Głos milczącej Francji

Jacek Dziedzina

|

GN 05/2007

publikacja 06.02.2007 09:31

Duchowny symbolem Francji? Ojciec Pierre przełamał stereotyp samych Francuzów. Odszedł człowiek, który stał się sumieniem narodu. Nie tylko z powodu ubogich, którym poświęcił życie

Głos milczącej Francji – Ubóstwo jest wielkim wyzwaniem dla ludzkości – mówił o. Pierre. east news/HALEY/SIPA

Georges był po próbie samobójczej. – Nie mam ci nic do zaoferowania – powiedział mu ojciec Pierre. – A ty nie masz nic do stracenia, skoro chcesz umrzeć. No, więc zanim się zabijesz, proszę cię o pomoc, żeby pomóc innym – dodał. I w ten sposób zyskał pierwszego compagnon – towarzysza. To było lato 1949 roku. Czas, w którym francuski kapucyn ochrzcił swoje stowarzyszenie pomocy najuboższym ewangeliczną nazwą Emmaus.

Nie spodziewał się, że zasięg tego dzieła przekroczy jego wyobraźnię. Odszedł na drugą stronę, pozostawiając ruch liczący 115 wspólnot we Francji, ponad 400 grup w kilkudziesięciu krajach i dziesiątki punktów pomocy. Zostały tysiące bezdomnych i ubogich, którzy otrzymali motywację do wzięcia życia w swoje ręce. Abbé Pierre (ojciec Pierre), katolicki duchowny, przez dziesiątki lat był symbolem Francji. Państwa, które od dawna pracuje nad tworzeniem symboli z całkiem innego świata.

Już nie bezdomni
Człowiek-legenda. Takiego określenia doczekał się jeszcze za życia. Znany na świecie jako abbé Pierre, używał tego pseudonimu w czasie okupacji hitlerowskiej. I tak zostało. Wiele osób dopiero po śmierci dowiedziało się, że Henri Grous to prawdziwe nazwisko zakonnika, który zyskał wielką sympatię i popularność dzięki swojemu zaangażowaniu na rzecz ubogich. Urodził się 5 sierpnia 1912 roku w Lyonie. Prawdopodobnie z domu rodzinnego wyniósł wrażliwość na potrzeby bliźnich: jego ojciec był członkiem bractwa religijnego, które opiekowało się ubogimi.

Był konsekwentnym społecznikiem. Oprócz udziału we francuskim ruchu oporu, w latach 1945–51 był członkiem parlamentu. Już wtedy zasłynął jako człowiek upominający się o prawa i godność ludzi wyrzuconych poza margines społeczny. W 1949 roku założył pierwszą wspólnotę Emmaus.

Nie chciał jednak tworzyć tylko noclegowni czy schronisk dla bezdomnych. Uważał, że każdy z nich powinien sam zadbać o swoje życie. Dzisiaj wspólnoty prowadzą własne sklepy z używanymi, naprawionymi przez mieszkańców (compagnons) rzeczami. W ten sposób, kiedyś bezdomni, zarabiają na skromne, ale godniejsze życie.

Francuzi zapamiętali abbé Pierre’a ze słynnego wystąpienia w telewizji w 1954 roku. To była ostra zima. W centrum Paryża znaleziono martwą bezdomną kobietę. Ojciec Pierre w dramatycznym przemówieniu prosił rodaków o przebudzenie i „rewolucję dobra”: – Przyjaciele, pomocy! – wołał i mówił o setkach ludzi, którzy tej nocy bez dachu nad głową narażeni są na śmierć. Odwoływał się do emocji widzów: – Kiedy dzisiaj będziecie leżeć w ciepłych łóżkach, na wygodnych poduszkach, pomyślcie o nich – krzyczał.

Leszek Lizoń i Robert Opoka prowadzili w Nowym Sączu dom dla bezdomnych. W latach 90. wyjechali do Francji, do jednego z domów Emmaus. Szukali nowych inspiracji. – Cała filozofia tego ruchu była odrębna od tego, co do tej pory robiliśmy. Teraz jest tak, że to ich dom, dawnych bezdomnych. My im tylko pomagamy – mówi Leszek Lizoń. – Kiedyś Abbé przyjechał do nas – wspomina. – Cały czas chciał z tymi chłopakami rozmawiać, był stale spragniony kontaktów z ludźmi. Nie zależało mu na spotkaniach z władzami, ale ze zwykłymi ludźmi – dodaje.

Radykalny czy popkatolik?
Różne są wersje, dlaczego katolicki ksiądz stał się symbolem tak zlaicyzowanego kraju. Jedni twierdzą, że uosabiał uniwersalne wartości, a zwłaszcza braterstwa i solidarności. Dla innych jego katolickość była atrakcyjna z powodu dość kontrowersyjnych poglądów, z którymi się nie krył. W wywiadzie-rzece „Mój Boże… dlaczego?” podawał w wątpliwość sens celibatu (sam przyznał się, że już jako kapłan złamał przyrzeczenie czystości), a nawet okazywał zrozumienie dla chęci wychowywania dzieci przez pary homoseksualne. Nie dawał się jednak zaszufladkować. Kiedyś zaproszono go do telewizji, gdzie odbywała się dyskusja o prezerwatywach. Spodziewano się, że – jako krytyk Watykanu – wystąpi z poparciem dla antykoncepcji. Jednak on wstał i powiedział, że przed AIDS chroni wierność. Wszyscy zaczęli gwizdać.

Frédéric Lenoir na łamach francuskiego dziennika „Le Monde” powiedział, że ojciec Pierre bardzo kochał Kościół. – Zawsze uważał Kościół za swoją rodzinę. Celebrował codziennie Eucharystię i miał wielką miłość do Dziewicy Maryi – mówi. Ojciec Pierre miał głęboko chrześcijańskie podejście do śmierci. Pisał, że żył „niecierpliwie czekając na śmierć”, bo chciał przybliżyć się do momentu, który będzie „spotkaniem z Miłością absolutną”. W dzisiejszej Francji tylko takie osobowości i wspólnoty żywej wiary są jeszcze w stanie przekonać ludzi do chrześcijaństwa. Żadne sympozja, referaty, tanie kaznodziejstwo. Abbé Pierre był nie tylko głosem milczącej, bezdomnej Francji. Także tej zapomnianej, chrześcijańskiej.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.