Dobry biskup Ignacy

Julia Markowska

|

GN 43/2007

publikacja 30.10.2007 09:57

Tuż przed odlotem do Rzymu oznajmiłem przez telefon biskupowi Jeżowi, że będzie kardynałem – mówi bp Dajczak. Powiedziałem: – ściskam na odległość całym sercem. On po swojemu żartował: – Ostrożnie, nie ściskaj starego, bo mi duszno.

Dobry biskup Ignacy Opowieści biskupa Jeża (1914–2007) słuchało się z zapartym tchem. Henryk Przondziono

Kiedy zaczynał opowiadać, wszyscy zamieniali się w słuch. Najbardziej zapadały w pamięć jego anegdotki, w których pokazywał dystans do siebie samego. – Gdy niezapowiedziany odwiedziłem kiedyś abp. Jerzego Strobę, zaczął na mnie krzyczeć: Ja tu mam pełno roboty! Jak jeszcze raz przyjedziesz bez zapowiedzi, to cię psem poszczuję! Ja na to: Stroba, po pierwsze: nie masz psa. Po drugie: czy ty widziałeś, żeby jakiś pies rzucił się na jeża? Biskup Jeż urodził się koło Mielca 31 lipca 1914 roku. Po zakończeniu I wojny światowej jego rodzice osiedlili się w Katowicach. Za swoją małą ojczyznę uważał Śląsk – Ludzie są tam pracowici, zorganizowani, i tego wszystkiego się uczyłem od najmłodszych lat – przyznaje.

Dziecko w worku szmaciorza
Swoje powołanie do kapłaństwa biskup określał jako naturalny, spokojny proces. Konsekwencję wzrastania w pobożnej, katolickiej rodzinie i wpływu profesora od religii, ks. Roberta Josińskiego. – On każdego z nas wspaniale znał i mógł nim pokierować poprzez dobrze prowadzoną Sodalicję Mariańską.

Nieraz przytaczał też prawdziwą opowieść: jako 12-letni chłopiec widział, jak kilkumiesięczne niemowlę wypada z okna trzeciego piętra; wbrew wszystkiemu dziecko przeżyło – wpadło do worka „szmaciorza”, który zbierał po domach stare szmaty. W młodym Ignacym Jeżu zrodziła się wówczas pewność: Jesteśmy w rękach Opatrzności, więc każda przygoda kończy się dobrze.

Po maturze wstąpił do Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego w Krakowie. Studiował teologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. 20 czerwca 1937 r. w prokatedrze pw. śś. Piotra i Pawła w Katowicach przyjął święcenia kapłańskie z rąk biskupa Stanisława Adamskiego. Jako wikariusz trafił do parafii Wniebowzięcia NMP w Hajdukach Wielkich, gdzie proboszczem był bł. ks. Józef Czempiel.

Po męczeńskiej śmierci ks. Czempiela młody kapłan odprawił Mszę św. za spokój jego duszy. Gestapo uznało, że to „manifestacja o charakterze antypaństwowym i działanie przeciw okupantowi”. Został aresztowany i osadzony w katowickim więzieniu. Po trzech tygodniach przewieziono go do obozu koncentracyjnego w Dachau, gdzie przebywał do końca wojny.

Numer obozowy 37 196
– Do dziś pamiętam słowa powitania wypowiedziane przez jednego z esesmanów, że jedyna droga do wolności prowadzi stąd przez komin krematorium – wspominał biskup. Z powodu głodu i wycieńczenia zachorował na tyfus. Przeżył dzięki sześciu kroplom opium na kostce cukru, wykradzionych przez młodego warszawiaka Afka z apteczki w szpitalu dla esesmanów. Kiedy wyzdrowiał, sam zgłosił się do pracy na blok, w którym przebywali więźniowie zarażeni tą straszną chorobą. Opiekował się tam chorymi i pełnił posługę kapłańską. Wielu byłych więźniów zarzucało biskupowi, że o pobycie w obozie mówi zbyt delikatnie, nie ukazując całego okrucieństwa tego miejsca. – Mimo strasznego upodlenia zdarzały się tam też przypadki heroizmu i ratowania człowieczeństwa – mówił, przypominając słowa św. Pawła: „Gdzie wzmógł się grzech, tam szerzej rozlała się łaska”. Po wyzwoleniu obozu przez Amerykanów kapłan został kapelanem obozu dla Polaków w Göppingen k. Stuttgartu.

Jan Paweł II nazwał go „budowniczym mostów” pomiędzy Polską a Niemcami. Biskup Jeż wyjaśniał, że w Dachu poznał Niemców, którzy byli przeciwnikami systemu hitlerowskiego. – To kazało nam nawet w obozie patrzeć na Niemców z innego punktu widzenia. Oni czuli się winni i starali się to wyrównać, a my powtarzaliśmy: „jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”, więc wypadało dać kres nienawiści, którą przeżyliśmy, i do pojednania doprowadzić.

Pracę biskupa na rzecz pojednania docenił w 2002 roku prezydent Niemiec, przyznając mu Wielki Krzyż Zasługi Republiki Federalnej Niemiec. Prezydent Lech Kaczyński 2 czerwca 2007 roku przyznał biskupowi seniorowi Krzyż Wielki Odrodzenia Polski „za wybitne zasługi na rzecz przemian demokratycznych w Polsce i za zaangażowanie we współpracę polsko-niemiecką”. – To miłe, że otrzymałem odznaczenie za to, co przez te wszystkie lata zrobiłem dla Kościoła i Polski – komentował biskup senior. Zdaniem abp. Kazimierza Nycza, to odznaczenie nie dla biskupa Jeża było najważniejsze, ale dla nas. Żebyśmy się uczyli doceniać i być wdzięczni za autorytety, za ludzi wielkich, jakim był bp Ignacy Jeż.

