Maryja, muzyka, maj

Szymon Babuchowski

|

GN 18/2007

publikacja 03.05.2007 21:17

Żeby śpiewać pieśni maryjne, trzeba mieć maj w sercu – uśmiecha się Elżbieta Grodzka-Łopuszyńska, sopranistka, której piękny głos słyszymy na płycie dołączonej do „Gościa”.

Maryja, muzyka, maj To ich dźwięki słyszymy na płycie: Elżbieta Grodzka-Łopuszyńska (sopran) i Julian Gembalski (organy). Józef Wolny

Przystrojone przydrożne kapliczki, udekorowane kwiatami figury, pod którymi gromadzą się wierni – to znak, że rozpoczął się maj. Bo „maić” to – jak podaje „Słownik języka polskiego” – przybierać, zdobić coś zielonymi gałązkami, liśćmi, kwiatami. „Chwalcie łąki umajone,/ Góry, doliny zielone./ Chwalcie cieniste gaiki,/ Źródła i kręte strumyki” – śpiewamy, a ten zachwyt nad rozkwitającą przyrodą łączy się z hołdem oddawanym Maryi. „Chwalcie z nami Panią świata” – dodajemy w drugiej zwrotce. Matka Boża, nazywana w pieśni „dzieł Boskich koroną”, często porównywana jest do kwiatów: róży albo lilii, symbolizujących jej duchowe piękno. Maryja jest najpiękniejsza, bo do końca zaufała Bogu. Dzięki temu, że nosiła Go w swoim ciele, promieniował z niej blask samego Stwórcy. Czy więc może być lepszy czas na wysławianie Matki Jezusa niż maj, kiedy przyroda w pełni już zbudziła się do życia?

Wieczory pod figurą
Pierwszą osobą, która wpadła na pomysł, by maj oficjalnie poświęcić Maryi, był trzynastowieczny król hiszpański Alfons X. Władca sam często brał udział w nabożeństwach, a poddanym zalecał, by wieczorami gromadzili się na modlitwy wokół figur Matki Bożej. Jednak świadectwa podobnych zgromadzeń w krajach Wschodu pochodzą z czasów znacznie wcześniejszych, bo już z V wieku. Nabożeństwo majowe w kształcie zbliżonym do dzisiejszego narodziło się w XVIII wieku we Włoszech. Do Polski trafiło wiek później – po raz pierwszy odprawili je u nas jezuici w Tarnopolu w 1838 roku. Po roku jezuita ks. Wincenty Buczyński wydał we Lwowie pierwszą książeczkę o nabożeństwach majowych. W połowie XIX wieku gorącym orędownikiem kultu Maryi w Galicji był o. Karol Antoniewicz, również jezuita. To właśnie on jest autorem tekstu pieśni „Chwalcie łąki umajone”. – Mamy w naszym kraju wielkie bogactwo kościelnych pieśni maryjnych – twierdzi prof. Julian Gembalski, kierownik katedry organów i klawesynu w Akademii Muzycznej w Katowicach. – Geneza wielu z nich wiąże się z konkretnymi sanktuariami maryjnymi, często mamy też w tych pieśniach do czynienia z ludową pobożnością. Nie zawsze są one poprawne pod względem teologicznym, bywają sentymentalne, co nie znaczy, że nie są piękne.

Pieśni w kolorze błękitnym
– Żeby śpiewać pieśni maryjne, trzeba mieć maj w sercu, poczuć w sobie radosny nastrój nabożeństwa majowego. To są pieśni w kolorze błękitnym – uśmiecha się Elżbieta Grodzka-Łopuszyńska, sopranistka, której głos słyszymy na płycie „Ave Maria”, dołączonej do „Gościa”. Temu głosowi towarzyszą na krążku dźwięki organów, za którymi zasiadł profesor Gembalski. Słuchając płyty, możemy się przekonać o walorach artystycznych pieśni maryjnych. – Kiedy ks. Tomasz Jaklewicz z „Gościa” zaproponował nam nagranie płyty, od razu zapaliliśmy się do tego pomysłu – opowiada wybitny organista. – Już na drugi dzień rozpisaliśmy scenariusz i wkrótce zaczęły się próby. Pozostawała tylko decyzja, gdzie ma się odbyć sesja. W końcu zdecydowaliśmy się na kościół Mariacki w Katowicach. W tym miejscu niecały miesiąc wcześniej nagrywaliśmy inną płytę, więc nie było problemów z ustawieniem brzmienia, rozkładem mikrofonów. Jedynym mankamentem było położenie kościoła obok torów kolejowych. Sesje musieliśmy przeprowadzać po 21.30, kiedy już większość ekspresów wróciła do Katowic…

