W zwierciadle SB

Andrzej Grajewski, ks. Jerzy Myszor

|

GN 45/2006

publikacja 02.11.2006 12:27

Ks. Wiktor Skworc, obecny biskup tarnowski, nie wiedział, że w wyniku rozmowy w wydziale paszportowym w 1979 r. zostanie zarejestrowany jako tajny współpracownik o pseudonimie „Dąbrowski”.

W zwierciadle SB Kanclerz Kurii Diecezjalnej w Katowicach ks. Wiktor Skworc, czerwiec 1985 r. ARCHIWUM KURII ARCHIDIECEZJALNEJ W KATOWICACH

Sam biskup w wywiadzie dla „Gościa Nie-dzielnego” powiedział, że trzeba się zmierzyć z własnym życiorysem. To trudne zadanie. Zarówno dla osoby podejmującej takie wyzwanie, jak i dla historyków prowadzących badania. Z inicjatywy biskupa Skworca w czerwcu br. podjęliśmy pracę nad jego biografią z okresu, gdy był kapłanem diecezji katowickiej.

W trakcie prac w archiwum IPN w Katowicach natrafiliśmy na materiały świadczące o kontaktach SB z nim. Ksiądz biskup poprosił nas, abyśmy zapoznali się z tymi materiałami i wydali o nich obiektywny osąd. Wskazał także na „Gościa Niedzielnego” jako miejsce publikacji. Poszerzona wersja tego tekstu, opatrzona aparatem naukowym, ukaże się w „Śląskich Studiach Teologiczno-Historycznych”.

Specyficzne źródła
Już tytuł artykułu powinien czytelnikowi zwrócić uwagę na fakt, iż jest to przede wszystkim analiza materiałów wytworzonych przez funkcjonariuszy organów bezpieczeństwa. A więc mieliśmy do czynienia z „krzywym zwierciadłem” dokumentacji wytworzonej przez organa bezpieczeństwa.

Tych akt nie można w żadnym przypadku porównywać z dokumentami wytworzonymi na przykład przez sądy. Do tych dokumentów należy podchodzić z wielką ostrożnością. Jeśli to możliwe, należy zestawiać je z innymi źródłami.

Jak każdy duchowny, ks. Wiktor Skworc posiadał teczkę TEOK nr 34455, założoną z chwilą wstąpienia do seminarium duchownego w Krakowie. Został wciągnięty na listę osób „do rozpracowania”. Ta teczka została zniszczona prawdopodobnie w 1989 roku.

Dokumentacja, która znajduje się w oddziale IPN w Katowicach, obejmuje trzy grupy dokumentów – teczkę personalną (IPN Ka 0040/1406), mikrofilm teczki personalnej, teczkę pracy TW „Dąbrowski” (IPN KA 00233/821, t.1 i 2). Są to dokumenty sprawy nr 43701/I, z której zostały wyłączone i zniszczone pisma przewodnie, duplikaty oraz dokumenty techniki operacyjnej. Zachowała się natomiast cała dokumentacja kontaktów z ks. Skworcem.

Incydent w Ustce
Nic nie zapowiadało, że wizyta ks. Skworca 25 marca 1979 r. w Ustce będzie miała dla niego tak znaczące konsekwencje. Odwiedzał wówczas swego kolegę ks. Henryka Jersza, kapłana pochodzącego ze Śląska, a pracującego wówczas w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej.

SB „z techniki operacyjnej” – podsłuch lub doniesienie agenturalne – dowiedziała się, że gościem ks. Jersza będzie kapelan biskupa katowickiego. Fakt, że ks. Skworc był już wówczas śledzony, dowodzi, że bezpieka interesowała się nim od dawna i prowadziła rozpracowanie jego osoby. Śledzący go w Ustce funkcjonariusze zauważyli, że „kierowca załadował do bagażnika znaczne ilości różnego rodzaju pakunków”. Samochód ks. Skworca był cały czas obserwowany, a w rejonie Miastka ustawiono blokadę drogową. Sprawdzano dokumenty i zawartość bagażnika.

Okazało się, że leżała tam „znaczna ilość produktów pochodzących z Baltony”, jak zapisał później kierujący operacją kpt. Ryszard Poturaj ze Sławna. Były to głównie artykuły spożywcze, wszystko, czego w normalnych sklepach brakowało. O zatrzymaniu ks. Skworca został poinformowany gen. Konrad Straszewski, dyrektor IV Departamentu SB, jeden z najważniejszych ludzi w ówczesnej strukturze tajnej policji politycznej.