Ogień na Ziemiach Odzyskanych
Po powrocie do kraju był m.in. dyrektorem Gimnazjum Katolickiego św. Jacka w Katowicach. Choć był wymagającym wychowawcą, jego uczniowie przez całe lata utrzymywali z nim serdeczne kontakty. W 1960 roku został konsekrowany przez kard. Stefana Wyszyńskiego na biskupa pomocniczego w Gorzowie Wielkopolskim. Dewiza jego posługi brzmiała: Veni ignem mittere – Przyszedłem rzucić ogień. Biskup Ignacy uczestniczył w obradach Soboru Watykańskiego II.

W 1972 roku został pierwszym ordynariuszem nowo utworzonej diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. Stworzył jej mocne fundamenty, choć nie było to proste. – Po wojnie Ziemie Odzyskane zostały zasiedlone zupełnie nową ludnością, byli to m.in. osadnicy wojskowi, więźniowie obozów koncentracyjnych i ci szukający lepszej przyszłości – opowiadał biskup. – Oni długo wierzyli, że wrócą na swoje tereny. Wielu z nich dopiero nowe kościoły, utworzenie diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej uświadomiło, że zostaną tutaj na stałe. Biskup Jeż powtarzał, że największym osiągnięciem było powstanie i rozwój nowej diecezji, wbrew działaniom ówczesnej władzy, która uważała, że Kościół ma powoli obumierać. Pomimo sprzeciwu komunistów erygował ponad 100 nowych parafii w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, wyświęcił ponad 200 kapłanów. Był inicjatorem i patronem Koszalińsko-Kołobrzeskiego Biskupiego Komitetu Pomocy „Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom” w stanie wojennym. Jako ordynariusz podejmował w diecezji Jana Pawła II podczas pielgrzymki do Ojczyzny w czerwcu 1991 roku. Papież w czasie tej wizyty poświęcił jedno z największych dzieł biskupa – Wyższe Seminarium Duchowne w Koszalinie, którego budowa rozpoczęła się w 1981 roku.

Ignaś, Ignaś
Biskup Ignacy wielokrotnie opowiadał o tym, jak ważny dla niego był Jan Paweł II. – Byliśmy kolegami w Episkopacie Polskim osiemnaście lat. On do końca zawsze mówił: „Ignaś, Ignaś”. Mi nie wypadało już mówić, jak dawniej, „Karolu”. Dwa dni po wyborze Papieża wracam z przechadzki po mieście do Kolegium Polskiego, a tu mi mówią, że mam iść na kolację do Ojca Świętego. Powiedziałem, żeby sobie robili kawały z kim innym, a nie ze mną, ale potem rektor Józef Michalik potwierdził, że był telefon od ks. Dziwisza. Okazało się, że w Rzymie było w tym czasie tylko dwóch polskich biskupów: ja i bp Wesoły. Mówię, że nawet nie wiem, jak się tam dostać, więc obiecali, że mnie zaprowadzą. Pierwsze spotkanie w białej sutannie, w białej piusce. Zupełnie nas zatkało. Jan Paweł II zapytał: Czemu nic nie gadacie. Wtedy zorientowaliśmy się, że on nie wie, co się na Placu św. Piotra działo, i zaczęliśmy mu o tym opowiadać. Gdy został papieżem, nieraz wspominaliśmy spływy kajakowe, gdyż kilka razy udało mi się dopchać do obiadu z Ojcem Świętym. Najpierw chodziliśmy ze Strobą, po jego śmierci chodziłem już sam, także jako emeryt się zgłaszałem, bo wspomnień było bez liku.

Zapracowany Emeryt
– Najtrudniejsze w pełnieniu funkcji biskupiej to branie odpowiedzialności za życie duchowe wielu tysięcy ludzi – mówił na jubileuszu 45-lecia sakry biskupiej. – Czy to w konfesjonale, czy przez kazania, które głosi, poprzez udzielanie sakramentów. W 1992 roku bp Ignacy Jeż zrezygnował z urzędu ze względu na wiek. Jednak na biskupiej emeryturze nie miał czasu na odpoczynek. Jego kalendarz był wciąż pełen nowych zadań. Wypełniał wszystkie posługi biskupie, bierzmował, odprawiał Msze na odpustach i jubileuszach. Nie za bardzo taki tryb życia podobał się jego lekarzom. – Ostatnio jedna lekarka poprosiła mnie, bym spojrzał w swoją metrykę – opowiadał niesforny pacjent. Na nic się to zdało, bo biskup Ignacy Jeż wciąż wymagał od siebie wiele. Już następnego dnia po wyjściu ze szpitala, wrócił tam…, by poświęcić nową windę. Z uśmiechem groził, że przez policję będzie ścigał tych, którzy informacje o jego hospitalizacji umieścili w Internecie. – Czy jak pójdę wyrywać ząb, to też napiszecie, że jestem ciężko chory? – pytał i nie zmienił trybu życia.

Jego serce, wspomagane od lat przez rozrusznik, nie wytrzymało. Umarł w Rzymie, gdzie dokładnie 29 lat temu, 16 października 1978 roku, witał nowego papieża Jana Pawła II. Jak powiedział pewien mądry ksiądz Jerzy: „Benedykt XVI chciał zrobić go kardynałem. Jan Paweł II zrobił go świętym”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.