Dopowiedzenie

bp Wiktor Skworc ordynariusz tarnowski

|

GN 45/2006

publikacja 03.11.2006 08:46

Trzeba się zmierzyć z własnym życiorysem. Bo życiorys każdego duchownego, a zwłaszcza biskupa, powinien być przezroczysty.

Dopowiedzenie Henryk Przondziono

W wywiadzie, który ukazał się w 40. numerze „Gościa Niedzielnego”, na pytanie: A gdyby okazało się, że SB traktowała Księdza Biskupa jako tajnego współpracownika? odpowiedziałem, że „gdyby tak rzeczywiście było, prosiłbym, by te dokumenty zostały zbadane przez kompetentne gremia w Kościele katowickim, któremu przez 25 lat, w moim przekonaniu, wiernie służyłem”. Powiedziałem też, że trzeba się „zmierzyć z własnym życiorysem i poddać – jeśli zachodzą określone okoliczności – pod osąd Kościoła”.

Teczki pod lupą
Kiedy się dowiedziałem, że moje nazwisko widnieje w spisie archiwalnym IPN w Katowicach, natychmiast pisemnie upoważniłem dr. A. Grajewskiego, historyka i wówczas członka Kolegium IPN, do przeprowadzenia kwerendy materiałów na temat mojej osoby, znajdujących się zarówno w archiwach IPN, jak i w innych archiwach. Zwróciłem się również do metropolity katowickiego o powierzenie badania dostępnych archiwaliów kompetentnym osobom z Wydziału Teologicznego UŚ, które wchodzą w skład historycznej Komisji Archidiecezjalnej.

Powyższy tekst jest wynikiem zespołowej pracy dr. A. Grajewskiego i ks. prof. J. Myszora, powołanego przez Konferencję Episkopatu Polski do Komisji Historycznej. Autorzy omawiają jednostronne, wytworzone przez SB materiały, opisujące próby pozyskania mnie, w tamtych latach kapelana i sekretarza bp. H. Bednorza, do współpracy. Nie zamierzam polemizować z zawartością omówionych materiałów. Oświadczam jedynie, iż nigdy nie wyraziłem zgody na współpracę, a „zaszeregowanie” mnie przez SB jako TW było aktem jednostronnym, dokonanym bez mojej wiedzy.

Na podsłuchu
Jak wykazano w opracowaniu, w próbie werbowania posłużono się metodą stopniowanego szantażu. Jako pretekst wykorzystano fakt, że przewoziłem samochodem artykuły spożywcze, ktore kupiłem zupełnie legalnie. Zdarzenie to pokazuje realia życia w PRL i warunki działania instytucji kościelnych, takich jak kurie diecezjalne czy seminaria duchowne. W podobnych sytuacjach nieraz bywali budowniczowie kościołów, którzy nabywając, czy raczej „organizując” materiały budowlane, mogli być z tego powodu szantażowani.

W PRL każdy, nawet najbardziej absurdalny pretekst był wykorzystywany przez SB jako okazja do szantażowania i wymuszania spotkań i rozmów. Kulturalne zachowania i takt szantażowanych SB interpretowała – jak się okazuje – jako słabość i przyzwolenie.

Pełniąc w latach 1975–1980 obowiązki kapelana i sekretarza biskupa katowickiego, byłem razem z nim nieustannie inwigilowany. Dopiero po śmierci bp. Bednorza (1987 r.) wykryto i zlikwidowano urządzenia podsłuchowe, zainstalowane w jego domu przy ul. Francuskiej 47. Znajdowały się one w dwóch pomieszczeniach – gabinecie i jadalni – gdzie toczyły się najważniejsze, ale też prywatne rozmowy. Mieszkając przez 6 lat w domu biskupa katowickiego, byłem zatem nieustannie podsłuchiwany. Stąd SB dowiadywała się bezpośrednio o działalności bp. Bednorza i o moich poczynaniach.

Godzina próby
Patrząc z dzisiejszej perspektywy, przyznaję, że z matni zastawionej na mnie przez SB wychodziłem mało radykalnie. Zabrakło mi wówczas odwagi. Dziś czuję się zobowiązany przeprosić za to. Nie usprawiedliwia mnie fakt mieszania różnych płaszczyzn kontaktów z SB: tych formalnych, wynikających z pełnienia obowiązków służbowych, i tych będących wynikiem szantażu. Wydaje mi się jednak, że mogę wszystkim nadal patrzeć prosto w oczy.

Ważną godziną próby charakteru stał się dla mnie rok 1980, czas „Solidarności”, a przede wszystkim okres stanu wojennego i jego dramatyczne konsekwencje, które dotknęły szerokie rzesze społeczeństwa, przede wszystkim działaczy „Solidarności” i ich rodziny. „Uodporniony” wcześniejszym doświadczeniem na działania i naciski SB, starałem się razem z innymi zapisywać kartę troski Kościoła katowickiego o ofiary stanu wojennego i ich rodziny. Pamięć o tej działalności jest żywa w Kościele katowickim i w sercach tych, którym udzieliłem skutecznej pomocy.

Mam nadzieję, że te wytworzone bez mojej zgody i wiedzy przez funkcjonariuszy SB materiały, których celem nie było dokumentowanie prawdy, a jedynie odnotowywanie „sukcesów” w bezprawnych działaniach, mających na celu zniewolenie człowieka i uczynienie z niego sługi systemu, dla nikogo nie będą jedynym kryterium oceny kogokolwiek, w tym także kapłana i biskupa. Oby też nie były powodem zgorszenia.

Zatrute źródło
Wszystkich Czytelników „Gościa” proszę o modlitwę i gesty solidarności z tymi, którzy zostali pomówieni czy nawet oskarżeni o współpracę z SB, agenturą zniewalania przez system, który po roku 1989 nie został ani rozliczony, ani jednoznacznie potępiony jako zbrodniczy. Dziś oskarża się ofiary tego systemu, traktując m.in. esbeckie materiały jako absolutne źródło prawdy. Jest to bez wątpienia źródło zatrute i trzeba o tym wiedzieć, by po latach nie pomnażać „sukcesów” komunistycznej bezpieki w zniewalaniu narodu, którego częścią jest duchowieństwo.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.