Ks. Wiktora zatrzymano i przesłuchano. Przedstawiono mu fikcyjne zarzuty, że jest wmieszany w sprawę nielegalnego obrotu towarami spożywczymi przez pracowników „Baltony”. Poinformowano, że będzie musiał stanąć przed Kolegium ds. Wykroczeń, jako podejrzany w sprawie „nielegalnego obrotu towarami poszukiwanymi na rynku”. Z dzisiejszej perspektywy trudno zrozumieć, dlaczego ks. Skworc obawiał się skandalu z powodu legalnego kupna kilku puszek szynki.

Trzeba pamiętać jednak o atmosferze tamtych czasów. Ciągłe braki na rynku sprawiały, że lepsza żywność była towarem deficytowym. Opinia publiczna była niezwykle wyczulona na wszystkie informacje o nieoficjalnym rozdziale produktów delikatesowych. W tej sytuacji informacja, że kapelan biskupa kupował w „Baltonie” artykuły spożywcze, mogła być wykorzystana do szkalowania zarówno jego, jak i biskupa. Ks. Skworc nie mógł wiedzieć, że wszystkie te zarzuty były wyssane z palca. Jak wynika z dokumentacji jego rozpracowania, chodziło tylko o to, by go zastraszyć, by był przekonany, że SB ma na niego haka. Niestety, ten plan się powiódł.

Kłopoty wracają w Katowicach
28 kwietnia 1979 r. do ks. Skworca zadzwonił kpt. Jerzy Wach i zaprosił go na spotkanie „w sprawie Słupska”. Jerzy Wach był doświadczonym funkcjonariuszem SB w Katowicach. Był wówczas zastępcą naczelnika wydziału IV, a więc nadzorował inwigilację duchowieństwa w całym województwie katowickim.
Pierwsze spotkanie odbyło się w Wydziale Paszportów KW MO w Katowicach. Ks. Skworca poinformowano, że śledztwo w sprawie przestępczej działalności w „Baltonie” rozwija się, a on będzie ważnym świadkiem, a może nawet podejrzanym.

Cała sprawa była absurdalna, gdyż zakup, którego dokonał, był jak najbardziej legalny. Tymczasem kpt. Wach postraszył go, że będzie odpowiadał z artykułu karnego, „kto, nie mając uprawnień handlowych, gromadzi w celu odsprzedaży z zyskiem towarów w ilościach oczywiście niewspółmiernych do potrzeb własnych jako konsumenta, podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech”. Ks. Skworc przekonywał, że chociaż nie miał świadomości, że popełnia przestępstwo, gotów jest ponieść odpowiedzialność i powiadomić o wszystkim biskupa Bednorza.

Dalszą rozmowę kpt. Wach prowadził w taki sposób, że straszył ks. Skworca ewentualnymi sankcjami karnymi, m.in. wywiadem środowiskowym w miejscu zamieszkania, a jednocześnie dawał mu do zrozumienia, że gotów jest mu pomóc. Elementem tej gry była z pozoru niewinna prośba, aby sprawdzić akta personalne ks. Jersza. Jak zapisał później w notatce: „będę dążył do tego, aby ks. Skworc informacje dot. ks. Jersza przekazał mi na piśmie, byłby to dodatkowy element łączący go ze mną – przy ewentualnych oporach, co do dalszego kontaktowania się ze mną”. Plan kpt. Wacha powiódł się. Na następnym spotkaniu esbek otrzymał interesujące go dane. Nie wiadomo, czy zostały przekazane w formie ustnej, czy pisemnej.

Nie były to żadne tajne informacje, można je było znaleźć w każdym roczniku diecezjalnym, ale z pewnością przekazywanie ich w takim trybie umocniło kpt. Wacha w przekonaniu, że może liczyć na dalsze dobre kontakty. W materiałach na temat przebiegu werbunku kandydata na TW wysoko zostały ocenione możliwości operacyjne ks. Skworca: „Jako sekretarz i kapelan ordynariusza ma bezpośrednie dotarcie do źródłowych materiałów dotyczących działalności i założeń programowych Kurii Katowickiej, a ponadto jest doskonale zorientowany o wszelkich ruchach i poczynaniach zarówno Herberta Bednorza, jak również biskupów pomocniczych”. Bp Skworc, wspominając tamtą rozmowę, mówi, że o incydencie w Ustce powiedział bp. Bednorzowi. Za zgodą biskupa odbył także rozmowę w wydziale paszportowym.