Na płycie oprócz znanych polskich pieśni znajdziemy też m.in. pochodzącą z Francji pieśń „Po górach, dolinach”. Nie mogło oczywiście zabraknąć licznych kompozycji rozwijających motyw „Ave Maria”. – Słyszymy je bardzo często na ślubach – mówi Elżbieta Grodzka-Łopuszyńska. – Myślę jednak, że trzeba do nich podchodzić za każdym razem na nowo. Nie wolno się w nich zestarzeć, tak jak Maryja nigdy się nie zestarzała. Pozostała piękna, młoda, jasna. Dla mnie każde śpiewanie „Ave Maria” jest medytacją, sposobem adoracji Matki w postawie dziecięctwa.

– Trzeba pamiętać, że pieśni maryjne to nie tylko twórczość ludowa, ale cała tradycja ogólnoeuropejska, związana z liturgią – przypomina profesor Gembalski. – Do najważniejszych tematów należy „Magnificat”, obecny także w liturgii protestanckiej, ponieważ jego tekst pochodzi z Pisma Świętego. Drugim ważnym blokiem są utwory „Stabat Mater”, mówiące o cierpieniu Matki Boskiej pod krzyżem. Jako Polacy możemy się tu poszczycić jednym z największych arcydzieł w tym zakresie – „Stabat Mater” Szymanowskiego. W naszej tradycji jest też oczywiście wiele utworów inspirowanych „Bogurodzicą” – pierwszym hymnem rycerstwa polskiego. A także szereg pieśni mówiących o Maryi jako o Królowej Polski, które powstawały od czasu ślubów Jana Kazimierza. Do tego nurtu, łączącego pobożność maryjną z patriotyzmem, można zaliczyć takie pieśni jak „Z dawna Polski Tyś Królową” czy śląski hymn „Matko Piekarska”. Na naszej płycie pojawiają się one w postaci improwizacji organowych.

Radośnie i pasyjnie
Układ utworów został bardzo dokładnie przemyślany przez twórców albumu. – Chcieliśmy, żeby płyta miała swoją dramaturgię – zaznacza prof. Julian Gembalski. – Łącznikiem, nicią przewodnią jest na niej motyw „Ave Maria”. Znajdziemy więc zarówno te najbardziej znane „Ave Maria” – Schuberta czy Bacha–Gounoda, jak i przepiękny utwór Cacciniego, który na koncertach trudno mi grać bez wzruszenia. Z pieśni wybraliśmy te najpopularniejsze, aby wnieść element swojskości, domowości. – Oprócz radosnych pieśni zawarliśmy też takie utwory jak „Matki człowieczej lament”, jest więc także wejście w misterium cierpiącej Matki – dodaje Elżbieta Grodzka- -Łopuszyńska. – To dwa oblicza pieśni maryjnych: radosne, „majowe”, kiedy to my idziemy „tulić się jak dziatki”, i drugie oblicze, pasyjne, kiedy Maryja ofiarowuje nam swoje cierpienie, pokazuje jak kochać Jezusa ukrzyżowanego. – Momenty bolesne zgrupowaliśmy w jednym miejscu – mówi Julian Gembalski. – Natomiast całość kończy się prośbą „Sancta Maria ora pro nobis”, zawartą w utworze Girolamo Frescobaldiego. Mamy zatem i radość, i refleksję. Wierzę, że album będzie dla słuchaczy nie tylko przeżyciem estetycznym, ale w jakiś sposób też ich uwzniośli. Podobny, ewangelizacyjny wymiar chcemy nadać naszym koncertom, podczas których będziemy prezentować część repertuaru z tej płyty. Pierwszy z nich odbędzie się 27 maja i otworzy katowicki festiwal „Muzyka organowa w katedrze”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.