Niechciane też kosztuje

Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim

|

GN 02/2007

publikacja 10.01.2007 15:32

Za komunizmu bez przerwy słyszałem, ile zawdzięczam państwu i marzyłem, żebym kiedyś mógł zapłacić za te dobra, które łaskawe władze mi wydzielają

Maciej Sablik Maciej Sablik

Już po tygodniu tego nowego roku zaczynają się pojawiać propozycje przejścia bezzwłocznie do roku następnego, ponieważ wrażeń było wystarczająco dużo. Atmosfera podgrzana została do tego stopnia, że zima zrejterowała razem ze śniegiem, mrozem, zawieją i gołoledzią. Jeśli tak dalej pójdzie, to dzieci trzeba będzie wywozić na wakacje zimowe do Emiratów Arabskich.

Tam bowiem naprawdę nie wiedzą, co robić z pieniędzmi, więc szejk zbudował sztuczny stok narciarski w pokaźnej, dobrze chłodzonej rurze. Rozrzutny szejk byłby świetnym klientem wodociągów w Katowicach, bo pewnie naśnieżanie wymaga dużej ilości wody. Tymczasem w Katowicach, jak się dowiedziałem z lokalnej prasy, ludność wody używa za mało i w efekcie wodociągom grozi bankructwo. Różne grinpisy, oenzety i wyznawcy Matki Ziemi od lat wołają, że wodę trzeba oszczędzać, no to katowiczanie się przejęli i sprzedawcy wody mają problem. A jak jest problem, to musi się znaleźć rozwiązanie. Zaś jedynie słuszne rozwiązanie w naszym kraju to podwyżka cen. I tak się być może stanie, bo ktoś musi płacić za rdzewiejące rury i za etaty specjalistów od mokrej roboty.

Oczywiście, gdyby dla odmiany mieszkańcy miasta zaczęli kąpać się cztery razy dziennie, to podwyżka cen też by ich nie ominęła. Czy jest jakieś wyjście? Najlepiej byłoby wżenić się w rodzinę szejka, który najwyraźniej ma kłopoty z wydawaniem pieniędzy, więc propozycję droższej wody powitałby z ochotą. Jednak obserwacja pewnych trendów cywilizacyjnych skłania też ku innym rozwiązaniom. Jak się te różne udogodnienia postępowe zaczęło wprowadzać, to obiecywano, że będzie wygodniej, lepiej, taniej. Potem, niestety, okazuje się, że trzeba raczej było starać się o własny wiatrak prądotwórczy, własną studnię, własnego listonosza, własne kury i własną krowę albo zamiast tego wszystkiego – o własny szyb naftowy (lub małe pólko roponośne).

Za komunizmu bez przerwy słyszałem, ile zawdzięczam państwu, bez którego moje istnienie byłoby po prostu niemożliwe. Wtedy marzyłem, żebym kiedyś mógł zapłacić za te wszystkie dobra, które łaskawe władze mi wydzielają. Teraz dostałem za swoje, bo płacę codziennie i widzę, że płaceniu nie ma końca. Mówi się, że współczesny rynek stwarza popyt na produkty, których tak naprawdę nikt nie potrzebuje. Zaczynamy wkraczać w kolejny etap rozwoju: zamiast czekać na popyt, rynek każe płacić nawet za dobra, których nie dostarcza. To i tak pół biedy, niekiedy trzeba ponosić koszty zła, którego wcale nie zamawialiśmy. Być może to cena owego jabłka, którego zachciało się pierwszym rodzicom.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.