„Okresowe spotkania”
Trzeba w tym miejscu jasno stwierdzić, że dalsze kontakty ks. Skworca z funkcjonariuszami SB nie spełniły czekiwań oraz nadziei, jakie mieli, nawiązując z nim kontakt. 24 października 1979 r. doszło do kolejnego spotkania ks. Skworca z kpt. Wachem, który przedstawiał się księdzu jako Wesołowski. Rozmawiali w wydziale paszportowym przy okazji odbioru przez ks. Skworca paszportu.

W dokumencie, który nosi nazwę „Raport z przeprowadzonej rozmowy werbunkowej z Wiktorem Skworcem”, znajduje się zdanie, które jest kluczowe dla zrozumienia dalszych dziejów tych kontaktów. Kpt. Wach napisał m.in.: „Przystąpiłem do zasadniczej części rozmowy werbunkowej, tj. przedstawienia propozycji – potrzeby okresowego spotykania się celem omówienia – wyjaśnienia wybranych interesujących mnie problemów dot. działalności katowickiej kurii. Kandydat wyraził zgodę na moją propozycję, prosząc mnie przy tym, aby te spotkania nie były zbyt częste i związane były z omawianiem faktycznie ważnych problemów”.

Z tego zapisu wynika, że ks. Skworc nie miał świadomości, że będzie dalej traktowany jako tajny współpracownik SB, zgodził się natomiast na nieformalne kontakty z przedstawicielem władzy. O tych kontaktach, jak twierdzi dzisiaj, bp Bednorz był informowany. Autorzy pamiętają także z relacji innych osób, np. ks. red. Stanisława Tkocza, że bp Bednorz tolerował kontakty niektórych duchownych ze swego otoczenia z funkcjonariuszami SB. Sprawą otwartą pozostaje, czy w ramach tych kontaktów nie zostały przekroczone niezwykle płynne i cienkie granice, dzielące zabiegi o sprawy istotne dla Kościoła od przekazywania informacji użytecznych dla SB, czy wręcz aktywnej współpracy z tajną policją, ze szkodą dla biskupa i lokalnego Kościoła. Czy nie przekroczył jednak granicy, np. gdy wyrażał negatywne opinie na temat działalności Kazimierza Świtonia? Nawet jeśli uzasadnione były jego wątpliwości co do metod działania opozycjonisty. Wyjaśnienia wymaga także kwestia przyjmowania drobnych upominków, co kpt. Wach starannie odnotował, a także spotkań w prywatnym samochodzie oficera SB.

Ks. Skworc nie wiedział, że w wyniku rozmowy w wydziale paszportowym zostanie zarejestrowany jako tajny współpracownik o pseudonimie „Dąbrowski”. Jednocześnie trzeba także stwierdzić, że posługując się resortową logiką, kpt. Wach nie dokonał nadużycia, rejestrując swego rozmówcę, wprawdzie bez zobowiązania do współpracy, jako tajnego współpracownika. SB zawsze chodziło o pozyskiwanie informacji, a nie o przestrzeganie określonych procedur. Zwłaszcza że wówczas obowiązujące w resorcie przepisy umożliwiały rejestrowanie duchownych jako tajnych współpracowników, bez wyrażenia przez nich zgody na piśmie.

TW „Dąbrowski”?
W notatce z rozmowy werbunkowej jest jeszcze jeden ważny zapis, który wymaga weryfikacji. Otóż, zdaniem kpt. Wacha, ks. Skworcowi zależało na utrzymaniu tych kontaktów w tajemnicy przed bp. Bednorzem. Jednak szereg dokumentów z kościelnych archiwów, a także relacji wielu osób dobrze pamiętających tamte czasy skłania do odrzucenia takiej tezy.

Dość powszechna bowiem była wiedza wśród pracowników Kurii Diecezjalnej w Katowicach o tym, że ks. Skworc odpowiedzialny jest za kontakty z władzami, także z SB. Już jako kapelan biskupa był odpowiedzialny za kontakty z władzami państwowymi, co znalazło swoje potwierdzenie w późniejszym dekrecie nominacyjnym na kanclerza kurii katowickiej, gdzie zlecono mu „utrzymywanie kontaktów z władzami wojewódzkimi w ramach zleconych przez Biskupa Ordynariusza czy Wikariuszy Generalnych”.

