palić, nie ma „parkowania”, czyli indywidualnych sympatii. A wszystko po to, żeby mieli czas na bycie ze sobą i z Bogiem. – Niektórzy rodzice zwierzali się przez telefon, że ten brak kontaktu z dziećmi pomógł im zobaczyć swoje relacje z dystansu, dla niektórych to było pierwsze rozstanie bez telefonicznej kontroli – opowiada o. Tomasz Nogaj. – To młodzi uspokajali ich, że nie ma powodów do niepokoju. W tych Dniach ważne było tworzenie więzi między zebranymi. – Ojcowie nas zachęcali, żeby podczas każdego posiłku w namiocie zmieniać miejsca przy stole i poznać jak najwięcej osób – mówi Natalia Nasuta, 18-latka z Czechowic-Dziedzic. Polubiła dyżury w stołówce: – Przy okazji poznawałam innych i mogłam im pomóc, podawać wazy z zupą, drugie danie, chleb.

Tu nikt nie myśli: „jak cię nie lubię, to ci nie pomogę”. Wręcz przeciwnie – podkreśla. Kiedy jedna z dziewcząt zasłabła podczas Mszy, w trakcie obiadu koleżanki czuwały, żeby zjadła jak najwięcej, bo okazało się, że się odchudza. Jedną z popularniejszych zabaw była „śpisz pod mostem”. Jeżeli dotknięty w ciągu 10 sekund nie zrobił z dłoni domku nad swoją głową i nie dotknął drugiego, mu-siał „spać pod mostem”. Ale tak naprawdę nikomu nie groziła tu bezdomność i samotność. Wielu z młodych otwarło się i mó-wiło o swoich trudnych sprawach. – W naszej grupie poczułyśmy do siebie zaufanie. Wyrzucałyśmy z siebie to, co boli, czym się martwimy – zwierza się Iza Zajączkowska z Kłodzka. „Ojcowie” i „bracia” to były najczęściej powtarzane przez nich słowa. Bo to zakonnikom można było się zwierzyć, odbyć spowiedź, znaleźć radę. – Prawdziwym przeżyciem była dla mnie spowiedź generalna – zdradza 17-letnia Kasia Gala. – Przerażało mnie to, że muszę przejrzeć całe życie i zobaczyć jego najsłabsze momenty. Poszła do ojca z Gdańska, który wydawał jej się najbardziej niedostępny. – Teraz jestem radosna, wolna od grzechów – cieszy się.

Zakręceni
Na IDM większość nosiła „mówiące” T-shirty z nadrukami. „Jezus żyje. A ty?”. Tak, nie rozmawiając ze mną, zadał mi pytanie mijający mnie chłopak z takim napisem na plecach. – Wspólnota „Magis” to nie żadne zbiorowisko dewotów, którzy gadają wyłącznie o Bogu - podkreśla Natalia. - Przyjechało tu sporo zakręconych na punkcie muzyki, tańca, sportu, można się od nich zarazić. Sama mocno przeżyła poprzedzające Dni rekolekcje. - Modliłam się o uzdrowienie oczu i żeby doświadczyć Bożej obecności - opowiada. - Nigdy w nią nie wątpiłam, ale wtedy, podczas modlitwy, poczułam Boga niemal materialnie, jakby był obok. Widzę jak dawniej, ale wzrok duchowy mam teraz wyostrzony. Dodaje, że przed rekolekcjami była zamknięta w sobie, bała się odezwać na forum klasy. -– Teraz jestem spokojniejsza i odważna - przyznaje. – Sama panią znalazłam, by dokończyć naszą rozmowę - dodaje. Dla Kasi Gali najważniejszy jest Bóg. - Trzeba z nim żyć na co dzień, nie odstawiać do kąta – ma to przemyślane. - W mojej klasie jest 90 procent niewierzących, a ja wobec nich podkreślam moją wiarę, nie boję się o niej mówić. I widzę, że to działa, starają się mnie zrozumieć.

Zwykle na korytarzach kolegium jezuickiego w Starej Wsi nie można spotkać kobiety. - Na jej wejście potrzebne jest specjalne zezwolenie – mówi brat Marcin Włodarek. Tu od 184 lat istnieje najstarszy w Europie nowicjat. Ale podczas IDM zakonnicy kilka razy dziennie mijają uczestniczki i prowadzące warsztaty. Na sześć dni wywraca się tutejszy porządek świata. Bo Ignacjańskie Dni Młodzieży są po to, żeby wywrócić zastany porządek. Nie tylko wśród zaproszonych młodych, ale też organizatorów - ojców jezuitów, którzy na ten czas znajdują się bliżej tych, którym chcą służyć. Wtedy widać, jak blisko młodzieży do zakonników. I jedni, i drudzy zgadzają się, że „dobre drogowskazy to nie są zakazy” – jak rapowała podczas jednego z wieczorów IDM grupa młodzieży z Opola.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.