Można więc przypuszczać, że zdanie o zamiarze ukrycia tych spotkań przed ordynariuszem kpt. Wach wpisał, aby uwiarygodnić tezę, że rzeczywiście udało mu się pozyskać ważnego informatora. Przekazał mu także numer telefonu i powiedział, że jeśli będzie potrzebował pilnie z nim się skontaktować, może zadzwonić pod wskazany numer, przedstawiając się jako „Dąbrowski”.

W całej dokumentacji nie ma żadnego śladu, aby ks. Skworc kiedykolwiek posługiwał się tym pseudonimem. Jest natomiast adnotacja, że „w rozmowie starannie dobiera słów, odpowiada precyzyjnie, widać wyraźnie, że nie chce powiedzieć za dużo”.

A także, że „nie starał się jednak samorzutnie powiedzieć coś więcej, aby potwierdzić znajomość dogłębnie poruszanego problemu”. W innym miejscu znajduje się adnotacja: „mówi w trybie przypuszczającym własne opinie”. Jest także inna, ważna wskazówka informująca, że ks. Skworc chciał nadać tym kontaktom charakter oficjalny. Jak odnotował funkcjonariusz, ksiądz wzywany na spotkania do komendy MO przychodził w koloratce.

Z zachowanej dokumentacji spotkań ks. Skworca z kpt. Wachem jednoznacznie wynika, że rozmowy miały charakter ogólnikowy i w ich trakcie nie były przekazywane żadne inne informacje aniżeli te, o których oficerowie SB i tak wiedzieli z oficjalnych komunikatów lokalnego Kościoła. Nie ma w nich także charakterystyk personalnych jakiegokolwiek duchownego ani informacji, które w jakikolwiek sposób mogły być wykorzystywane przeciwko bp. Bednorzowi i jego otoczeniu.

Część tych kontaktów miała charakter kontaktów służbowych, chociaż były przedstawiane przez oficera SB jako konspiracyjne. W grudniu 1979 r. kpt. Wach spotkał się z ks. Skworcem w swoim prywatnym samochodzie. Jak zaznacza, „zasady konspiracji zostały zachowane”, a jednocześnie dodaje, że TW „Dąbrowski” w trakcie spotkania oddał mu paszport swój i ordynariusza oraz odebrał ich dowody osobiste.

Trudno przypuszczać, aby bp Bednorz nie wiedział, że ks. Skworc oddał SB jego paszport, skoro ten następnie przyniósł mu jego dowód osobisty. Przełożeni kapitana Wacha byli wyraźnie rozczarowani informacjami, jakie uzyskiwał ze spotkań z ks. Skworcem. Świadczy o tym odręczna notatka z 7 maja 1980 r., umieszczona na marginesie jednego z raportów kpt. Wacha, że „jak na możliwości, jakie ma TW i rzeczy, które istotnie się wokół niego dzieją – to bardzo skromne”. Było to trafne spostrzeżenie, biorąc pod uwagę, że ks. Skworc towarzyszył bp. Bednorzowi we wszystkich rozmowach z władzami państwowymi różnego szczebla, m.in. w sprawach personalnych oraz budownictwa sakralnego.

Interwencje i rozmowy
Z teczki personalnej ks. Skworca wynika, że od października 1979 r. do września 1980 r., kiedy został kanclerzem kurii diecezjalnej, spotkał się sześć razy z kpt. Wachem. Jak zapisał oficer prowadzący: „TW »Dąbrowski« z chwilą objęcia stanowiska kanclerza kurii nie reagował na telefoniczne uzgadnianie terminu spotkania się, tłumacząc się zawsze dużą ilością pracy i zajęć przy ordynariuszu. Obiecywał, że »przy okazji się zobaczymy«, lecz nigdy słowa nie dotrzymał.

Spotkania z nim odbywałem okazjonalnie przy wyjazdach biskupa Bednorza za granicę i załatwieniu dla niego paszportu”. Rzeczywiście z okresu 1981–1986 nie ma żadnych dokumentów świadczących o kontaktach ks. Skworca z funkcjonariuszami SB. A był to okres w życiu ks. Skworca bardzo ważny. Stan wojenny zastał go za granicą, skąd natychmiast wrócił, aby wspomagać wtedy już 70-letniego biskupa Bednorza. Po powrocie do kraju, w uzgodnieniu z ówczesnymi władzami – komisarzami wojskowymi i SB – organizował wyjazdy biskupa Bednorza do internowanych. Specjalną troską otaczał rodziny dziewięciu górników, którzy zginęli w kopalni „Wujek”.

Wraz z kilkoma współpracownikami z kurii diecezjalnej oraz inż. Andrzejem Sobańskim tworzy Biskupi Komitet Pomocy Więźniom i Internowanym i aktywnie uczestniczy w jego pracach. Komitet otaczał opieką ok. 3 tys. rodzin z całego regionu Śląska i Zagłębia. Kontaktując się z lekarzami działającymi w podziemiu (m.in. dr. Grzegorzem Opalą), włączył się w „przechowywanie” zagrożonych aresztowaniem, umieszczając ich w szpitalach. W 1982 r. zorganizował wraz z innymi pracownikami kurii diecezjalnej modlitwę biskupa Bednorza i księży dziekanów pod krzyżem koło kopalni „Wujek”. Chodziło o złamanie blokady SB i wymuszenie wolnego dostępu i modlitwy pod krzyżem.

Zachowała się natomiast dokumentacja z siedmiu spotkań z lat 1986–1988. Nie uczestniczył w nich już kpt. Wach, lecz kpt. Jerzy Paliwoda, naczelnik sekcji trzeciej z III wydziału SB w Katowicach, a więc z pionu politycznego, a nie wyznaniowego. Wcześniej był szefem katowickiej grupy „D”, odpowiedzialnej za działania specjalne. W istotny sposób zmienia się także przedmiot rozmów.

Wiadomo nam , że w tym czasie ks. Skworc był oficjalnie delegowany do rozmów z organami bezpieczeństwa. Ich celem miało być zapobieganie eskalacji konfliktów społecznych na Górnym Śląsku. Dlatego znaczna część spotkań po 1986 roku ma charakter interwencji politycznych, mających na celu rozładowanie jakiegoś lokalnego konfliktu, np. wokół krzyża w kopalni „Wujek”, a także problemów emigracji do RFN, w tym także wyjazdów duchownych. Interwencyjny charakter ma zwłaszcza spotkanie z lutego 1987 r., po zatrzymaniu przez SB czterech górników z kopalni „Mysłowice”, którzy modlili się przed obrazem św. Barbary.

Co ciekawe, chociaż notatki z tych spotkań wpięte zostały do teczki pracy TW „Dąbrowskiego”, jest w nich mowa o spotkaniach z wymienionym z nazwiska ks. kanclerzem Wiktorem Skworcem. To ważna wskazówka, że w tym czasie SB traktowała takie rozmowy jako część nieformalnych kontaktów z władzami kościelnymi, choć gromadziła je w części dokumentacji operacyjnej.

Po przejściu bp. H. Bednorza na emeryturę nowy biskup Damian Zimoń potwierdził ks. W. Skworca na urzędzie kanclerza. Podobnie jak wcześniej, prowadził on rozmowy z władzami; zawsze towarzyszył biskupowi w rozmowach z władzami państwowymi i partyjnymi.

Kwestia interpretacji
Łącznie w ciągu blisko 10 lat miało miejsce 12 spotkań ks. Skworca z dwoma oficerami SB. Z dokumentacji zebranej przez SB wynika, że ks. Skworc utrzymywał nieformalne kontakty z tajną policją, które tamta strona interpretowała w kategoriach operacyjnych jako tajną współpracę. Przekazywane przez niego informacje nie miały większej wartości operacyjnej, na co zwracali uwagę przełożeni funkcjonariuszy, utrzymujących kontakt z duchownym. Raczej zależało im na możliwości posiadania nieformalnego kanału użytecznego w sytuacjach kryzysowych, aniżeli zdobywania przez kontakt z ks. Skworcem ważnych informacji. Dla tajnej policji politycznej było to wystarczającym powodem, aby ten kontakt utrzymywać.

Dokumenty zgromadzone przez SB są ważnym świadectwem walki z Kościołem i trudnych wyborów, przed jakimi stawało wielu polskich kapłanów. Mogą być interpretowane w różnoraki sposób, to zależy także od intencji osoby, która się tego podejmuje. Niewątpliwie jednak przy ocenie tej dokumentacji zawsze należy mieć na uwadze historyczny kontekst, w jakim została wytworzona.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.